wtorek, 31 grudnia 2013


            Kilka dni w słonecznej Hiszpanii. Opalanie, wycieczki, kluby i dużo odpoczynku. Brunetka przez cały czas od ostatniego, nocnego spotkania z panem Sykesem, chciała mu dopiec albo zbłaźnić. Nawet próbowała wmówić pani Sanchez, że opiekun ją molestował. Dyrektorka miała z nim porozmawiać, ale większych skutków to nie przyniosło, przez co dziewczyna była niezadowolona i nie wiedziała co może jeszcze zrobić. Za to mężczyzna za jej oskarżenie chciał jeszcze bardziej ją pomęczyć i specjalnie, gdy dziewczyna chciała się wyspać po wypadzie do klubu, z którego wracała około godziny czwartej, budził ją o 7 lub 6, aby robiła innym pobudkę. Bawiła go zdenerwowana mina dziewczyny oraz wzrok, który gdyby tylko umiał zabijać to Nath już dawno byłby martwy. Ostatni wieczór ich wyjazdu. Trzeba było go spędzić intensywnie i tak, aby niczego nie żałować. Lucy z przyjaciółką wybrały się do baru na drinka. Dwa 'Sex on the beach' i rozmowa. Ostatnia noc w Barcelonie i brunetka nie zamierzała spędzić jej w łóżku śpiąc. Miała trochę inne plany. Jedyna szansa, żeby zbliżyć się do Sykesa. Miała plan, ale Blondi musiała jej w tym pomóc. Obgadały wszystko sącząc drinki, po czym wróciły do hotelu, aby się spakować. Luss dobrze wiedziała, że Tom przyjdzie do nich w nocy, miała takie przeczucie. Za dobrze go znała i wiedziała, że chłopak nie odpuści. Brunetka po raz kolejny wytłumaczyła Blondi co ma robić, kiedy opiekunowie będą sprawdzać czy są w pokoju, po czym wzięła torbę i po cichu, sprawdzając czy nie ma nikogo na korytarzu, wyszła z pokoju. Przebiegła szybko korytarz i zjechała windą do recepcji. Facet od kluczyków i rezerwacji był zajęty rozmową z nowym gościem hotelu, więc dziewczyna spokojnie mogła wyjść z hotelu, nie zostając zauważona. W tym czasie blondynka przygotowała jej łóżko, kładąc na nie trochę zwiniętych w kłębek ubrań i przykrywając je kołdrą tak, że wyglądało to jakby ktoś na nim spał. Wykąpała się i leżąc na swoim posłaniu, zaczęła czytać książkę. Usłyszała głośne pukanie. Wyskoczyła spod kołdry i otworzyła drzwi od pokoju, wychylając głowę.
- Śpicie? - Brunet spojrzał na dziewczynę uśmiechając się. Obchód po pokojach. Trzeba sprawdzić czy młodzi ludzie spakowani i czy są już w łóżkach. I tak dostali sporo czasu bo jest już 1 w nocy. Blondwłosa kiwnęła głową, patrząc na mężczyznę. Kiedy zapytał czy wszystko już przygotowane, ponownie przytaknęła. Powiedział dobranoc i chciał już odejść.
- Nathan... To znaczy... Proszę pana. - Spojrzał na Blondi. - To dla pana. - Powiedziała dając mu zwiniętą karteczkę. - Proszę to przeczytać. Dobranoc. - Uśmiechnęła się i zamknęła drzwi ponownie kładąc się na łóżku. Szatyn oparł się o ścianę, rozwinął papier i zaczął po chichu czytać: Nie bądź zły na Kelsey, że mnie nie zatrzymała, ale... To mój pomysł. Ostatnia noc na wyjeździe i ja... Musiałam to zrobić. Proszę przyjdź na plaże przy skarpie. Chociaż ten jeden raz nic nikomu nie mów i po prostu przyjdź do mnie. A jeżeli nie masz takiego zamiaru... Masz mój numer. Napisz, a ja wrócę o hotelu i dam ci spokój, raz na zawsze. Lucy. Wyjął z kieszeni spodni swój telefon i otworzył nową wiadomość. Patrzył na ekran nie wiedząc co zrobić. Przyjechał tu w konkretnym celu, a wyszło na to, że ją olewał. Po części tak musiał, gdyż był jej opiekunem i miał taki obowiązek. Cały czas miał jednak żonę, a ta mała zawróciła mu w głowie. Westchnął cicho i przycisnął czerwony guzik na klawiaturze, po czym ją zablokował i z powrotem schował telefon do kieszeni spodni. Skończył sprawdzać pokoje, po czym poinformował panią Sanchez, że wychodzi i pognał we wskazane przez Lucy miejsce. Szedł przez plaże trzymając w rękach buty i szukając wzrokiem dziewczyny. Zobaczył ją... Siedziała skulona na piasku i patrzyła na falujące morze. Podszedł cicho i usiadł obok niej nie odzywając się. Również spojrzał w dal, myśląc co robić dalej i jak potoczy się ich rozmowa. Przez kilka minut milczeli jak zaklęci, patrząc tylko na wodę i księżyc, który się w niej odbijał. W dali słychać było rozmowy turystów, którzy pomimo iż była druga w nocy chodzili po zatłoczonym i tętniącym życiem mieście. Lucy otworzyła lekko usta, aby coś powiedzieć lecz zrezygnowała z tego. Po chwili obydwoje w tym samym czasie zaczęli do siebie mówić. Szatyn zaśmiał się i pozwolił jej pierwszej zabrać głos. Westchnęła cicho.
- Przepraszam... - Zaczęła mówić niepewnie. - Przepraszam za swoje zachowanie na całym wyjeździe. Po prostu... Przyjechałeś tu nie wiedząc czemu i mnie wkurzałeś, bo robiłeś wszystko, żeby mnie zbłaźnić... Raz robisz jedno, a po chwili robisz drugie... Ja już jestem skołowana, bo nie mam pojęcia o co tak naprawdę tobie chodzi...
- Wiem Luss, wiem... To ja przepraszam... Chociaż powinnaś zrozumieć, bo po części była to moja praca. Musiałem cię pilnować i nie pozwolić, abyś weszła mi na głowę. Obie opiekunki miały na mnie oko, przecież wiesz o tym... Okej, będę szczery i powiem prawdę. Wiem, że moje zachowanie nie było do końca zrozumiałe. Szczególnie to, po co tu przyjechałem... Nie mogłem wcześniej ci tego powiedzieć, ale skoro już tu jesteśmy i rozmawiamy... Przyjechałem tu, bo... Bo chciałem być blisko ciebie. Widzieć cię, opiekować się, po prostu mieć cię przy sobie. Chciałem cię bliżej poznać, a to był jedyny sposób, żeby to osiągnąć. Udało mi się jakoś wkręcić na waszego opiekuna. - Uśmiechnął się i ręką chwycił lekko podbródek dziewczyny, przekręcając jej głowę tak, aby ich spojrzenia się spotkały. - Nie wiem co, jak i dlaczego, ale przez ten tydzień kiedy woziłem cię do szkoły i te kilka dni w Barcelonie spowodowały, że coś mnie do ciebie ciągnie. Jesteś śliczna, a ja wariuje kiedy jestem blisko ciebie. - Sam nie mógł uwierzyć w to co mówił, ale nie kłamał. Wszystko przyszło tak po prostu, było jak najbardziej szczere, szło z serca. Patrzył w jej zielone oczy i czekał na jej reakcje. Dziewczyna przybliżyła się do niego i musnęła jego usta swoimi. Uśmiechnął się do brunetki i wpił w jej usta. Całował ją zachłannie i namiętnie, jakby ten pocałunek miał się za chwilę skończyć i nigdy więcej nie powtórzyć. Ich języki tańczył ze sobą we wspólnym rytmie, który podpowiadały ich serca. Objął dziewczynę w pasie i przyciągnął ją do siebie. W obydwojgu rosło pożądanie. Pragnęli siebie nawzajem. Nathan położył ją delikatnie na piasku nadal całując jej słodkie, malinowe usta. Powoli przeniósł pocałunki na jej szyję. Każdy, chociaż najmniejszy dotyk jego rozgrzanych ust na jej ciele, przyprawiał ją o dreszcze. Lucy przymknęła oczy, oddając się przyjemności, która dawał jej mężczyzna. Po chwili poczuła jego rękę, która sunęła po jej ciele pod bluzką.
- Nie... Nathan, nie możemy... - Złapała go za rękę, która błądziła po jej plecach. Szatyn spojrzał na nią pytająco. Nie wiedział o co jej chodzi. Dlaczego dziewczyna to przerwała? Przecież czuł, że pożąda jego tak samo, jak on ją. - Przepraszam, ale... Nie chcę abyś ty ani ja... Żebyśmy czegoś żałowali. Za szybko... Ty masz żonę.
- Rozumiem... Masz rację i przepraszam. Ale to niczego między nami nie zmienia? - Spojrzał na Luss, siadając na piasku. Miał nadzieję, że jej nie wystraszył tym szybkim obrotem sytuacji. 
- Nie zmienia i nie przepraszaj. - Uśmiechnęła się i dała mu małego całusa w policzek. - Cieszę się, że przyszedłeś i sobie co nie co wyjaśniliśmy. Właściwie to tylko ty mówiłeś, ale ja czuję to samo. Jesteś przystojny i niedostępny, a to jest bardzo pociągające. - Zachichotała cichutko.
- Pociągające? - Szatyn zaśmiał się, powtarzając to co powiedziała, aby się upewnić czy dobrze usłyszał. Lucy pokiwała głową. Wstał i za czym zdążyła zaprotestować, wziął ją na ręce i pobiegł nad sam brzeg. Śmiał się, udając, że wrzuci ją do morza, a ona piszczała błagając, żeby tego nie robił. Postawił ją w końcu na mokrym piasku, a woda zaczęła obmywać ich gołe stopy. Stali naprzeciwko siebie i patrzyli w swoje oczy uśmiechając się. Tylko oni, oświetleni blaskiem księżyca. Nie martwili się tym, co będzie potem, liczyło się tu i teraz. Po raz kolejny tej nocy Nath zatopił się w jej słodziutkich, czerwoniutkich ustach. Odwzajemniła pocałunek. Wreszcie mogła to robić bez żadnych konsekwencji. Po chwili oderwali się od siebie i wrócili na swoje miejsce na piasku. Lucy usiadła prostując nogi, a Nathan za nią, obejmując ją w talii i przyciągając ją do siebie tak, żeby dziewczyna oparła się o niego. - Słońce wschodzi. - Powiedział cicho, tuląc ją do siebie. Z jednej strony cieszył się, że siedzi tu z nią i może mieć ją blisko, a z drugiej strony żałował, że dopiero ostatniej nocy. Za kilka godzin wracają do Meksyku... Pozostanie mu widywanie jej, kiedy będzie nadal odwozić ją do szkoły. Jak na razie nie zrezygnuje z tej znajomości. Może to szaleństwo, żeby się w to wplątywać, bo ma żonę, ale chciał spróbować. Czegoś nowego, zakręconego i dzięki czemu czuję się lepiej... To chyba można nazwać szczęściem.
- Jest pięknie... Szkoda, że musimy wyjeżdżać, bo przychodziłabym do ciebie w nocy. - Jej słowa wywołały śmiech nie tylko u Sykesa, ale u niej samej również. - Tak po za tym, po ostatnim zajściu dyrektorka jednak nie wyprawiła mi kazania, a ty do końca byłeś opiekunem... Szczerze jak dla mnie to dziwne, bo kiedy coś zrobię w szkole, to nigdy nie zapomina. A wtedy ty byłeś w samym ręczniku i ja w takim stanie... Nie dziwi cię to? - Odwróciła głowę w jego stronę i spojrzała na niego. Nathan zastanowił się chwilę. 
- Widocznie zapomniała, ale to chyba dobrze? W końcu ani ty, ani ja nie mieliśmy problemów. A szczerze powiedziawszy bardzo chętnie powtórzyłbym to pod prysznicem.
- Zboczeniec. - Uderzyła go mocno w nogę. - Ja ci tu powtórzę!
- Ej no, za co to? A ty byś nie chciała? Źle ci było? - Uśmiechnął się i lekko musnął ustami jej gładkie ramię. Miał na nią ochotę, ale obiecał sobie, że zaczeka. Dziewczyna ukazała rządek białych zębów po jego czułym geście. Będzie musiała przywyknąć do czułości od strony mężczyzny, ale musiała przyznać, ze jest to bardzo przyjemne i że chciałaby tego jak najwięcej. Siedzieli rozmawiając do godziny siódmej. Trzeba było wracać za nim wszyscy się pobudzą... Ostatnie chwile w Hiszpanii. Za kilka godzin będą już w Londynie i znowu zacznie się szkoła czy też praca... Z wyjazdu najbardziej będą pamiętać pewnie to, że zyskali siebie nawzajem. Co będzie potem... To się okaże.



            Wczoraj wieczorem wrócili z Barcelony. Na szczęście kiedy Nathan wszedł do domu Isabela już spała. Nie miał ochoty na czułe przywitania, a przede wszystkim na coś więcej... Miał tylko nadzieję, że uda mu się odwlec to jak najdłużej. Teraz zależało mu na młodej brunetce, a nie na żonie. Gdyby to było takie proste to pewnie kazał by się wynosić szatynce, ale nie jest taki, a po za tym... Na razie wolał, żeby zostało tak jak jest. Będzie spokojniejszy, gdyby nic z Lucy nie wyszło. Może to nie w porządku w stosunku do obu pań, ale na razie to była jedyna opcja. Isabel nie będzie nic podejrzewać, a przynajmniej mężczyzna miał taką nadzieję. Dzisiaj zrobił sobie jeszcze jeden dzień wolny w pracy. Mógł sobie na to pozwolić. W końcu był szefem, a po za tym kiedy jego nie ma, wszystkim zajmuję się Jay. Nath ufa przyjacielowi i nigdy się na nim nie zawiódł. Była godzina troszkę po 13, a on leżał w łóżku odpoczywając. Miał jeszcze trochę czasu przed pojechaniem po Luss do szkoły. Jego żona była w pracy, a on mógł się zrelaksować i po odpoczywać w świętym spokoju. Położył głowę na poduszce, która leżała na jego rękach. Na samo wspomnienie ostatniej nocy wyjazdu, uśmiechnął się. Szczerze nie myślał, że tak to się potoczy, a jak już to, ze tak szybko brunetka będzie jego. Niczego nie żałował, a wręcz przeciwnie. Cieszył się, że udało mu się wkręcić na opiekuna i w ogóle, że postanowił pojechać na tą wycieczkę. Nagle usłyszał, że ktoś wszedł do domu... 'Czyżby Isa wróciła wcześniej do domu? Oby nie...' - Pomyślał i wyskoczył z łóżka. Zbiegł na dół i go wryło. Jego przewidywania się spełniły... 
- Kochanie!!! - Pisnęła szatynka wieszając się na jego szyi i całując namiętnie w usta. Odwzajemnił niechętnie. Wiele by dał, żeby okazał się to tylko koszmarem. Wiedział co go będzie za chwilę czekać... Kobieta oderwała się od niego i uśmiechnęła szeroko, ukazując białe zęby.
- Cześć skarbie... 
- Wczoraj chyba wróciłeś późno... Jak wstałam to zobaczyłam, że śpisz obok. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam. Specjalnie wróciłam trochę wcześniej z pracy, żeby z tobą pobyć. - Dała mu małego całusa. - Jej... Jak ja za tobą tęskniłam...! - Ponownie objęła rękoma jego szyję. - Błagam nie jeździj już na te służbowe wyjazdy, bo ja bez ciebie wariuje... - Jęknęła, przytulając się mocno do mężczyzny. 
- Taką mam pracę. Szefostwo do czegoś zobowiązuję, przecież wiesz... Wolałbym siedzieć w domu niż jeździć za kontraktami i klientami. - Kłamanie całkiem dobrze mu szło, a Isabela we wszystko wierzyła, co tylko powiedział.
- Jej kochanie jak ja za tobą tęskniłam... I za twoim kolegą też. - Uśmiechnęła się cwanie i wjechała rączką pod jego bokserki. Zaczyna się... Wiedział, że to go nie ominie. Będzie nalegać, a on już nie będzie miał siły na stawianie się jej i ulegnie. Miał przecież jechać po Lucy... Dobra, zrobią to szybko i będzie miał z głowy. Byle nie spóźnić się po brunetkę... W końcu obiecał jej, że przyjedzie... Wyszeptał cicho "Ja za tobą też.' i wpił się w jej usta. Isabela oczywiście chętnie odwzajemniła pocałunek, a ręką poruszała w górę i w dół, stawiając do pionu męskość Nathana. - Chodźmy do sypialni... - Wyszeptała wprost do ucha mężczyzny i pociągnęła go za rękę, kierując się w stronę pokoju. Weszli do sypialni, gdzie Isa od razu zdjęła mu bokserki. Popchnęła mocno na łóżko, tak że Sykes na nie upadł i usiadła na nim wpijając się w jego usta. Zaczęła zdejmować z siebie ubranie. Po kolei na podłodze lądowała spódnica, koszula... Aż została w samej koronkowej bieliźnie. Składała pocałunki na jego ciele, nie zostawiając ani jednego milimetra. Schodziła nimi w dół, aż natknęła się na jego nabrzmiałego, grubego penisa. Uśmiechnęła się do Nathana, po czym rozchyliła usta wkładając jego członka jak najgłębiej. Nie mógł zaprzeczyć, było mu przyjemnie, ale chętnie by to jak najszybciej zakończył. Najlepiej by w ogóle tego nie zaczynał... Z jego ust wydobył się cichy jęk. Kobieta przerwała na chwilę i ponownie pocałowała mężczyznę wpychając język do jego buzi. Sięgnął do zapięcia jej stanika i po chwili owa rzecz znalazła się gdzieś na podłodze. Chwycił jej jędrne piersi i zaczął ugniatać, przez co kobieta zaczęła jęczeć. Wstała i sprytnym ruchem ręki pozbyła się koronkowych stringów. Usiadła okrakiem na sztynie i chwyciła jego męskość, pocierając nią o wejście do swojej cipki, która była już coraz bardziej wilgotna. Trochę zabawy i po chwili nadziała się na jego żołnierzyka. Poruszała się rytmicznie w górę i w dół, a jej muszelka całkowicie obejmowała jego członka. Zmieniała co chwilę tempo i głębokość jego zanurzenia, co dawało jej wielką przyjemność. Seks z mężem, to coś o czym przez kilka dni marzyła. Aby mieć go, pieścić i czuć w sobie... Jeszcze kilka głębokich zanurzeń i jej ciało wygięło się w charakterystyczny łuk. Doszła, a on chwilę po niej. Opadła zmęczona na jego ciało i próbowała uspokoić oddech. - Tego mi było trzeba... Kocham cię... - Wyszeptała całując usta szatyna...


            Do uszu brunetki doszedł dźwięk dzwonka, który głośno rozbrzmiewał, dzwoniąc na korytarzu. Poderwała się z miejsca jak oparzona, włożyła pośpiesznie książki do torby i wybiegła z klasy, nie żegnając się nawet z Kelsey. Koniec na dzisiaj... Zbiegła ze schodów, przemierzając je w ekspresowym tempie. Zeskoczyła z czwartego schodka i udała się do dużych drewnianych drzwi. Chciała wyjść stąd jak najszybciej i zobaczyć się z Nathanem. Wybiegła na zewnątrz szukając srebrnego BMW, którym zwykle woził ją mężczyzna. Rozejrzała się dokładnie na prawo i lewo. Nigdzie go nie było... Stwierdziła, że może chwilę się spóźni, bo może korki. Oparła się o budynek i czekała na niego. 15 minut, 30 minut... Coraz bardziej zdenerwowana stała i patrzyła co chwilę na swój czarny zegarek.
Godzina... Obiecał, że przyjedzie... Puste słowa...! Nie tego już za wiele. Godzina spóźnienia?! Przesadził! Co ja sobie myślałam?! No tak ma żonę... Dałam mu się nabrać... Jego słowa w ostatnią noc w Barcelonie na plaży... Kłamał idiota jeden! Nie chciałam się z nim przespać i co?! Spadaj mała! Zależało mu tylko na jednym... Na seksie! Żeby mnie tylko zaliczyć?! O nie ja tak tego nie zostawię... Popamięta mnie jeszcze, kutas pierdolony! Myślał, że dam się wykorzystać,! A że nie dostał to czego chciał to teraz uciekł tak?! Popamięta mnie! Jeszcze przez niego musze iśc z buta do domu! Jaka ja byłam naiwna...

poniedziałek, 30 grudnia 2013

            Stadion FC Barcelony. Duży i robiący niezłe wrażenie, kiedy jest się na trybunach. Fajnie byłoby znaleźć się na nich kiedy odbywa się mecz. No cóż, jak na razie jedyna okazja, żeby tam być to wycieczka. Muzeum mieszczące się w różnych pomieszczeniach, duże i mające w swojej kolekcji wiele pucharów, wystawę koszulek z każdego roku,a na ścianach herby i kolory klubu. Oprócz tego sklepik klubowy z różnymi gadżetami, nie tylko dla ludzi, ale również dla pupili tak jak psów. Posłanka, ubranka, zabawki. Szał na Barce. Lucy ze swoją przyjaciółką chodziły oglądając wszystkie nagrody, które zgarnęła Barca w turniejach piłkarskich. Lubiły Barcelone, jednak Real Mardid był ich ukochanym klubem. Kiedy grupa młodych ludzi już wszystko obejrzała, udała się do autokaru i ruszyła zwiedzać miasto dalej. Najpierw Park Gaudiego, gdzie dostali przewodnika. Oczywiście panna Hale była bardziej zajęta rozmową z Blondi, niż słuchaniem przewodniczki, za co dostała burę od pana Sykesa. Na każdym kroku mężczyzna ją upominał, kiedy tylko zrobiła coś nie tak. Miała tego serdecznie dosyć... Po małej przerwie w parku skierowali się na główny deptak. Kiedy byli już na miejscu dostali dwie godziny czasu wolnego i rozeszli się każdy w swoją stronę. Oczywiście Lucy poszła z blondynką, a za nimi Tom. Brunetka miała go już po dziurki w nosie, ale nie miała wyboru. Musiała wziąć go ze sobą... Chodzili po straganach szukając pamiątek dla swoich bliskich. Multum bransoletek, figurek i innych dupereli. W pewnym momencie Kelsey z Tomem zaczęli się kłócić o to, że Lucy nie chcę, aby on kupował za nią prezenty. Blondwłosa uważała, że nie powinien tego robić, zwłaszcza, że nie są razem. Jeżeli chcę ją przekupić, no to niestety, ale mu się to nie uda. Kiedy 'para" się kłóciła Lucy wykorzystała to i wymknęła się idąc w swoją stronę i zostawiając ich samych. Byli zdziwieni i zaniepokojeni faktem, że zgubili dziewczynę. Pech chciał, że za chwilę miała być zbiórka i powrót do hotelu. Mieli tylko nadzieję, że Lucy miała zegarek i przyjdzie na czas. Dotarli na miejsce, gdzie mieli spotkać się z resztą grupy. Wszyscy już byli... Oprócz brunetki. Od razu zaczęły się pytania gdzie jest Hale, a oni nie umieli odpowiedzieć na nie. Czekali prawie godzinę na to, aż może przyjdzie. W pewnej chwili Nathan dostał smsa. "Czekam na ciebie w kawiarni Rose. Przyjdź i nie mów nikomu, że się do ciebie odzywałam. Luss". Schował telefon do kieszeni, odczekał chwilę i podszedł do dwóch opiekunek.
- Jedźcie do hotelu, nie ma sensu, żebyśmy wszyscy tu siedzieli bezczynnie i czekali. Wy wracajcie, a ja poszukam Hale. - Opiekunki się zgodziły. Pani Sanchez dobrze znała Natha, ufała mu, dlatego też zgodziła się, aby poszukał dziewczyny. Cała grupa zapakowała się do autokaru i odjechała do miejsca, gdzie się zatrzymali. Sykes poszedł do kawiarni, w której miała czekać Lucy. Pytał po drodze ludzi, gdzie owe miejsce się znajduję i rozmyślała, dlaczego dziewczyna to zrobiła. Co chciała tym osiągnąć... Nauczycielki się martwiły, a ta jakby nigdy nic po godzinie czasu, pisze do niego, że czeka w tym i tym miejscu... Jak tylko się zobaczą, to dostanie od niego niezły opieprz. Odechcę jej się następnym razem takich numerów. To było nieodpowiedzialne i lekkomyślne zachowanie. Kawiarnia "Rose". Dotarł na miejsce. Od razu zobaczył brunetkę siedzącą na zewnątrz i popijającą kawę. Podszedł do miejsca, gdzie przebywała i usiadł naprzeciwko niej. - Mogę wiedzieć co ci strzeliło do głowy, że zgubiłaś się swoim przyjaciołom, nie przyszłaś na zbiórkę i po godzinie czasu, kiedy się o ciebie wszyscy martwią piszesz do mnie sms'a, że jesteś tutaj? 
- Może jakieś cześć na początek. O co ci chodzi? Zabawiasz się w mojego ojca czy jak? To wiedz, że nim nie jesteś i nie obchodzi mnie to, co o tym myślisz. Po za tym tak trudno zrozumieć, że ściągnęłam cię tutaj bo chciałam spędzić z tobą trochę czasu? Czy to tak wiele?
- Lucy posłuchaj mnie uważnie. Jesteśmy na wyjeździe. Nie razem tylko na wycieczce, klasowej. Ja jestem twoim opiekunem i nie mogę się z tobą spotykać czy co tam sobie myślisz. Wczoraj mieliśmy szczęście, że nas zobaczyła twoja przyjaciółka, a nie ktoś inny. Ja mam cię pilnować tutaj. P I L N O W A Ć. A ty powinnaś się mnie słuchać, tak samo jak i innych opiekunów. A za taki występek powinnaś zostać ukarana.
- Powiesz, że uciekłam specjalnie?
- Nie wiem, może i powiem. Takie są moje obowiązki. A teraz zbieraj się i wracamy. Ale już...
- Ale... Nie słyszałeś co ja powiedziałam? Chcę spędzić z tobą trochę czasu. - Spojrzała na niego stanowczym wzrokiem. On nic sobie z tego nie zrobił. Rzucił tylko krótkie "nie obchodzi mnie to" i wstał od stolika. Rozdrażniło to dziewczynę. Zapłaciła za kawę i ruszyła przed siebie, a on za nią. Pytał się jej czy nie woli jechać taksówką, ale zaprzeczyła. Szła szybkim krokiem w stronę hotelu, do którego był całkiem spory kawałek. Doszli na miejsce. Chciała szybko pójść do swojego pokoju bez słowa, jednak zatrzymała ją dyrektorka z pytaniem gdzie była. Spojrzała na Nathana, na co on odpowiedział, że urządziła sobie małą wycieczkę po okolicy. Od razu ciśnienie w jej krwi się podniosło. Chciała go za to pobić, jednak wolała powstrzymać się od rękoczynów, przynajmniej jak na razie. Spojrzała na niego gniewnie. Gdyby wzrok mógł zabijać... Nath pewnie byłby już martwy. Do jej uszu nadeszło kilkuminutowe kazanie od pani Sanchez, po czym dostała karę w postaci ciszy nocnej już o godzinie 22 i dopiero mogła pójść do pokoju. Wpadła do pomieszczenia cała w nerwach i poszła na balkon. Zignorowała pytania blondynki i założyła duże słuchawki na uszy, puszczając na całą głośność muzykę swojego ulubionego zespołu. Zawsze tak robiła, żeby choć trochę się uspokoić.
Idiota totalny! To ja specjalnie uciekam, żeby trochę z nim pobyć, a ten mnie tak traktuje?! To po jaką się pytam cholere on tutaj w ogóle przyjechał?! Przecież nie po to, żeby pilnować dzieciaków, przynajmniej jak dla niego...! Nie rozumiem w ogóle dlaczego, a raczej jak on tutaj trafił! Co on ma wspólnego z moją szkołą?! Przecież jakoś musiał się wkręcić do grona opiekunów! Ja się tego dowiem... Nie zostawię tego tak! Jego zachowania też! Myśli, że jak jest starszy to może mnie tak traktować? Ooooj żebyś się kochany nie przeliczył... Jeszcze ci pokażę, prawdziwą Lucy Hale!


            Godzina pierwsza w nocy. Kelsey już dawno śpi. Brunetka leżała na swoim łóżku, myśląc o dniu, który minął i oNathanie. Nie mogła usnąć, a może raczej nie chciała... Czekała na odpowiedni moment. Spojrzała na zegarek w telefonie, powinni już wszyscy spać. Wygramoliła się z łóżka i po cichu, w samej krótkiej koszuli nocnej wyszła z pokoju, wcześniej upewniając się, że nie ma nikogo na korytarzu. Na paluszkach przeszła pięć pokoi dalej pod numer 416. Chwyciła za klamkę. Otwarte. Uśmiechnęła się do siebie, po czym sprawdziła po raz kolejny czy nikt jej nie widział i weszła do środka. Rozejrzała się dookoła. Nikogo nie było... Na początku pomyślała, że pomyliła pokoje. Jednak zobaczyła rzecz należącą do właściciela pokoju i wiedziała, że jest w dobrym miejscu. Nagle usłyszała jak leje się woda w łazience. Aaaa tam się schował.... O tej godzinie prysznic? Lekko zdziwiona czmychnęła po cichu do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Był pod prysznicem. Gdyby nie para na szybach od kabiny widziałaby go całkiem nago. Na szczęście ciepła woda była czasem przydatna, nie tylko do kąpieli jak się okazuje. Usiadła niedaleko na umywalce, która była obsadzona kafelkami, tworząc przy niej półeczkę. Patrzyła na niego. Miał zamknięte oczy, myjąc włosy. Dziewczyna uśmiechała się do siebie cwaniacko. Po chwili znudziło jej się bezczynne siedzenie, więc zeskoczyła z umywalki, podeszła do kabiny prysznicowej i zapukała w szybę. Mężczyzna momentalnie odwrócił się w jej stronę i nie wiedział co ma zrobić.
- Co ty tu robisz??? - Spytał zdziwiony jej obecnością. Stoi tutaj, chociaż powinna już dawno spać. Po za tym to jego łazienka, a on jest całkiem goły! Patrzył na nią pytającym wzrokiem, a ona tylko śmiała się z niego. Jest bezczelna... Woda lała się z baterii prysznicowej. Wszedł pod strumień wody i spłukał szampon, który znajdował się na jego głowię. Otworzył szklane drzwiczki i nim dziewczyna zdążyła się obejrzeć, stała już pod prysznicem przyparta do ściany. Po chwili była już cała mokra, a jej cienka koszulka nocna prześwitywała, ukazując jej kształtne piersi. Patrzył na nią i widział jak próbuje uciec wzrokiem byle gdzie, aby nie spojrzeć na jego przyrodzenie. Tu już para nie stała na przeszkodzie i wszystko było widoczne... Chociaż próbowała patrzeć we wszystkie strony, co jakiś czas łapała się na tym, że jej wzrok kieruję się na jego "kolegę'. Nathan podszedł do niej bliżej tak, że stykali się ciałami. Serce Lucy zaczęło bić szybciej i mocniej. Był tak blisko... Za blisko. Czuła jego ciepły oddech na swoim policzku. Patrzyła w jego oczy, próbując z nich cokolwiek wyczytać. Na marne, nie potrafiła go rozgryźć... Szatyn napierał na jej drobne ciało. Dotykał już nosem jej noska. - Po co tu przyszłaś? - Zapytał spokojnie, nie odsuwając się od niej na milimetr. Nie odpowiedziała. - No pytam... Z grzeczności powinnaś mi odpowiedzieć.
- Ty się pytasz po co przyszłam? Już ty chyba powinieneś wiedzieć najlepiej idioto jeden! Co ty sobie kur*wa wyobrażasz?! Co?! - wybuchnęła i zaczęła zasypywać go pytaniami, wykrzykując je.
- Dziewczyno przestań krzyczeć bo pobudzisz wszystkich! - Przymknęła się. Patrzyła na niego i powiedziała ciche "wytłumacz mi to". - Co mam ci tłumaczyć? A co miałem zrobić? Jestem twoim opiekunem i wbij to sobie do tej swojej główki do cholery. Przychodzisz tu w środku nocy i czego chcesz? No czego?
- Zemścić się na tobie za to co powiedziałeś babkom! Wycieczkę sobie zrobiłam? Jasne. Byle skłamać, żeby sobie dupę uratować co? Przyjeżdżam tu i dowiaduję się, że jesteś opiekunem, nawet nie wiem jakim cudem się na to stanowisko wkręciłeś. Na pewno nie przyjechałeś po to, żeby się zajmować nami. Miałeś inny cel. No przyznaj się! W klubie jakoś ci to nie przeszkadzało i się ze mną całowałeś, a teraz, dzisiaj wszystko robisz, żeby mnie ośmieszyć! - Nathan wyczuwał, że była zła. Nadal stał blisko niej. Nie zamierzał jej nic tłumaczyć, a przynajmniej nie teraz, bo po co? Miał powiedzieć jej, że przyjechał tu do Barcelony specjalnie, żeby się do niej zbliżyć? Poznać ją lepiej i być przy niej? Jedyny sposób jaki to umożliwiał, było zostanie opiekunem. Dzięki temu mógł chociaż na nią patrzeć i się nie opiekować. Na razie jednak nie zamierzał wyjawiać jej prawdy. Chciał potoczyć tą grę, którą zaczęła. Kiedy był blisko niej wariował, a jej mokre ciało i piersi, te sterczące sutki, które było widać pod mokrą koszulką, podniecały go. Wiedział, że on też na nią działa. Lucy czuła jak jego penis staje się twardy wbijając w jej udo. Zadrżała lekko. Czułą się nieswojo, kiedy stał tak blisko niej, całkiem nagi... Przygryzła lekko usta, co nie umknęło uwadze bruneta.
- Podoba ci się to prawda? - Wyszeptał do jej ucha. Przymknęła lekko oczy, kiedy słyszała jego niski, cichy głos. Nath uśmiechnął się lekko widząc jej minę. Był już pewien, że nie jest jej obojętny. Musnął lekko jej szyję i usłyszał jej ciche pomrukiwanie. Ponownie na jego ustach zagościł uśmiech. Zrobił jej małą malinkę i przeniósł się z pocałunkami na jej dekolt, nadal słysząc ją. Zsunął lekko jedno ramiączko od jej sukienki i ustami zaczął ssać jej nabrzmiałą pierś. Jęknęła z rozkoszy, odchylając swoją głowę lekko do tyłu. Chciała, żeby to się nie skończyło, trwało wiecznie... Mężczyzna spojrzał w górę. Widział, że podoba jej się to, co robi. Chciał posunąć się dalej, jednak wiedział, że nie może teraz tego zrobić. Miał grać tak samo jak ona. Stanął, pocałował ją jeszcze raz w szyję i wyszeptał do jej ucha. - Koniec zabawy. Idź spać bo robisz jutro pobudkę wszystkim o 6, za to, że nie chcesz mnie słuchać. Po za tym z tego co wiem miałaś być w pokoju. Nie omieszkam powiedzieć tego pani dyrektor. - Uśmiechnął się do niej cwaniacko. Kiedy usłyszała jego słowa, stopień agresji wzrósł u niej do maksimum. Założyła z powrotem ramiączko od koszuli i walnęła go w tors.
- Kutas złamany z ciebie! Ja się nie zdziwię jak żona cię zostawi, bo tym czymś na dole, to raczej nie zaspokoisz jej! - Wskazała na jego przyrodzenie i cała mokra wyszła spod prysznica i z łazienki.
- Też cię kocham skarbie! - Krzyknął za nią i szybko owijając się ręcznikiem wyszedł z pomieszczenia i skierował kroki za dziewczyną. Lucy wyszła na korytarz i zobaczyła obok panią Sanchez. Przełknęła ślinę, zastanawiając się jak to wszystko wytłumaczy. Szatyn stanął uśmiechając się i opierając o futrynę drzwi.
- Hale co ty tu robisz? I to w takim stanie? Czemu nie śpisz? - Dyrektorka zasypała dziewczynę pytaniami, patrząc na nią. Luss próbowała wymyślić jakąś sensowną wymówkę, ale co mogła powiedzieć stojąc cała mokra, a do tego jej opiekun stojący w samym ręczniku od którego przed chwilą wyszła z pokoju. 
- Bo ja...
- Idź spać. Jutro sobie pogadamy. - Lucy kiwnęła głową na znak zgody po czym szybko pobiegła do swojego pokoju, gdzie przebrała się w suche ubrania i poszła spać. Kiedy zniknęła za drzwiami, pani Sanchez pokiwała tylko głową patrząc na Sykesa. - Oj Nathan, Nathan... Idź spać.
- Dobranoc. - Uśmiechnął się lekko do dyrektorki i wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi. Ubrał się w bokserki i położył na łóżku. Usnął myśląc o młodej Hale. O jej ciele i oczach. O tych ślicznych zielonych oczach, w które uwielbiał patrzeć... Ayy zawróciła mu w głowie...


niedziela, 29 grudnia 2013


            Słońce, plaża i falujące morze. Ludzie opalający się na ręcznikach, położonych na rozgrzanym pisaku. W dali można była zobaczyć statki, a bliżej brzegu szaleli na motorówkach lub bananach ludzie. Dzieci robiące zamki z piasku albo uciekające przed falami. Spora grupka młodych ludzi przyszła nad morze. Pierwszy dzień, kiedy będą mili okazję spędzić trochę czasu nad wodą. Lucy wraz z Kelsey rozłożyły ręczniki niedaleko brzegu i rozebrały się ze zwiewnych sukienek. Skąpe bikini... Stanik i stringi, a wokoło wielu mężczyzn zwracający wzrok na ciało dziewczyn, a przede wszystkim na jędrne tyłeczki. Brunetka posmarowała Blondi olejkiem do opalania i chciała, aby przyjaciółka zrobiła to samo z jej plecami, bo samemu raczej trudno się posmarować. Położyła się na brzuchu i przymknęła oczy, aby słońce ją nie raziło. Kelsey miała już chwycić olejek, gdy uprzedził ją Tom. Zakrył buzię blondwłosej, aby nic nie mówiła. Uległa, kładąc się wygodnie i patrząc co on wyczynia. Usiadł obok Lucy i zaczął smarować jej plecy robiąc przy tym delikatny masaż. Brunetce było przyjemnie, choć zdziwiła się, że Kelsey umie robić takie rzeczy. 
- Blondi, gdzie ty nauczyłaś się robić taki masaż? - Zamruczała cicho, oddając się przyjemności. Jednak ona nie trwała wiecznie. Gdy tylko usłyszała głoś Toma, który mówił, że to on, poderwała się szybko z miejsca. - Prosił cię ktoś o posmarowanie moich pleców?! Miała to zrobić Kell, a nie ty, ćwoku jeden! - Wrzasnęła na niego zabierając olejek z jego rąk. Chłopak wiedząc, że nic nie wskura, odszedł na swoje miejsce, ale miał już inny plan, który już niedługo wykona. - No idiota jeden, czemu mu dałaś ten olejek? Blondi przecież wiesz, że go nienawidzę!
- Ale Lucy, ja mu go nie dałam, sam mi go wyrwał...
- Na drugi raz się z nim pobij jak będzie trzeba... - Warknęła cicho. - Chodź do wody. Ale już no chodź... - Wstała ciągnąc za rękę blondynkę, która opierała się jej. Nie chciała iść bo twierdziła, że woda jest zimna. Po chwili nalegań brunetki poszła z nią do wody, bo wiedziała, że Lucy nie odpuści. Tak już miała... Blondi zamoczyła lekko nogi i zaczęła piszczeć, a jej przyjaciółka pływała, śmiejąc się z niej. Niby taka twarda, a boi się wody. Jak małe dziecko... Lucy podeszła do niej i wciągnęła ją do wody, przez co blondwłosa się wkurzyła i zaczęła chlapać Luss. Oczywiście ta nie była jej dłużna i też zaczęła ruszać rękoma, aby jak najbardziej ochlapać Kelsey. Po kilkunastu minutach wspólnej chlapaniny i pływania, powróciły na ręczniki, aby wyschnąć. Brunetka położyła się na brzuchu, rozwiązując górę od stroju, żeby na jej ciele i zostały białe ślady od sznureczków. Przymknęła oczy i leżała myśląc o wyjeździe i jak doszczętnie zniszczyć Toma, tak aby raz na zawsze odczepił się od niej. Blondi leżała obok przyjaciółki, opalając swój płaski brzuch. Tak jak i Lucy miała przymknięte oczy. Po chwili zaczęła rozmowę co będą robić wieczorem. Miały ochotę iść do klubu i się zabawić. Najlepiej poznać jakiś przystojnych chłopaków i spędzić z nimi miło czas. Oczywiście nie przesadzając... Po prostu potańczyć i pouwodzić delikwentów. Rozmowa trwała w najlepsze, kiedy Lucy poczuła na sobie ciężar mokrego ciała. Krzyknęła. Jednak na osobie leżącej na jej ciele, nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.
- Chciałem cię tylko trochę ochłodzić kotku... Masz takie rozgrzane ciało. Aż chcę się je posiąść. - Do ucha brunetki doszedł szept Toma. Momentalnie się w niej zagotowało. Po raz kolejny. Czemu on jest taki uparty i nie może zrozumieć, że nic z tego nie wyjdzie? Ma już go serdecznie dosyć i nigdy do niego nie wróci.
- Idiota jeden! Spierdalaj stąd! - Zaczęła na niego krzyczeć, próbując zwalić ową osobę na ziemię tym samym odkrywając jej smukłe piersi. Zapomniała że miała odwiązany stanik. Podniesiony głos przyciągnął wiele oczu w ich stronę, a jeszcze jej odkryte wdzięki... Większość oczu facetów. Szybkim krokiem podszedł do nich szatyn. Jako opiekun musiał zareagować, ale nie tylko to spowodowało w nim reakcję. Był zazdrosny... Był zazdrosny o tego dupka i o śliniących się na jej widok facetów.
- Przestańcie się kłócić. Parker idź na swoje miejsce. Widać Hale nie jest zachwycona twoją obecnością i tym co robisz. A ty młoda panno załóż stanik. - Wskazał ruchem głowy jej jędrne piersi. Dziewczyna od razu chwyciła górę od stroju i zawiązała sobie troczki na szyi. Uśmiechnęła się lekko i podziękowała za spławienie chłopaka. Nathan odwzajemnił uśmiech i wrócił na swoje miejsce. Przez myśl dziewczyny przeleciał jeden cwany pomysł. Główkowała czy Natha zwabiło zachowanie chłopaka czy też... Jej piersi? Uśmiechnęła się chytrze do siebie po czym położyła się wygodnie na plecach i zdjęła swój stanik, ukazując ponownie swoje wdzięki. Kelsey spojrzała na nią, marszcząc czoło.
- Lucy, co ty robisz? Załóż ten stanik. Wiesz ile tu jest ludzi?
- Blondi... Nie przesadzaj. Chyba mam prawo poopalać się toples co nie? Jestem na "wakacjach". Mogę robić co chcę i nikt nie może mi tego zabronić. A przynajmniej opalę się równo i nie będe miała śladów stanika na moim ciele. - Przymknęła oczy, chcąc spokojnie poleżeć. Kelsey wiedziała, że nie uda jej się przekonać Lucy, więc ponownie oddała się swoim myślom i słońcu rozgrzewającemu jej ciało. Kiedy Nathan zobaczył prawie nagą brunetkę ponownie się w nim zagotowało. Ona robi to specjalnie czy jak? On tak tego nie zostawi... Nie będą się inni faceci na nią patrzeć, na jej ciało... Wstał i szybkim krokiem ruszył w stronę przyjaciółek. Stanął nad brunetką.
- Lucy ubierz się. - Spojrzał na nią i napotkał jej zielone oczy, które przed chwilą otworzyła. - Ale już ubieraj się. Po pierwsze to wycieczka szkolna, po drugie jest tu dużo ludzi. Gdybyś była ze swoimi rodzicami to okej mogłabyś tak robić, ale teraz proszę się ubierz. Ale już.
- Że co? Proszę pana mogę robić co chcę... I PAN nie może mi mówić co mam robić. Jestem już dorosła jakby PAN jeszcze nie wiedział. - Przymrużyła oczy i zasłoniła je lekko dłonią, aby nie raziło ją słońce. Widziała, że Nathan jest wkurzony... I to jak. Dokonała tego co chciała. Taki był jej plan, żeby zobaczyć, czy jest o nią zazdrosny. I widać zadziałało. Jest i to widać bardzo. Nie była dla niego obojętna... Ma żonę tak? Ciekawe na jak długo. Uśmiechnęła się do niego szeroko, ukazując rządek białych zębów.
- Ubieraj się, ale to już i bez dyskusji i słuchaj się mnie bo chyba wiesz jaki jest regulamin wycieczki. I jak mniemam czytałaś, więc wiesz czym grozi nieposłuszeństwo. Kilka sprzeciwów i wracasz do domu. Więc jak? Nadal chcesz opalać się toples? - Nath skrzyżował ręce na piersi i czekał na reakcje dziewczyny. Bawi się w tatusia czy jak?! Lucyi westchnęła cicho i założyła górę od stroju kąpielowego, wiążąc sznureczki na szyi. Jednak szło jej to opornie. Po chwili brunet usłyszał pytanie skierowane do jego osoby. "Zawiąże mi pan?". Spojrzał na brunetkę. W innej sytuacji chętnie by to zrobił, ale wiedział dobrze, że patrzą na niego inne opiekunki. - Niech twoja koleżanka ci pomoże. - Odpowiedział na jej pytanie i zobaczył, że mina dziewczyny nie jest zadowalająca. Zmroziła go wzrokiem i poprosiła Kelsey o zawiązanie sznureczków. - Grzeczna dziewczynka. - Uśmiechnął się do Lucy i już miał odejść, jednak na myśl przyszedł mu pewien pomysł. - I beż żadnych numerów już bo inaczej będziesz miała ze mną do czynienia i nie będę już taki wyrozumiały. Zrozumiano? - Ponowie przeniósł wzrok na brunetkę, która tylko skinęła głową i położyła się z powrotem na ręczniku, przymykając oczy od promieni słonecznych. Szatyn ponownie uśmiechnął się, tylko że tym razem do siebie i wrócił do dwóch pań opiekunek, rozmyślając o Lucy i o reszcie wyjazdu.


            - Blooooodni!!!!! - W pokoju rozległ się krzyk brunetki. Znowu miała problem z ubraniami. Nie wiedziała co ma wybrać do klubu, do którego wybierają się za... Godzinę! Kelsey się szykuje w łazience i siedzi już tam od ponad godziny, a on siedzi w pokoju grzebiąc w walizce i nie wiedząc co ma założyć. A gdzie jeszcze makijaż i fryzura?! - Blooooondi!!! - Ponownie rozległ się krzyk Lucy. - Wyłaź z łazienki wreszcie i pomóż mi do cholery z sukienką!!!! - Brunetka usiadła bezradnie na łóżku, trzymając w rękach dwie sukienki. Czarna czy fioletowa? Seksownie i niewinnie czy też może zadziornie i seksownie? Westchnęła cicho i walnęła odbijając się lekko od miękkiego łóżka. Ile można czekać... Nawet krzyki nie są w stanie wyciągnąć blondynki z łazienki? Po chwili wpadła do pokoju Kelsey. Wyszykowana od stóp do głów. Godzina czasu w łazience widać opłaciła się. Brunetka spojrzała na przyjaciółkę i zastanowiła się jak ona to robi, że zawsze wygląda wystrzałowo, a ona jak zwykle nie może sobie poradzić ze swoimi ubraniami... No dobra, każda z nich ma inny gust. Hale jest chłopczycą, a to wszystko wyjaśnia.
- Lucy... Ty jeszcze nie gotowa? Nie rozumiem cię kobieto, dlaczego ty zawsze wszystko robisz na ostatnia chwilę? Nikt na nas nie będzie czekał przecież.
- Ja robię na ostatnią chwilę? Ej, to ty zajmowałaś łazienkę przez ponad godzinę przez co ja nawet nie mogłam zrobić makijażu czy też nawet fryzury. A po za tym prosiłam cię, abyś mi pomogła z ubraniem! - Wrzasnęła zdenerwowana brunetka. Jak zwykle wszystko na nią... Ale swoich błędów to już nie widzi nie? - Pomożesz mi czy idziesz sama?
- Dobra pokaż co tam wymyśliłaś. - Kelsey usiadła na swoim łóżku patrząc na koleżankę, która po chwili czmychnęła do łazienki.
- Gotowa? - Do uszu Blondi dotarł głos przyjaciółki. Odpowiedziała jej "tak" i czekała, aż dziewczyna wyjdzie pokazując ubranie, które wybrała. - Taaadaaa! Ta, czyli seksowna i niewinna w kolorze fioletowym? - Z łazienki wyszła Lucy prezentując się w krótkiej sukience. Obkręciła się prezentując całość, po czym stanęła czekając na opinię koleżanki.
- A są inne opcje? - Spytała blondwłosa, patrząc na sukienkę Luss. - Jest fajna, ale... Do ciebie pasuję coś... Ostrzejszego? - Blondi zaśmiała się. Lucy wiedziała, że koleżanka to powie. Powróciła do łazienki, przebierając się szybko i wróciła do pokoju w czarnej sukience, która bardziej oddawała jej charakter. Oczywiście na to czarna kurtka. Lucy ponownie zrobiła lekki piruet i stanęła patrząc wyczekująco na przyjaciółkę. - Oooo tak. To mi się bardziej podoba. Taka... Z pazurem, czyli coś co ty uwielbiasz. Z resztą pasuję do ciebie, bo odwzorowywuje twoją osobowość. To teraz makijaż, a ja ci znajdę do tego odpowiednie buty. Nawet wiem już jakie. - Uśmiechnęła się i podeszła do jej walizki. - A tak w ogóle to... Włosy zostaw rozpuszczone tak będzie lepiej. - Lucy wysłuchała koleżanki i powróciła do łazienki, gdzie miała lusterko potrzebne, aby się umalować. Kilkanaście minut i obie były gotowe iść do klubu i zabawić się. Do rąk chwyciły torebki i wyszły z pokoju zamykając go na klucz. Zjechały windą do recepcji, gdzie zostawiły klucz i udały się przed hotel gdzie miała być zbiórka. Wyszły z budynku i oczom Lucy ukazał się nie kto inny jak Nathan. Od razu ją zauważył i uśmiechnął się lustrując ją wzrokiem od stóp do głów. On miał iść z nimi i pilnować ich w klubie... Jakby byli małymi, nieporadnymi dziećmi... No dobra okej, każdy się martwi o bezpieczeństwo swoich podopiecznych, ale nie mogła iść z nimi na przykład dyrektorka czy też baba od geo? Dlaczego akurat on...?! Ale z drugiej strony... Klub, głośna muzyka i przygaszone światło, a do tego tłum ludzi... Czemu tego nie wykorzystać? Lucy uśmiechnęła się cwanie do samej siebie i wraz z innymi ruszyła w stronę klubu "Tropics". Nawet obecność Toma ją nie denerwowała. Miała nadzieję, że na miejscu chłopak znajdzie sobie jakąś laskę i z nią się będzie bawił, a jej da spokój. Doszli na miejsce. Do budynku weszli bez żadnych problemów. W pomieszczeniu oddzielającym salę do tańca od wejścia zatrzymali się i pan Sykes ogłosił, że spotykają się o 2 w tym miejscu. Wtedy dogadają się czy zostają dłużej czy wracają do hotelu. Ogłosił też, że gdyby coś się działo siedzi na kanapach po lewej stronie od DJa. Niewielka grupa młodzieży pokiwała głowami i udała się na sale gdzie był już multum ludzi. Lucy z Kelsey od razu poszły do paru kupić drinki. Usiadły na wysokich krzesełkach i zamówiły Mojito dla każdej z nich, uśmiechając się słodko do barmana. Czekając na swoje trunki obgadywały dwóch przystojnych chłopaków, którzy stali niedaleko nich patrząc na nie. Zastanawiały się czy podejdą do nich prosząc do tańca. Nie myliły się. Po chwili opaleni Hiszpanie stali już obok nich. Dziewczyny wypiły szybko swoje zamówione drinki i ruszyły z owymi delikwentami na parkiet. Mało miejsca na parkiecie powodowało, że dziewczyny tańczyły z nimi ocierając się swoim ciałem o ich umięśnione ciała. Wysoki brunet trzymał swoje ręce na biodrach Lucy i ruszał swoimi w rytm jej bioder. Patrzył na nią z zachwytem, z pożądaniem... Podobała się mu. Można by było wywnioskować, ze jest on w jej wieku lub o kilka lat starszy. Przesunął rękę na jej pośladek, ale ona nie zareagowała. Nie miała nic przeciwko. Była na wyjeździe z dala od domu i mogła się zabawić. Nikt nie miał prawa jej w tym przeszkodzić. Uśmiechnęła się lekko do chłopaka i odważnie tańczyła, schodząc swoim ciałem w dół i w górę. Kiedy jednak chłopak oczekiwał czegoś więcej, proponując toaletę i szybki numerek. Pożegnała się z nim krótko i odeszła do baru, wcześniej uprzedzając blondwłosą i zostawiając ją samą. Usiadła na krzesełku i zamówiła dwie Niebieskie Laguny. Barman podał jej kieliszki. Złapała je do rąk i ostrożnie przeszła z nimi przez tłum tańczących ludzi na kanapy, gdzie siedział pan Sykes. Usiadła obok niego i podała mu drinka. Nie chciał wziąć, ale w końcu się zgodził bo domyślił się, że dziewczyna nie odpuści.
- Coś się stało?
- Nie, a miało coś się stać? - Spojrzała na niego, sącząc swojego drinka. Miała plan,a  to był jeden z elementów do sukcesu.
- Nie wiem. Umawialiśmy się, że jakby coś jestem tutaj. Zostawiłaś swoją przyjaciółkę samą? - Napił się trunku.
- Poradzi sobie. - Odpowiedziała, po czym wlała w siebie resztkę zawartości kieliszka. Zaczekała, aż Nathan skończy pić swojego. Szatyn odstawił kieliszek i poczuł jak Lucy łapie go za rękę. - Idziemy zatańczyć. - Powiedziała patrząc na niego. Wiedziała, że nie będzie chciał się zgodzić.
- Nie mogę. Musze tu być w razie czego. Po za tym jestem twoim opiekunem.
- Nathan...
- Pan Sykes. - Upomniał ją, patrząc w jej zielone oczy i cwaniacko się uśmiechając. 
- Posłuchaj mnie. Przestań z tym panem Sykesem chociaż teraz, kiedy nikt nie słyszy, bo dobrze wiesz, że i tak nie zastosuję się do tego. Po za tym nic się nie stanie, a i tak reszta jest po drugiej stronie klubu, więc nie gadaj tylko chodź zatańczyć! - Pociągnęła go mocno, co spowodowało, że szatyn wstał. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i pociągnęła go za rękę na parkiet. Zaczęli tańczyć. Nathan niepewnie się poruszał, rozglądając się czy nikt ich nie widzi razem. Lucy to spostrzegła i złapała jego głowę, kierując ją na jej osobę. - Tu się patrz... I trochę więcej energii, bo ruszasz się jak stary dziadek. - Podsumowała przekręcając oczami. To zdanie dało powera mężczyźnie i po chwili złapał ją za biodra przyciągając brunetkę do siebie.
- Jak dziadek? To ja ci teraz pokaże na co mnie stać. - Wyszeptał jej do ucha i zaczął tańczyć najlepiej jak potrafił. Po chwili oboje zatracili się w muzyce i we wspólnych ruchach. Zgrali się ze sobą i patrząc z boku można by powiedzieć, że robią to ze sobą od dawna. Każdy ruch był idealnie zgrany z ruchem drugiej osoby. Lucy wiła się przed nim schodząc lekko w dół jeżdżąc swoją ręką po jego torsie, a później tą samą drogą wracała w górę. Mężczyźnie podobało się to... Taka seksowna i uwodzicielska... Najchętniej wyszedłby z nią z klubu i wrócił do hotelu rzucając na jego łóżko i zdejmując z niej tą czarną, obcisłą sukienkę, aby zobaczyć jej zgrabne ciało. Żeby móc je pieścić i całować... Tańczyła do niego tyłem ruszając swoimi biodrami, co powodowało i jego ruch bioder. Obejmował ją ciesząc się tą chwilą i jej bliskością. Jedną ręką lekko zszedł na jej udo. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie i położyła rękę na jego dłoni. Nadal poruszali się wspólnie. Nathan musnął lekko swoimi ustami jej delikatną skórę na ramieniu. Przeszedł ją lekki dreszcz. Z boku ktoś mógłby pomyśleć, że to para kochanków, zatracona w sobie, w swojej miłości, jakby chciała kochać się tu, na parkiecie... Obrócił ją lekko, tak aby stała na przeciwko niego. Nadal tańczyli, patrząc sobie w oczy. Muzyka stała się dla nich wolniejsza, choć tak naprawdę rytm wywoływał u innych szybkie ruchy. Nath obejmował ją. Poruszali się stykając się swoimi ciałami. Dziewczyna przybliżyła swoją głowę do jego i musnęła jego usta, przymykając oczy. Mężczyzna otworzył je lekko, dając jej pozwolenie na pocałunek. Skorzystała z tego i po chwili obydwoje stali, zatraceni w swoim pocałunku. Ich języki tańczyły we wspólnym, gorącym rytmie, tak jakby ten pocałunek miałby być ostatni...


              Całe dnie spędzone na myśleniu o brunetce... Młoda, piękna, zabawna i zwariowana. Mająca tyle energii w sobie... Czasem zbuntowana i zawzięta, a przy tym nadal słodka. Te jej miny... Szatyn uśmiechnął się do siebie. Ostatni dzień umowy... Rano już zawiózł ją do szkoły, a teraz siedzi w biurze i myśli o niej patrząc w okno zamiast pracować. Od tamtego pocałunku starał się nie poddawać jej urokowi. Mając ją przy sobie, widząc to seksowne ciało, ledwo się powstrzymywał... Krotki tydzień... A jednak widząc ją prawie codziennie, nie wyobrażał już sobie tego, aby mógł z nią zerwać kontakt. Chociaż zarzekał się, że po tym togodniu każdy pójdzie w swoją stronę, teraz tego nie chciał. Zauważył nawet, że dzięki niej zaczął się zmieniać. Powoli ma wielką chęć na zabawę i szalone rzeczy, a nie tylko siedzenie za biurkiem. Hmm... No jeszcze wyścigi, ale to tylko raz na jakiś czas. Chętnie poszedłby do klubu, jednak jest jeden problem... Isabela go nie puści samego z Jay'em. Dlaczego? Jest cholernie zazdrosna o inne kobiety. Nikt nie powinien się dziwić... Są ponad miesiąc po ślubie, a po za tym jakby nie patrzeć Nathan jest bardzo przystojny. Nie jedna chciałaby mieć go tylko dla siebie... Isabela zawsze, każdą pannę kręcącą się obok niego skutecznie odpędza. Ona ma swoje sposoby... Wracając do szatyna... Sam już nie wiedział co ma robić. Z jednej strony żona, która powoli go zaczynała denerwować swoim zachowaniem i czynami. Po raz kolejny umówiła ich ze swoimi rodzicami, nie informując go o tym... Wraca do domu z pracy, a tam kto? Rodzice Isabeli, jak miło... Oczywiście kolacja, a do tego rozmowa, kiedy to oni zamierzają postarać się o dziecko... Ludzie! Bez przesady, dopiero wzięli ślub, a ci już chcą potomka?! Po za tym ślub jak ślub... Był na szybko to i tylko w urzędzie. Może to i lepiej? Przynajmniej z perspektywy czasu... Z drugiej strony Lucy. Jest młoda, nawet bardzo młoda... Problem w tym, że w jego myślach cały czas się ona pojawia. Żeby tylko normalnie... Sam czasem się przyłapuje na tym, że ma z nią niegrzeczne myśli. Ha! I to jak niegrzeczne... W myślach zdradza swoją żonę...! To już jest nienormalne! Pół godziny do kolejnego, ostatniego ich spotkania. Musi ją odwieść do domu i się pożegnać... Czy to dobry pomysł, sam nie jest o tym przekonany. Może będzie lepiej, gdy już jej nie zobaczy. Zajmie się swoją żoną i zapomni o brunetce. Jeżeli to nie pomoże... Wie gdzie młoda dziewczyna mieszka. Sykes spojrzał na zegarek. Wstał z fotela, chwycił swoją czarną teczkę i wyszedł z biura. Kiedy ruszył w stronę szkoły, jeszcze raz wszystko przemyślał i wpadł na pewien pomysł. Po drodze podjechał w pewne miejsce i pojechał po Lucy. Czekał przed szkołą, oparty o swój samochód. Usłyszał dzwonek... Szukał jej wzorkiem. Jest! Idzie rozmawiając z blondwłosą. Szatyn uśmiechnął się do siebie i schował mały prezent dla dziewczyny za swoimi plecami i uśmiechnął się. Lucy podeszła do srebrnego BMW. - Hej. Co ty taki uśmiechnięty? Nie widziałam cię takiego...
- Cześć. Po prostu się ciszę.
- Aaa tak dzisiaj się już mnie pozbywasz. Wsiadamy? - Chwyciła za klamkę, ale samochód był zamknięty. - Otworzysz? - Spojrzała na mężczyznę pytającym wzrokiem. Zamknął samochód, chociaż stoi przy nim? Przymrużyła oczy.
- Nie otworzę. - Nathan ponownie się uśmiechnął i do niej podszedł. Spojrzał w jej zielony oczy i wyciągnął zza pleców różę. - To dla ciebie. - Dziewczyna chwyciła kwiatek, nie rozumiejąc czemu ją dostała. 
- Dziękuje, ale... Nie rozumiem... Z jakiej to okazji? Nie powinieneś jej dać swojej żonie?
- Nie. Z jakiej? Nie ma okazji.Dałem ci ją bo... Tak po prostu. Podoba się? - Lucy pokiwała głową uśmiechając się. - Jeszcze to... - Szatyn przybliżył się do niej jeszcze bardziej, obejmując ją w pasie i pocałował. Dziewczyna była zszokowana. Kwiatek, pocałunek? Przecież od ostatniego pocałunku, mało co z nią rozmawiał... A może to jego gra? Rozkocha w sobie, a później porzuci jak niepotrzebne zwierze?! Nie ważne… Liczy się to co jest teraz… Brunetka oddała się pocałunkowi mężczyzny. Po chwili Nath oderwał się od niej i ponownie pokazał rządek białych zębów.
- Co… Co to miało być? – Spytała Lucy zdziwiona tym wszystkim, jego zachowaniem…
- Pocałunek… Ale jeżeli ci się nie podobało… Już nie będę. – Przycisnął mały guziczek przy kluczach od samochodu i otworzył dziewczynie drzwi, czekając aż wsiądzie.
- Podobało, tylko… Dziwi mnie twoje zachowanie. – Usiadła na miejscu pasażera i zapięła pasy. Nathan obszedł samochód dookoła i zasiadł za kierownicą, odpalając samochód.
- Byłem przygotowany na twoje słowa. Fakt inaczej się zachowuje niż wcześniej, ale to ostatni dzień kiedy cię widzę, a więcej… Nie będę ci tłumaczył. Z resztą… Może jeszcze się spotkamy. – Uśmiechnął się cwaniacko i ruszył do domu dziewczyny. Ona zaś patrzyła na niego próbując coś zrozumieć z jego słów i domyśleć się jakie ma zamiary. W końcu to raczej nie jest normalne, aby żonaty facet całował inną kobietę i był z tego zadowolony. Nie chciała go już o nic pytać, więc usadowiła się wygodnie na fotelu samochodowym i położyła swoje nogi na desce rozdzielczej. – Nogi młoda panno…
- Ale mi jest wygodnie… Czy ty musisz pokazywać swoją wyższość nade mną poprzez różnicę wieku?
- Nogi. – Warknął szatyn. Dobrze wiedziała, że to go bardzo denerwuje. Uśmiechnęła się tylko i nie zamierzała ich zdjąć. – Lucy nogi do cholery! – I swoją ręką strącił je na podłogę.
- Dobra już dobra… - Usiadła wygodnie z nogami na podłodze i do końca drogi do jej domu siedziała patrząc w okno. Dojechali na miejsce. – No to… Cześć. Powodzenia we wspólnym życiu ze swoją żoną. – Wyszła z samochodu i skierowała się do domu. Była przekonana, że więcej już go nie zobaczy. Czas pokaże czy miała rację…
- Oj Lucy Lucy… Jeszcze się spotkamy i to nawet nie wiesz jak szybko… - Nathan uśmiechnął się do siebie, patrząc jak zgrabna sylwetka dziewczyny znika za drzwiami dużego domu.


         - Spakowana już? - W słuchawce rozległ się głos blondwłosej, która właśnie zadzwoniła do Lucy. Kelsey była już dawno spakowana i mogła odliczać godziny do wyjazdu.
- Tak tak... Siedzę przed pustą walizką i zastanawiam się co zabrać... - Westchnęła do telefonu niezadowolona brunetka.
- Jasne jasne. Przecież wiem, że żartujesz.
- Nie żartuje... Blooondi pomóż! Tysiąc ciuchów i żadnej rzeczy, która by się nadawała. To znaczy nadają się, ale jestem pewna, że jeżeli zabiorę to co chcę, to ty mnie na miejscu zamordujesz.
- Dobra, za 15 minut jestem u Ciebie. - Zakomunikowała blondwłosa i się rozłączyła. Lucy stała przed szafą i wyrzucała z niej wszystkie ubrania po kolei. To nie, to nie, to za ciemne, to za grube... Tak, zawsze miała ten sam problem przed każdym wyjazdem. Nigdy nie wiedziała co ma zabrać, a Blondi była jedyną osobą, która ratowała ją z opresji. Długo czekały na tą wycieczkę... Hiszpania, Barcelona, plaża, słońce, morze i... Ayy, tak... Przystojni, opaleni Hiszpanie... Czego chcieć więcej? No dobra jest jeden mały, ale to malutki problem... To wycieczka szkolna... Dyrektorka jako opiekun, babka od geografii i... No właśnie jeszcze jeden opiekun, ale kto to? Jeszcze im nie powiedzieli. No trudno, dowiedzą się rano, kiedy będą wyruszać z lotniska. No tak jest jeszcze jeden problem... Tom. Na samą myśl o nim, Lucy westchnęła krzywiąc się lekko. Była pewna, że on będzie robił wszystko, aby zepsuć jej ten wyjazd... Co tam... Nie da się mu. Role się odwrócą... To ona zacznie mu uprzykrzać życie. Tak... Dla zabawy. Z rozmyślań wyciągnęło ją pukanie do drzwi.
- Proszę! - Krzyknęła brunetka, a do pokoju wpadła Kelsey. Jak ona to robi? Zawsze jest szybciej niż mówi, ale nie ma co narzekać, czasami się to przydaję. - Jesteś.Blondu błagam pomóż mi z tym... - Lucy jęknęła błagalnym tonem i wskazała na górę ubrań na łóżku oraz otwartą, pustą walizkę na środku pokoju.
- No to ci powiem Luss, że... Jesteś w czarnej dupie. -Blondwłosa zaśmiała się widząc bezradną minę swojej przyjaciółki. - Ty wiesz, że o 6 rano mamy być na lotnisku? Jest 23, a ja chciałabym pospać jeszcze trochę przed kilkoma dniami ciągłych imprez.
- Oj Kelsey... Nie narzekaj. Przecież wiem, że mnie kochasz i zrobisz dla mnie wszystko. - Brunetka ucałowała koleżankę w policzek, śmiejąc się.
- Okej, ale jest jeden warunek... - Spojrzała na Lucy, która wlepiała w nią swoje zielone oczy, próbując zgadnąć co ma na myśli blondwłosa. - Masz mi opowiedzieć co jest z tym... No... O tak, Nathan. Widziałam dzisiaj po szkole. Kwiatek, pocałunek... Lucy czy ja o czymś nie wiem?
- Blondi, proszę cię... Nic z nim nie jest i nie będzie. Dzisiaj był ostatni dzień kiedy się wiedzieliśmy. Pocałunek też mnie bardzo zdziwił.... No, ale nieważne. Już go więcej nie zobaczę. Lepiej pomóż mi z ubraniami...
- Szkoda... Bo ciacho z niego było całkiem niezłe. Znaleźć się z takim w łóżku... -Kelsey oberwała poduszką w głowę. - Ej! No co jest?!
- Ciacho niezłe, ale żonate. I przestań z tymi swoimi fantazjami erotycznymi. - Lucy się zaśmiała i ponownie spojrzała do swojej szafy. - Zostaw je dla Hiszpanów i pomóż mi się pakować no nigdzie nie polecę.
- No dobra już dobra. Ayy Luss, czy ty to czaisz? Barcelona i napaleni latynosi... - Kelsey rozmarzyła się patrząc na trzymaną w rękach krótka spódniczkę Lucy, za co oberwała ponownie od jej właścicielki.
- Latynosów masz pod prawie samym nosem, ale fakt faktem, też nie mogę się doczekać. I zacznij wertować moje rzeczy, bo nic mi nie pomagasz. - Tym razem brunetka rzuciła w nią swoją bluzką. Blondi westchnęła i zaczęła wybierać ubrania dla przyjaciółki na wyjazd. Minęło półtorej godziny i walizka była już pełna. Zostało tylko ją zasunąć... No i tu nastał problem. Bagaż był przepełniony. Lucy usiadła wraz z Kelsey na walizce i próbowały ją zasunąć. - No... Jeszcze trochę... Jest, gotowe! - Zadowolona brunetka klasnęła w dłonie. Nie ma to jak pomoc kumpeli. Od razu szybciej poszło. Pierwsza w nocy. Za 5 godzin mają być na lotnisku. No cóż... Wyspać to już się nie wyśpią... Blondwłosa pożegnała się z dziewczyną i pojechała do domu chociaż troszkę się zdrzemnąć. W tym czasie Lucy wzięła jeszcze szybką kąpiel i wskoczyła do łóżka. Zasnęła myśląc o wyjeździe i co ją czeka na miejscu... W Barcelonie.


            Barcelona. Miasto przepełnione turystami. Miasto tętniące życiem... Na ulicach samochody, autokary z wycieczkami i skutery z młodymi ludźmi. Na głównym deptaku budki z pamiątkami i ludzie próbujący wytargować niższą cenę. Mimy przyciągające pomysłami na swój strój czy też zachowanie, aby choć trochę zarobić. Malarze uwieczniający chwile zamieszania oraz tacy, którzy malują karykatury, ukazując w śmieszny sposób wady innych. Wielkie statki wyruszające w rejs albo dobijające do portu małe stateczki pasażerskie, rybackie... Na plażach opalający się ludzie. Wszyscy skąpo ubrani, niektórzy opalający się toples... Zakochane pary śmiejące się i chlapiące w wodzie czy też goniące na rozgrzanym promieniami słonecznymi piasku. Dzieci uciekające przed falami i robiące zamki lub fosy z piasku. Młode dziewczyny chodzące w bikini i uśmiechające się uwodzicielsko do przystojnych Hiszpanów. Chłopcy próbujący poderwać ślicznotki na swoje umięśnione ciało. Samolot angielskich linii lotniczych wylądował na barcelońskiej płycie lotniska. Wysiadła z niego grupka młodych ludzi. Odebrali bagaże i ruszyli do hotelu. Po drodze mieli podzielić się na pokoje dwu i trzy osobowe. Dwie przyjaciółki oczywiście chciały mieć pokój tylko ze sobą, nie chciały mieć dodatkowej osoby na karku. W końcu przyjechały się zabawić i czuć się swobodnie. Już dawno temu czytały o hotelu i okolicy. Kluby ze znajomymi DJami, multum knajp z drinkami, hotel z basenem, sauną, jacuzzi i zjeżdżalniami. Oprócz smażenia się na plaży i taplania w wodzie były przewidziane wycieczki. Park wodny, slynna Sagrada Familia, Camp nou, gdzie FC Barcelona gra mecze... Wiele atrakcji i imprez zaplanowanych przez kilka dni. Odpoczynek i zabawa!
- W hotelu czeka już na was trzeci opiekun. Poznacie się z nim i udacie się do przydzielonych pokoi. Będziecie mieć godzinę czasu dla siebie, a później posiłek i spotykamy się omówić wszystkie sprawy organizacyjne.
- Trzeci opiekun... Ciekawe kogo wzięli i dlaczego nie poleciał z nami, tylko czeka już w hotelu... Może zatrudnili jakiegoś przystojnego Hiszpana do tej roboty. - Kelsey całą drogę trajkotała Lucy o latynosach z zachodniej Europy. Jednak sama brunetka była ciekawa kto będzie się nimi opiekował na wyjeździe. W drodze, każdy podziwiał okolicę i komentował jak jest pięknie i gdzie warto się udać. Większość dziewczyn w autokarze wypatrywała kątem oka opalonych Hiszpanów, a chłopcy Hiszpanek. W końcu dojechali do hotelu. Z autokaru wysypała się grupa zadowolonych, młodych ludzi. Na ramionach plecaki, torby... Brunetka miała właśnie zabrać swoją walizkę, kiedy ktoś ją wyprzedził, łapiąc za uchwyt wyjął ją z autokaru.Lucy spojrzała w górę... Tom.
- Bawisz się w gentlemana? Daruj sobie. - Syknęła i chciała odebrać swój bagaż, jednak chłopak nie chciał go puścić. Spojrzała na niego z wyrzutem. Tom uśmiechnął się do niej i wskazał na usta chcąc dostać od niej buziaka za przysługę. - Chyba śnisz! - Warknęła i wyrwała z jego rąk swoją walizkę.
- To chociaż w policzek... - Poprosił błagalnym tonem na co Lucy odwróciła się i idąc do Kelsey, która czekała już ze swoim bagażem przy wejściu do hotelu, pomachała mu.
- Znowu ten idiota się ciebie uczepił? - Spytała blondwłosa do zmierzającej w jej stronę Luss.
- Zauważ, że on w ogóle się nie chcę odczepić więc nie takie znowu... Ale spokojnie, ja już mam plan jak go zniszczyć. - Brunetka uśmiechnęła się tajemniczo do Kelsey.
- Luss co ty kombinujesz? - Kell zmarszczyła swoje czoło, próbując zgadnąć w myślach co zamierza jej przyjaciółka. Znała Lucy bardzo dobrze i wiedziała, że jeżeli coś postanowi to zrobi wszystko, aby dojść do upragnionego celu.
- Oj Blondi zobaczysz. Opowiem ci w pokoju. - Zaśmiała się. Wszyscy zaczęli wchodzić do hotelu, ulokowując się w wyznaczonym miejscu. Lucy z Kelsey jak zwykle były zajęte rozmową, nie zważając na to, co dzieje się dookoła nich. Dyrektorka ich szkoły, która uczy języka angielskiego zniknęła na chwilę w recepcji, gdzie czekał trzeci opiekun z kluczami do pokoi młodych turystów. Po chwili pani Sanchez doszła do sporej grupy. Dziewczyny wymieniały się poglądami na temat opiekuna, który stał uśmiechając się do nich. Jednak brunetka z blondynką zapomniały o nim.
- Przedstawiam wam trzeciego opiekuna... - Głos dyrektorki doszedł do uszu Lucy. Momentalnie spojrzała na panią oraz na stojącego obok niej szatyna. Ich spojrzenia się skrzyżowały... Doznała szoku. Miał to być spokojny wyjazd, a teraz wiedziała, że już tak nie będzie. Mężczyzna przedstawił się grupie młodzieży oraz rozdał klucze do ich pokoi. Wszyscy ruszyli do wind, aby dostać się na dane piętro, gdzie czekał na nich pokój. Lucy poczekała, aż wszyscy zejdą z jej pola widzenia i podeszła do szatyna.
- Co ty tu robisz...? - Zmarszczyła brwi. - Po jaką cholerę idioto tu przyjechałeś? - Warknęła cicho, tak żeby zajęta rozmową z innym opiekunem dyrektorka nie usłyszała.
- Będę waszym opiekunem. Miło mi... Mów mi... Pan Sykes lub pan Nathan... - Uśmiechnął się do niej cwaniacko, a ją po raz kolejny zamurowało. Pan Sykes i multum nasuwających się pytań w myślach dziewczyny. - No idź się rozpakuj... Mam nadzieję, że miło spędzisz ten wyjazd... - I ruszył przed siebie...

sobota, 28 grudnia 2013


                Biała koszula zsunęła się po opalonych plecach mężczyzny i upadła znajdując swoje miejsce na podłodze. Była pod wrażeniem jego umięśnionego ciała. Wyrzeźbiony brzuch i ręce. Sunęła swoją dłonią po jego torsie, aby po chwili znaleźć zapięcie od jego spodni. Zwinnie odpięła mały, czarny guzik, rozsunęła rozporek i zdjęła je. Mężczyzna miał ochotę na trochę zabawy. Uwielbiał sprawiać kobietom przyjemność. Brutalnie pociągnął jej bluzkę, przez co malutkie guziczki oderwały się od niej spadając wraz z nią na podłogę. Po chwili ciemna spódnica podzieliła jej los. Mężczyzna popchnął młodą kobietę na łóżko. Upadła i zwinnym ruchem zdjęła koronkowe stringi. Rozchyliła nogi i przejeżdżając lekko palcami po swojej muszelce, zaprosiła go do pieszczenia jej ciała. Było spragniona jego dotyku i pocałunków. Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Położył się i zatopił swój język w jej rozgrzanej cipce. Świdrował nim we wszystkie możliwe strony. Chłonął jej zapach i smak. Przeciągnął ręką po wewnętrznej stronie jej uda i zatopił dwa palce w jej ciasnej dziurce, a językiem drażnił jej guziczek. Czuła coraz większe podniecenie i przyjemność. Jej muszelka była coraz bardziej mokra i czekała na penetracje. Jednak mężczyzna miał inne plany wobec niej. Rozpiął jej czarny, koronkowy stanik i przyssał się do nabrzmiałych już piersi kobiety. Do jego uszu ponownie zawitały jej ciche jęki. Miał ogromną satysfakcję z tego, że tak potrafił jej dogodzić. Ona po chwili pchnęła go na łóżko i ściągnęła z niego bokserki. Uśmiechnęła się zadziornie i przejechała koniuszkiem języka po główce nabrzmiałego penisa. Jęknął cicho. Uwielbiał kiedy to robiła. Czuł ogromną rozkosz gdy ona ssała jego kolegę i wkładała do ust najgłębiej jak tylko potrafiła. Chwilę później przyjęła postawę 'na pieska', trzymając się rękoma oparcia łóżka. Mężczyzna chwycił ją za biodra i wbił pewnym, brutalnym ruchem swojego stojącego penisa w jej mokrą i ciasną cipkę. Rżnął ją, a jej to nie przeszkadzało. Uwielbiała ostre gierki i kiedy posuwał ją, dając klapsa w jędrne pośladki. Nie czuła się poniżana czy wykorzystywana. Czasem sama proponowała mu takiego typu zabawy. Kilka mocniejszych pchnięć mężczyzny i... Po całym pokoju rozległy się głośne jęki rozkoszy. Ciało dziewczyny lekko zaczęło się trząść, a wnętrze jej cipki wypełniła biała, ciepła maź. Po skończonym stosunku mężczyzna upadł na łóżko, a ona obok niego. Próbowali uspokoić swoje szybkie, nierówne oddechy. Przysunął się lekko do kobiety i pocałował jej opalone ramię, szeptając: 'Byłaś wspaniała...'.


              Poniedziałek. Godzina piąta rano. Dźwięk natrętnego budzika obudziła szatyna. Jęknął cicho i szukając telefonu strącił kilka rzeczy z małej, nocnej szafki. Wymacał niewielkie urządzenie i przycisnął czerwony przycisk. Przejechał dłońmi po twarzy. Kolejny tydzień pracy... Ale i... Kolejny dzień, kiedy spotka młodą brunetkę o cudownym, zielonym spojrzeniu. Cały weekend myślał o niej i o wyścigach, co tam się zdarzyło. Na końcu go pocałowała... I uciekła. Wszystko zaczęło mu się mieszać w głowie. Ma żonę, a to, co zrobiła dziewczyna... Podobało mu się to. Jej słodkie malinowe usta... Takie delikatne i ponętne.... Poncho ogarnij się! Spojrzał na ciemnowłosą, która spała obok niego. Dziwne, ale miał jej coraz bardziej dosyć. Denerwowała go... To jej słodkie zachowanie... Kochanie to, kochanie tamto... A Lucy? Młoda złośnica... Pewna siebie, czasem zbyt pewna. Aż chcę się okiełznać jej charakterek i ją samą. Zaśmiał się cicho i wyszedł z łóżka. Otworzył ostrożnie drzwi, aby nie obudzić Isabeli i poczłapał do łazienki. Rozebrał się do naga i wszedł do kabiny prysznicowej, odkręcając ciepłą wodę, której strumienie zaczęły spływać po jego umięśnionym ciele. Szybki prysznic. Raz ciepła woda, a raz zimna dla orzeźwienia i przebudzenia. Chwycił brązowy ręcznik z wieszaka i wytarł nim starannie swoje ciało. Założył spodnie od garnituru i fioletową koszulę. Zawsze chodził elegancko ubrany do firmy. Po części taką miał pracę, która wymagała tego. Właściciel firmy, która projektuje domy i ich wnętrza. Jedna z dwóch najlepszych firm w mieście. Po za tym... Jakiś szacunek innym biznesmenom, czy nawet samym klientom się należy. Trochę perfum i był gotowy. Wyszedł z łazienki i skierował swoje kroki do kuchni, gdzie od razu jak tylko się tam znalazł, włączył ekspres do kawy. Codziennie rano ją pił. Stało się to po części jego małą tradycją i uzależnieniem. Chwycił rączkę od lodówki i ją otworzył, przelatując wzrokiem od góry do dołu w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Niby półki były pełne, ale większość zajmowały niskokaloryczne jogurty Isabeli. Bez cukru... Jak można to jeść? To jest ohydne i bez smaku. Jego oczy spoczęły na małym kawałku kiełbasy, która jakimś cudem znalazła się wokół zdrowej żywności. Najeść to się tym małym kawałeczkiem nie naje, ale zawsze to już coś. Najwyżej kupi po drodze jakiegoś kebaba lub coś innego do zjedzenia na szybko. Skonsumował swoje śniadanie i wypił mocną kawę. Chwycił czarną teczkę, kluczyki od samochodu i wyszedł z domu, kierując się do garażu, gdzie czekało już na niego srebrne BMW. - Cześć kolego. - Uśmiechnął się i wsiadł do niego chwytając za kierownicę, gdy już przekręcił kluczyki w stacyjce. Włączył bieg i ruszył. Po około 20 minutach jazdy, był pod domem Lucy, która stała już pod drzwiami, czekając na niego. Kiedy tylko zobaczyła go, uśmiechnęła się szeroko i wsiadła do samochodu, zajmując miejsce pasażera z przodu. - Cześć.
- Cześć przystojniaku. - Po jej przywitaniu Nath się zdziwił, ale nie zamierzał tego komentować. Brunetka miała dobry humor od czasu wyścigów, a raczej po ich zakończeniu, kiedy to wysiadła z tego samego auta w którym siedzi teraz. Długi czas w jej myślach, przez calutki weekend pojawiał się on i jego zielone oczy. Szatyn uśmiechnął się do dziewczyny i ruszył w stronę jej szkoły. Droga do niej minęła im na rozmowie o weekendzie. Trochę narzekania na rodziców i nudę... Dojechali.
- To o której mam po ciebie przyjechać? - Nathan spojrzał na dziewczynę, uśmiechając się do niej.
- O 15.
- Będę czekał. No idź już, bo się spóźnisz na lekcje.
- Okej. To do zobaczenia. - Brunetka ukazała rządek białych zębów, po czym złożyła krótki pocałunek na jego ustach. Chciała uciec, ale Nathan złapał ją mocno za rękę i przyciągnął do siebie. Spojrzał w jej oczy. Była blisko... Trochę za blisko... Ich twarze dzieliły milimetry... Ogarnęła go fala gorąca. Patrzył w jej oczy, a ukradkiem na jej czerwoniutkie usta.
- Nie rób tego więcej... - Wyszeptał, nadal patrząc w otchłań jej oczu. Był jak zahipnotyzowany.
- Ale czego...? O co ci chodzi? - Lucy udawała, że nie rozumie o co mu chodzi. Uwielbiała się z nim sprzeczać i go denerwować. Tak jak i wszystkich wokół siebie.
- Tego. - Powiedział cicho, ale stanowczo i wpił się w jej usta. Zaskoczona dziewczyna nie wiedziała co zrobić, lecz po chwili zaczęła go odwzajemniać. Tym razem to on, sam ją pocałował. Do tego jeszcze powiedział, ze ona ma tego nie robić, a sam ją całuję... Nie wiedziała czy to jego gra, ale w tej chwili ją to nie obchodziło. Liczyli się oni i ich pocałunek. Głęboki, namiętny... Po chwili oderwał się od niej. - Idź już. Widzimy się później. - Powiedział patrząc przed siebie. Nawet na nią nie spojrzał. Dziewczyna posłusznie upuściła jego auto i skierowała się do dużego budynku. Kiedy tylko upuściła samochód, Nath oparł głowę o kierownicę. - Co ja robię?! - Jęknął i uderzył czołem ponownie o kierownicę.
Idioto! Kur*wa! Masz żonę, a odpierdalasz takie rzeczy?! Ona ma osiemnaście lat! Po pierwsze jest dla ciebie za młoda... Dzieli was 8 lat! OSIEM LAT! Po drugie masz żonę! Przecież ją kochasz! Kocham? Nathan! Dobra... Kocham... Ale ona mnie zaczyna denerwować! Słodka idiotka... Okej, nie powinienem tak o niej myśleć. Ale co ja do cholery poradzę na to, że takie myśli mi przychodzą do głowy?! Przez kilka dni się wszystko zaczęło zmieniać! Nie rozumiem tego! Tak po prostu, wszystko odwraca się o 180 stopni?! To jest w ogóle możliwe, żeby w tak szybkim czasie... Ktoś odmienił czyjeś życie?! Nie Nath! Ty już nie ogarniasz co się wokół ciebie dzieje! Dajesz się tej dziewczynie omotać! Koniec z tym! Za kilka dni kończy się umowa... Każdy idzie w swoją stronę, a ty zapominasz o niej i o tym co się stało!
Odjechał z piskiem opon, kierując się w stronę swojej firmy. Dojechał na miejsce i szybkim krokiem, nie zwracając uwagi na wołania sekretarki czy innych, poszedł do swojego gabinetu. Wszedł do niego i trzasnął drzwiami. Zdjął marynarkę i rozsiadł się wygodnie na fotelu. Po chwili oparł łokcie na biurku i ukrył twarz w dłoniach. Usłyszał pukanie do drzwi. - Nie ma mnie dla nikogo! - Wrzasnął. Jednak osoba stojąca za drzwiami nic sobie z tego nie zrobiła i weszła do środka.
- Dla mnie i tak musisz znaleźć czas. - Na fotelu, na przeciw Natha usiadł Jay, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Co ci jest? Osa cię użądliła czy może to Isabela cię ugryzła? Przyszedłeś i od razu rozrzucasz wszystkich po kątach.
- Stary sorry, ale nie mam ochoty na rozmowy.
- Dlaczego? Może właśnie lepiej powiedzieć co cię gryzie.
- Lucy... Wiesz co ja odwaliłem? Pocałowała mnie, gdy odwiozłem ją do szkoły. Chciała uciec, a ja ją zatrzymałem i... Pocałowałem ją! Rozumiesz?! Ja nie wiem co się dzieję... Wszystko się... Wali?
- No stary... Ja bym nie powiedział, że się wali. Może ty znowu się... Zakochałeś?
- Jay o czym ty do cholery mówisz?! Mam żonę! - Podniósł na niego głos i walnął ręką w biurko, co spowodowało, że syknął z bólu.
- To że masz żonę, nie oznacza, że nie możesz się zakochać po raz kolejny. Z resztą wiesz jakie mam zdanie o Isabeli. Nie powinieneś się z nią brać ślubu. Po za tym ta cała Lucy to niezła dupa jest, w przenośnym i dosłownym znaczeniu. Po za tym jest młoda. Miałbyś szansę przeżyć swoją młodość po raz kolejny.
- Jay zrozum, że ja mam żonę, którą bardzo kocham...
- Jasne, tak ją kochasz, że całujesz się po raz kolejny z tą dziewczyną. Mnie możesz oszukać, ale siebie... Nie. Ona ci się podoba. To widać... - Wszedł mu w słowo. Miał rację. Z resztą zawsze był przeciwny związkowi szatyna i Isabeli. Nie pasowali do siebie, ale uszanował decyzję przyjaciela. Jednak teraz kiedy pojawiła się Lucy, miał wrażenie, że wszystko się zmieni...
- Jay może lepiej idź pracować, a nie się opierdalasz i wtrącasz się do mojego życia. Zajmij się swoim.
- O widzisz... Zawsze tak reagujesz, kiedy mówię prawdę. Nigdy się do tego nie chcesz przyznać, ale ja cię Nath za dobrze znam... Przyjaźnimy się od małego i wiem kiedy kłamiesz.
- Jay wypierdalaj do siebie do pracy! - Wrzasnął szatyn. Przyjaciel zawsze takim zachowaniem wytrącał go z równowagi. Wiedział, że ma rację, a nie potrafił się do tego przyznać. Byłoby mu wstyd za to.
- Zobaczysz... Niedługo sam się przekonasz, że miałem rację. Za dobrze cię znam Nathan... - McGuiness wyszedł z gabinetu swojego kolegi. Zawsze, od kiedy się znają doradzał mu i mówił jak coś było nie tak. Tak samo kiedy Sykes do czegoś nie chciał się przyznać wychodziło na to, że Jay miał rację ze swoimi teoriami i przewidywaniami. Czy tym razem tak będzie...? Może niedługo się przekona...


              Tylko zdążyła wejść na teren szkoły, a dopadła ją blondwłosa. Widziała jak Lucy całuję się z Nathanem w samochodzie. Jak to zawsze bywa Kelsey chciała wszystko wiedzieć i to ze szczegółami. Tak już miała... - Lucy! Możesz mi powiedzieć co to było??? Po raz kolejny widzę jak całujesz się z tym... Jak on tam ma?
- Nathan.
- No właśnie z tym Nathanem. Mogę wiedzieć co to miało być? Przecież mówiłaś, że jest starszy i to o wiele starszy.
- Kelsey... - Brunetka przystanęła stając na przeciw swojej przyjaciółki. - Co z tego że jest starszy? To niczemu nie przeszkadza. Starszy, ale za to jaki przystojny... A jak całuję... Mówię ci... Odlatujesz.
- Lucy... A może ty lecisz na jego majątek... W końcu auto to ma wypasione... To i pewnie dom ma niezły i wysoki stan konta.
- Przecież mnie znasz... I jak możesz tak mówić? Nigdy bym nie poleciała na kasę. Nie jestem Mirandą z trzeciej C, która wskakuję do łóżka chłopakom, którzy mają bogatych rodziców.
- Dobra, przepraszam... Nie powinnam tak mówić. Palnęłam bez zastanowienia. Ale... Lucy! Mówiłaś przecież, że on ma żonę!
- Blooooondi! Zamknij się do cholery...  - Dziewczyna zakryła blondwłosej buzię swoją dłonią. Nie chciała, żeby zaraz cała szkoła wiedziała, że ta niby spotyka się z jakimś żonatym mężczyzną. Co prawda nie spotykała się, ale po ich rozmowie zaraz ktoś by mógł tak pomyśleć, a to nie byłoby dobre dla niej i jej opinii. A co dopiero gdyby doszło to do jakiegoś nauczyciela... Miała by przechlapane. Zaraz by o tym wiedzieli rodzice, a ona miałaby kolejny szlaban na tydzień. Zero wychodzenia z domu. Oczywiście zawsze można ominąć zakaz jakimś podchwytliwym sposobem, ale lepiej nie denerwować starych. - Nie wrzeszcz tak. Chcesz żeby wszyscy o tym wiedzieli?
- O czym? - Po chwili obok niej zjawił się nie kto inny jak Tom. Zawsze kręcił się obok niej. Dziewczyna miała tego dosyć. Nachodzenia, nękania... Chciała, żeby chłopak odwalił się od niej raz na zawsze i znalazł sobie inny obiekt do czarowania i wykorzystywania.
- A co cię to obchodzi matole? Zajmij się swoimi sprawami... - Lucy cofnęła swoją rękę z ust Kelsey. Spojrzała na nią porozumiewawczo. Blondwłosa od razu wiedziała o co jej chodzi.
- Właśnie się zajmuję, bo ty nimi jesteś.
- Jakie to słodkie... Aż rzygać mi się chcę! - Przystawiła palec do brzucha chłopaka i zaczęła nim wiercić. - Posłuchaj mnie teraz uważnie. Bo dwa razy nie będę powtarzać. Mam już cie głęboko w dupie... I nie zamierzam do ciebie wrócić choćby mi dawali miliony! I proszę cię nie psuj mi humoru! A teraz żegnam, ale idę na matmę i nie zamierzam się spóźnić tak jak ty. I zejdź mi z oczu. - Przesunęła Toma na bok i tak po prostu odeszła razem z Kelsey. Zaskoczony jej zachowaniem chłopak, patrzył na nią jak odchodzi. Jeszcze nigdy się tak nie zachowała w stosunku do niego... Nigdy nie była taka... Ostra i pewna siebie. Jego myśli zaczęły krążyć wokół niej i co mogło ją tak zmienić.
Co ją tak zmieniło?! Zawsze była mi uległa i na wszystko się zgadzała... A od jakiegoś czasu, mnie poniża i ośmiesza w oczach innych... Może dobrze by było to sprawdzić? Co ją tak zmieniło... Ale tak, żeby się o tym nie dowiedziała... Może znalazła sobie jakiegoś chłoptasia? Jak tak, to koleś długo nie pożyję! Odechcę się mu podrywania mojej dziewczyny! Ona jest tylko moja i zawsze nią będzie! Zawsze!