- Loly daj mi spać... - jęknęła zielonooka nakładając na siebie kołdrę, lecz na nie wiele się to zdało, gdyż mała chwyciła materiał w rączki i ściągnęła go z siostry, robiąc jej na złość.
- Luuuucy! Wśtawaj! Chot! Musiś tio ziobacić! - piszczała uradowana.
- Obiecuję, że zrobię to później, ale daj mi teraz spać. Na pewno to nie ucieknie...
- A wjaśnie zie ucietnie! - krzyknęła mała i zeskoczyła z łóżka, po czym wybiegła z pokoju. Brunetka myśląc, że mała dała za wygraną ponownie przykryła się cieplutką kołdrą. Nawet nie zauważyła, że nie ma obok niej szatyna. Zamknęła znowu oczy i zaczęła odpływać do krainy Morfeusza, gdy nagle poczuła jak ktoś, albo coś chodzi po niej, a siostra znowu piszczy każąc jej wstać. Hale jęknęła cicho i przetarła oczy zewnętrzną stroną dłoni. - Nathian chot tu! Lucy musi zobatcyć Nathia! - na te słowa brunetka zmarszczyła brwi nic kompletnie nie rozumiejąc ze zdania wypowiedzianego przez jej siostrę. Na jedyną rzecz, którą właśnie wpadła, było to, że szatyna nie było obok niej, a właściwie w tej chwili wszedł do pokoju uśmiechając się szeroko. Nagle Luss spojrzała na swój brzuch i zobaczyła słodkiego szczeniaka wpatrującego się w nią. Przestraszyła się, że wyrósł tak nagle przed nią, że aż zapiszczała i zwaliła psiaka obok siebie na łóżko. Loly zrobiła obrażoną minę i wzięła swojego nowego przyjaciela na ręce, a Nath usiadł obok brunetki i ucałował jej słodkie usta na powitanie.
- Cześć skarbie. - Uśmiechnął się do niej i spojrzał na siostrę swojej dziewczyny, tulącą psiaka. - To jest Nathian, jak go nazwała Loly. Sam nie wiem dlaczego tak. - zaśmiał się cicho i wziął blondynkę na swoje kolana.
- Eee... Ale... Skąd wy go wytrzasnęliście? - Luss uniosła brwi i pogłaskała zwierzaka, który ponownie na nią wszedł.
- Twojej siostrze marzył się pies, więc ja z chęcią spełniłem to marzenie. Zobacz tylko jaka jest szczęśliwa. Po za tym Nathian, już jest częścią waszej rodziny, więc wasi rodzice muszą się zgodzić, a jakby co ja wam z nim pomogę.
- No dobra, ale... Loly podziękowałaś Nathowi? - Brunetka zmarszczyła brwi i przechyliła głowę w bok czekając na odpowiedź swojej siostry. Zawsze uczyła ją, że trzeba za prezenty oraz miły uczynek dziękować, dlatego Loly była wychowaną dziewczynką i zazwyczaj grzeczną, choć czasem zdarzało się, że lubiła narozrabiać, ale to chyba każde małe dziecko tak ma.
- Dziętuję. - zaszczebiotała słodko blondynka i ucałowała policzek szatyna, na co ten wykrzywił usta w uśmiechu.
- A teraz leć, my zaraz z twoją siostrą przyjdziemy i zrobimy coś do jedzenia na śniadanie. - Sykes poczochrał włoski małej Hale, na co ta zrobiła obrażoną minę, zupełnie jak jej starsza siostra, kiedy była zła. Brunetka zaśmiała się i podała jej Nathiana, który turlał się na jej poduszce. Mała podziękowała i wybiegła z sypialni. - Jak się spało? - Szatyn uśmiechnął się, a kciuk jego dłoni pogłaskał policzek Lucy. Odwzajemniła gest i poprawiła koszulkę nocną, którą miała na sobie.
- Dobrze tylko strasznie krótko, bo moja siostra nie dała mi pospać. Jakim cudem tak szybko załatwiłeś tego słodkiego sierściucha?
- Wstałem wcześnie rano i znalazłem na internecie, że małżeństwo ma na sprzedanie szczeniaki. I tak oto psiak o imieniu Nathian znalazł się u was. - Wyszczerzył się i przejechał palcami po swoich włosach.
- Moja siostra już cię kocha. - Brunetka zaśmiała się dźwięcznie. Nath chwycił ją w pasie i przyciągnął ją do siebie.
- No wiesz trzeba się wkupić do twojej rodziny, więc zacząłem od Loly, bo jest najprościej. - Pocałował ją namiętnie.
- Osz ty! - Hale zaśmiała się i odwzajemniła pocałunek. Po chwili oderwała się od niego. - A skąd wiesz, że ja cię zechcę, hm?
- Bo... Ja jestem tego pewien kochanie. - Uśmiechnął się chytrze i przewrócił ją na plecy przygniatając ją swoim ciałem. Musnął jej usta, na co Lucy odwzajemniła czule, wsuwając język do jego buzi i penetrując nim jej wnętrze. Po chwili oderwali się od siebie śmiejąc, gdyż z dołu było słychać krzyk Loly, że Nathian jest głodny. - Dobra ja pójdę, a ty się ubierz i zrób te całe makijaże i inne cuda. - Podniósł się cmokając jej usta. Brunetka wstała i wyjęła z szafy ubranie.
- Faceci... Wy nigdy nie zrozumiecie kobiet oraz tego, że my robimy to, żeby wam się podobać. - westchnęła i wyszła z sypialni kierując swoje kroki do łazienki, by zrobić poranną toaletę.
- Kobiety.. Bez nich świat byłby nudny. - Pokręcił głową z rozbawieniem i wyszedł z pokoju.
Brunetka weszła do kuchni związując włosy w ciasny kucyk i uśmiechnęła się na widok swojego chłopaka noszącego Loly na swoich barkach. Złapała jedną kanapkę z białego talerza i zaczęła jeść, siadając na blacie i wpatrując się w szatyna. Mężczyzna bardzo dobrze dogadywał się z dzieciakami, a to było widać po Loly. Mała była nim zachwycona, kiedy Sykes się z nią bawił, wygłupiał, ale też gdy opowiadał jej bajki. No cóż, razem z przybyciem Nathana do tego domu, siostra poszła w odstawkę. Gdyby mała Hale była starsza to Lucy czułaby się zazdrosna i zagrożona. Przełknęła ostatni kęs swojego posiłku i napiła się soku. Szatyn postawił dziewczynkę na nóżki i podszedł do brunetki, stając pomiędzy jej nogami.
- Najedzona? - Uśmiechnął się i poklepał jej brzuch. Dziewczyna zaśmiała się i oddała mu tyle, że mocniej. - Ej, a co to miało być?
- Najadłeś się? - wybuchnęła śmiechem, a Nathan zamknął jej usta pocałunkiem. Owinęła rączkami jego szyję, oddając pieszczotę. Nagle do ich uszu doszedł dźwięk dzwonka wylatujący z telefonu Sykesa. Brunetka oderwała się od mężczyzny i zrobiła niezadowoloną minę. - Wszyscy nam dzisiaj przeszkadzają... - westchnęła ciężko.
- Poczekaj, załatwię to szybko. - Ucałował jej czoło i wyjął z kieszeni dzwoniące urządzenie. Nacisnął zielony klawisz i przystawił telefon do ucha. - Słucham?
- ...
- Dzień dobry. Tak, tak mam chwilę, nie przeszkadza pan.
- ...
- Dobrze, tylko niech pan powie gdzie i o której godzinie.
- ...
- Myślę, że tak za godzinę, bo aktualnie nie jestem w domu.
- ...
- Oczywiście. Do widzenia. - zakończył połączenie i schował telefon. Spojrzał na Lucy, która uniosła brwi, czekając na to, żeby coś powiedział.
- Muszę lecieć. Dzwonił do mnie ten facet, któremu robiłem projekt. Chcę się spotkać, ale nie mam pojęcia o co mu może chodzić. Przecież wybrał Georga... - westchnął cicho próbując znaleźć jakieś wytłumaczenie dla tego telefonu.
- Jak nie pojedziesz to się nie dowiesz. Spotkamy się później. - Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło i zeskoczyła z blatu stając na równe nogi. Szatyn skinął głową na znak, że się zgadza, ucałował usta brunetki i żegnając się z Loly i jej towarzyszem wyszedł z domu państwa Hale. Otworzył auto i wsiadł do niego, by po chwili ruszyć i skierować się do swojego domu.
Srebrne BMW zaparkowało na wolnym miejscu przed ekskluzywną restauracją. Drzwi samochodu otworzyły się, a z jego wnętrza wysiadł szatyn. Zamknął swoje cacko, poprawił marynarkę od garnituru, w który zdążył się przebrać, gdy pojechał do domu i ruszył do wejścia do lokalu. Po chwili był już w środku restauracji, szukając wzrokiem Ramireza, z którym był umówiony. Podszedł do stolika, przy którym czekał na niego mężczyzna i przywitał się z nim uściskiem ręki, po czym usiadł naprzeciw niego.
- Zje pan coś? - spytał blondyn, otwierając menu.
- Nie nie, dziękuję. Napiję się jedynie kawy. - Sykes uśmiechnął się i odłożył swoją kartę na bok. Po chwili podszedł do nich kelner by przyjąć zamówienie,a kiedy odszedł szatyn zaczął rozmowę. - A więc o czym chciał pan ze mną porozmawiać?
- A tak... Widzi pan chodzi o projekty, które przedstawił mi pan razem z Georgem.
- Nie rozumiem... Przecież pan odrzucił mój projekt wybierając ten pana Maxa.
- Zgadza się, dlatego chciałem z panem o tym pomówić. - Szatyn nie rozumiejąc nic z tego, zmarszczył lekko czoło i wsłuchał się w słowa wypowiadane przez Ramireza. Im dłużej mężczyzna mu wszystko wyjaśniał tym Nathan więcej rozumiał, dlaczego został przez niego wezwany...
Pędził przez miasto, by jak najszybciej dojechać do domu, przebrać się w wygodniejsze ciuchy i pojechać do brunetki. Chciał jej wszystko opowiedzieć i zabrać ją gdzieś, gdzie razem mogliby świętować jego sukces. No i co? Wcale nie przegrał! Tak naprawdę właśnie ta rywalizacja pokazała kto jest lepszy! Może i projekt domu Georga był lepszy, ale tylko na pierwszy rzut oka. Przy bliższym poznaniu tego pomysłu wyszły liczne niedociągnięcia oraz to, że firma budowlana współpracująca z mężczyzną jest niepoważna i nie wywiązuję się ze swoich zadań. Tym sposobem Max stracił ważny kontrakt i przede wszystkim zaufanie, a szansę dostał szatyn. Jedynym problemem było to, że musiał znaleźć firmę, która zajmie się wykonaniem projektu, ale to nie musiało być takie trudne. W końcu Sykes miał sporo znajomości w tej branży i był w stanie załatwić godną zaufania firmę. Podjechał pod dom, wysiadł z samochodu i wszedł po kilku schodkach na taras. Wyciągnął z kieszeni klucze i wsadził go w zamek, chcąc otworzyć drzwi, jednak klucz ani drgnął. Szatyn zmarszczył brwi i chwycił klamkę naciskając ją. Drzwi otworzyły się, a Nathan wszedł ostrożnie do budynku. Czyżby ktoś się włamał? Przecież był pewien, że wychodząc na spotkanie zamknął drzwi na klucz. Odłożył ostrożnie klucze na komodę i wszedł w głąb domu. Gdy dotarł do salonu ujrzał dobrze mu znaną osobę.
- Co ty tu robisz? - zmarszczył brwi i chciał coś dalej powiedzieć, jednak osoba stojąca naprzeciwko niego nie dała mu dokończyć.
- Cześć kochanie... Jestem z tobą w ciąży... - zamarł w bezruchu..