- Cześć kochanie... Jestem z tobą w ciąży... - zamarł w bezruchu. Jego serce zaczęło walić jak młot, a oddech przyśpieszył ze zdenerwowania. Nie nie nie! Przecież to niemożliwe! To nie może być prawda! Przeczesał palcami swoje czarne włosy i nerwowo zaczął chodzić po salonie intensywnie myśląc.
- To nie może być prawda... Kłamiesz! Zostawiłaś mnie dla innego, a teraz próbujesz wkręcić mnie w dziecko! Jestem pewny, że nie jest ono moje tylko tego drugiego! Nie wciskaj mi bajek do cholery!
- Nathan do cholery ja nie kłamię! Jestem pewna, że jest ono twoje! Ty jesteś jego ojcem! Wszystko by się zgadzało jeśli chodzi o terminy! To było przed Maxem! Jestem w drugim miesiącu! - Szatynka na te słowa pokręciła z niedowierzaniem głową. W tej chwili nawet nie myślał co to za Maxem. Teraz myślał tylko o tym co powiedziała czarnowłosa i o tym, że jego świat po raz kolejny się wali.
- Nie! Przecież... - zaczął, ale Isabela się wtrąciła, nie dając mu szansy na skończenie.
- Pamiętasz wieczór, gdy wróciłeś z Włoch? - spytała brunetka i spojrzała na swojego, męża który zmarszczył brwi. Dobrze to pamiętał... Było to jakieś dwa miesiące temu, a kilka dni przed spotkaniem Lucy... Cholera! Wszystko się zgadzało! Usiadł bezradnie na kanapie i schował twarz w dłoniach.To na pewno zły sen, z którego zaraz się obudzi. Zamknął oczy mając nadzieję, że to okaże się nieprawdą. Po chwili otworzył oczy, jednak Isabela nadal stała w salonie i patrzyła na niego z uśmiechem.
- Muszę się zastanowić... Więc proszę, żebyś teraz wyszła i dała mi to na spokojnie przemyśleć. - Wstał i posłał jej krótkie spojrzenie, po czym poszedł do kuchni, gdzie wyciągnął z szafki przezroczystą szklankę i nalał do niej wody mineralnej. Wypił całą zawartość i oparł dłonie o jasny blat. Dlaczego jeżeli coś się układa to drugie się wali? Szatyn myślał, że będzie mieć już z głowy swoją żonę, a teraz nagle przychodzi i obwieszcza mu, że jest z nim w ciąży. Czy ona musi powodować wszystkie problemy? Wiedział, że nie ważne jaką decyzję podejmie, bo i tak kogoś wtedy zrani. Wyciągnął z kieszeni spodni telefon komórkowy i napisał do swojej dziewczyny smsa, że spotkają się za dwie godziny. Musi mieć czas, żeby wszystko przemyśleć i jakoś to wszystko wytłumaczyć Lucy. Przecież brunetka ma prawo wiedzieć, że będzie miał dziecko. Na pewno nie przyjmie tego entuzjastycznie, ale przynajmniej może poradzi mu co ma teraz zrobić... Rozwiązał krawat zwisający na jego szyi i wolnym krokiem ruszył na piętro, żeby wziąć zimny prysznic.
Hale czekała na szatyna w ich sekretnym miejscu, gdzie często spędzali razem czas. Była ciekawa jak poszła rozmowa z klientem Natha i oczywiście o co mogło w niej chodzić. Chciała też opowiedzieć szatynowi o Loly i jej nowym przyjacielu, którego podarował jej sam Sykes. Trzeba było przyznać, że malutka blondyneczka była zachwycona zwierzakiem i uśmiech nie schodził z jej twarzyczki przez cały dzień. No i oczywiście trzeba było wspomnieć o reakcji państwa Hale. Uczucie gniewu pomieszane z zaskoczeniem oraz radością, że ich mała córeczka jest szczęśliwa mając przy sobie włochatego przyjaciela. Sam Naith był wniebowzięty zabawą z dziewczynką. Mała ganiała go, a za jakiś czas rolę się odwracały. Brunetka zrobiła nawet trochę zdjęć by uwiecznić roześmianą buźkę swojej młodszej siostry. Ściemniało się, a Lucy siedziała na trawie czekając na swojego chłopaka. Dziewczyna spojrzała na wyświetlacz by sprawdzić godzinę oraz czy szatyn nie napisał. Spóźniał się już 20 minut. Nagle zobaczyła światła samochodu, które z oddali oślepiały ją. Przymknęła oczy i otworzyła je dopiero, gdy usłyszała, że samochód stanął niedaleko niej. Wstała z uśmiechem, gdy z auta wysiadł Nathan. Podbiegła do niego i uwiesiła na jego szyi, całując namiętnie jego usta. Mężczyzna odwzajemnił, lecz po chwili oderwał się od niej i lekko odsunął jej osobę od siebie. Brunetka zmarszczyła brwi nie rozumiejąc o co chodzi.
- Kochanie o się dzieję? - spytała, chcąc dowiedzieć się jak najszybciej co spowodowało ten odruch u jej ukochanego.
- Musimy porozmawiać. - westchnął cicho i zamknął samochód.
- Okej, ale najpierw mi powiedz jak spotkanie. - Uśmiechnęła się lekko zielonooka, zupełnie nie wiedząc co chce powiedzieć Sykes. Nie lubiła, gdy miał przed nią tajemnicę...
- Wszystko okej. Ramirez dał mi szansę i to ja mam wybudować dom. To znaczy... W końcu mój projekt wygrał.
- Ayy! Kochanie to wspaniale! - Brunetka zapiszczała i ucałowała jego usta.
- Luss... Poczekaj... To ważne. - westchnął nerwowo i złapał ją za ramiona. Dziewczyna spojrzała w jego tęczówki. - Przyszła do mnie Isabela... - zaczął i spojrzał na twarz swojej dziewczyny, która nie wróżyła niczego dobrego. Mimo tego postanowił kontynuować. - Nie wiem dlaczego, jak, skąd, ale... Boże ona jest w ciąży. - jęknął ciężko. - Podobno ze mną... Ja nie rozumiem... Wraca i nagle obwieszcza mi, że jest ze mną w ciąży... Nie wiem co mam robić... Zupełnie nie mam pojęcia...
- Przepraszam... Co ty powiedziałeś? Wróciła? W ciąży? - Brunetka zmarszczyła brwi nie wiedząc czy dobrze usłyszała.
- No tak... Luss... Bo ja wtedy... Ja wtedy cię okłamałem... - Skrzywił się lekko. - Wcale wtedy nie wyrzuciłem jej... Ona sama odeszła... Zostawiła mi tylko list... Luss... Przepraszam...
- Nie... Ja nie wierzę... Jak mogłeś?! Okłamałeś mnie, bo tak ci wygodnie było?! Przecież to lepiej brzmi jak powiesz, że to ty ją wywaliłeś! Nic tak naprawdę nie zrobiłeś w tym kierunku! Nic! A nie... Przepraszam zrobiłeś jej dziecko! I nie mów, że nie wiesz co masz teraz zrobić! Zabieraj dupę i leć do tej... Do tej idiotki! A mnie zostaw w spokoju! Nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy! - wrzasnęła zdenerwowana i uderzyła go w tors. Jęknęła cicho z bólu, złapała się za rękę i szybkim krokiem ruszyła w stronę domu. Nie obchodziło ją, że ma daleko, ani że jest już ciemno. Po jej zaczerwienionych policzkach zaczęły spływać łzy. Oszukał ją! Dla swoich pieprzonych korzyści oszukał ją, a ona nie zamierzała być z kimś, kto ją okłamuję. Ona nigdy go nie zawiodła, a ona to robił notorycznie. Miała dosyć tego wszystkiego... Tej cholernej Isabeli, przez którą ona cierpiała, a przede wszystkim samego szatyna, który robił wszystko, żeby ją upokorzyć. Dopiero teraz zrozumiała, że ten związek tak naprawdę nie ma przyszłości. Cały czas będzie coś źle i zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał ich rozdzielić.
- Lucy! - krzyknął za nią Sykes, po czym wsiadł jak najszybciej do samochodu i podjechał do idącej brunetki. - Luss wsiadaj! Nie wygłupiaj się do cholery! - krzyknął przez otworzone okno, ale Hale nie zrobiła sobie nic z tego i szybkim krokiem szła dalej. - Luss wsiadaj no! Jest ciemno! Nie pozwolę na to, żebyś szła sama! Wsiadaj do cholery jasnej i mnie nie denerwuj!
- Nie, to ty mnie denerwujesz, a ja nie zamierzam z tobą rozmawiać ani przebywać!
- Kochanie proszę...! Nie musimy rozmawiać, ale wsiądź odwiozę cię do domu!
- Nie mów do mnie kochanie! - Stanęła, na co on zrobił to samo z samochodem. Brunetka otworzyła drzwi srebrnego BMW i wsiała do środka, zapięła pasy i wlepiła wzrok w szybę.
- Luss... - zaczął, ale Hale nie dała mu skończyć.
- Nie odzywaj się do mnie, bo wysiądę. - syknęła nie patrząc na niego. Nathan nie pisnął już ani słówka. Patrzył na drogę, choć jego wzrok czasem wędrował na dziewczynę. Słyszał jak płaczę, choć starała się robić to jak najciszej. Wiedział, że źle zrobił mówiąc jej kiedyś, że to on rozstał się z Isabelą, ale wtedy był rozżalony oraz pijany i chciał się jak najszybciej pogodzić z Lucy. Teraz wszystko zepsuł... Boże, dlaczego musiał być taki głupi?! Westchnął ciężko, a po chwili zatrzymał się pod domem dziewczyny. Spojrzał na nią i położył dłoń na jej nodze, chcąc ją zatrzymać, jednak Lucy natychmiastowo zdjęła ją z siebie i wysiadła czym prędzej z auta, trzaskając drzwiami. Pobiegła do drzwi, za którymi po chwili zniknęła. Sykes odprowadził ją wzrokiem, po czym oparł czoło o kierownicę, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Był cholernym dupkiem! Wszystko spieprzył na własne życzenie!
Wbiegła do domu i nie zważając na pytania swojej mamy popędziła schodami na górę do swojego pokoju. Trzasnęła drzwiami, zamknęła je na klucz i rzuciła się na łóżko, chowając zapłakaną twarz na poduszce. Nie mogła się uspokoić... Cały czas w jej głowie huczały słowa szatyna. Okłamał ją, a do tego będzie miał dziecko tą suką! Przecież to było pewne, że i tak z nią zerwie... A jeżeli nie on to ona z nim. W końcu dziecko potrzebuję ojca, a ona nie będzie stać pomiędzy nimi. Dlaczego musiała tak niewłaściwie ulokować swojego uczucia?! W kimś kto jest starszy, żonaty, a do tego tak głupi! Poświęciła dla niego wszystko, a on tak naprawdę nic... Uderzyła pięścią w łóżko i zerwała się na równe nogi podchodząc do szafki, na której stało czerwone pudełeczko. Otworzyła je i wyjęła ich wspólne zdjęcie. Spojrzała na nie i krzycząc podarła je na drobne kawałeczki. Do jej uszu doszedł dźwięk dzwoniącego telefonu, który wydobywał się z jej torby. Wyjęła z torby dzwoniące urządzenie i spojrzała na wyświetlacz, na którym było napisane "Nath dzwoni". Rzuciła nim o ścianę co spowodowało, że telefon przestał dzwonić ale również rozpadł się na kilka części. Spojrzała na torbę i zauważyła w jej wnętrzu małe, czarne pudełeczko, a do niego przyczepiona mała karteczka. Usiadła na podłodze i wyjęła pudełeczko z torby. Odczepiła papier i rozłożyła go. Zaczęła czytać krótką wiadomość, która była na niej zapisana. Brunetka skończyła i przymknęła oczy, po czym otworzyła pudełeczko i wyjęła z niego srebrną bransoletkę, na której wisiały dwie literki 'L', "N" i serduszko. Założyła prezent na rękę i ciężko wzdychając podciągnęła kolana pod klatkę piersiową. Bransoletka była śliczna, ale co z tego? Przeprosił w liście, ale co z tego?! Nie potrafiła mu wybaczyć... Nie teraz...
Lekcja wychowania fizycznego, na której dziewczyny grały w kosza. Trener poprosił Hale, o przyniesienie dodatkowych piłek, gdyż zabrakło dla kilku dziewczyn. Brunetka zgodziła się bez wahania i wyszła z sali, by pójść do kantorka. Otworzyła drzwi i weszła do środka, a raczej została wciągnięta do środka przez jakiegoś delikwenta. Spojrzała na ową osobę i zobaczyła obejmującego ją szatyna. Do cholery! Co on tutaj robi?! Wyrwała się z jego uścisku i chciała wyjść jak najszybciej z pomieszczenia, jednak mężczyzna zagrodził jej przejście i przekręcił kluczyk w zamku, tym samym zamykając drzwi. Schował mały, metalowy przedmiot do kieszeni swoich spodni i spojrzał na zielonooką.
- Wypuść mnie! - krzyknęła i rzuciła się na niego z pięściami, jednak ten był szybszy i chwycił jej nadgarstki tym samym uniemożliwiając jej jakikolwiek cios w jego osobę. Czekał aż brunetka uspokoi się i chcąc nie chcąc musiała to w końcu zrobić, gdyż zrozumiała, że z nim nie wygra. Odsunęła się od niego i westchnęła. - Wypuść mnie...
- Porozmawiaj ze mną proszę... - Przeczesał palcami swoje włosy i oparł się o drzwi kantorka.
- Tak trudno zrozumieć, że nie chcę z tobą rozmawiać? Musisz mnie codziennie od dwóch tygodni nachodzić chcąc pogadać? Ale dobrze wyjaśnijmy coś sobie... Masz swoją ukochaną i dziecko w drodze, więc zapomnij o mnie i zajmij się nimi. Potraktuj tę znajomość jako... Nie nie. W ogóle jej nie traktuj, zapomnij o niej tak jakby nigdy jej nie było i nic się między nami nie wydarzyło. Nie było mnie, wspólnie spędzonych chwil, pocałunków, seksu i tego wszystkiego co ze mną związane. Zajmij się teraz tym czym powinieneś i zakończmy tą znajomość tu i teraz. Myślę, że w ogóle nie powinniśmy jej nigdy zaczynać, bo oboje dobrze wiedzieliśmy, że to nie ma przyszłości. Tylko ja byłam głupia, że się w to wplątałam, że zaufałam ci i poświęciłam dużo rzeczy, żeby być z tobą, ale cóż... Teraz to już tylko i wyłącznie mój problem. I nie martw się, dam sobie jakoś radę. Potrafię zmiażdżyć w myślach kogoś kto zalazł mi za skórę. Prędzej czy później zapomnę i myślę, że uda mi się to szybko, a ty zrób to już teraz. Teraz proszę otwórz te drzwi, bo to jest już wszystko co miałam ci do powiedzenia, a ciebie nie zamierzam słuchać i jeżeli nawet będziesz chciał mi coś wyjaśniać to przykro mi, ale zatkam uszy i tyle z tego będziesz miał. Otwieraj i zabieraj swoją dupę do domu i do Isabeli. Aaa... Zapomniałam... Życzę szczęścia i mam nadzieję, że będziesz szczęśliwym tatą. - mówiła stanowczo i bez jakichkolwiek uczuć. Odwróciła głowę i podeszła do półki skąd wzięła trzy piłki do kosza. Odwróciła się w stronę Sykesa i zobaczyła jak mężczyzna wodzi za nią smutnym wzrokiem. - No dalej otwórz to, bo nie zamierzam tu stać całą wieczność. - warknęła. Nathan spuścił głowę i sięgnął do kieszeni po klucz. Po chwili włożył ją do zamka i przekręcił otwierając tym samym drzwi. Dał jej odejść... Tym razem pozwolił jej na to, po tym co mu powiedziała...
-------------------------------------------------
A więc po bardzo długim czasie jest kolejny rozdział. Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, jednak u mnie sporo się teraz dzieję i nie do końca mam czas myśleć o takich rzeczach. Mam nadzieję, że rozdział się podoba i do zobaczyska! ;)