niedziela, 29 grudnia 2013


              Całe dnie spędzone na myśleniu o brunetce... Młoda, piękna, zabawna i zwariowana. Mająca tyle energii w sobie... Czasem zbuntowana i zawzięta, a przy tym nadal słodka. Te jej miny... Szatyn uśmiechnął się do siebie. Ostatni dzień umowy... Rano już zawiózł ją do szkoły, a teraz siedzi w biurze i myśli o niej patrząc w okno zamiast pracować. Od tamtego pocałunku starał się nie poddawać jej urokowi. Mając ją przy sobie, widząc to seksowne ciało, ledwo się powstrzymywał... Krotki tydzień... A jednak widząc ją prawie codziennie, nie wyobrażał już sobie tego, aby mógł z nią zerwać kontakt. Chociaż zarzekał się, że po tym togodniu każdy pójdzie w swoją stronę, teraz tego nie chciał. Zauważył nawet, że dzięki niej zaczął się zmieniać. Powoli ma wielką chęć na zabawę i szalone rzeczy, a nie tylko siedzenie za biurkiem. Hmm... No jeszcze wyścigi, ale to tylko raz na jakiś czas. Chętnie poszedłby do klubu, jednak jest jeden problem... Isabela go nie puści samego z Jay'em. Dlaczego? Jest cholernie zazdrosna o inne kobiety. Nikt nie powinien się dziwić... Są ponad miesiąc po ślubie, a po za tym jakby nie patrzeć Nathan jest bardzo przystojny. Nie jedna chciałaby mieć go tylko dla siebie... Isabela zawsze, każdą pannę kręcącą się obok niego skutecznie odpędza. Ona ma swoje sposoby... Wracając do szatyna... Sam już nie wiedział co ma robić. Z jednej strony żona, która powoli go zaczynała denerwować swoim zachowaniem i czynami. Po raz kolejny umówiła ich ze swoimi rodzicami, nie informując go o tym... Wraca do domu z pracy, a tam kto? Rodzice Isabeli, jak miło... Oczywiście kolacja, a do tego rozmowa, kiedy to oni zamierzają postarać się o dziecko... Ludzie! Bez przesady, dopiero wzięli ślub, a ci już chcą potomka?! Po za tym ślub jak ślub... Był na szybko to i tylko w urzędzie. Może to i lepiej? Przynajmniej z perspektywy czasu... Z drugiej strony Lucy. Jest młoda, nawet bardzo młoda... Problem w tym, że w jego myślach cały czas się ona pojawia. Żeby tylko normalnie... Sam czasem się przyłapuje na tym, że ma z nią niegrzeczne myśli. Ha! I to jak niegrzeczne... W myślach zdradza swoją żonę...! To już jest nienormalne! Pół godziny do kolejnego, ostatniego ich spotkania. Musi ją odwieść do domu i się pożegnać... Czy to dobry pomysł, sam nie jest o tym przekonany. Może będzie lepiej, gdy już jej nie zobaczy. Zajmie się swoją żoną i zapomni o brunetce. Jeżeli to nie pomoże... Wie gdzie młoda dziewczyna mieszka. Sykes spojrzał na zegarek. Wstał z fotela, chwycił swoją czarną teczkę i wyszedł z biura. Kiedy ruszył w stronę szkoły, jeszcze raz wszystko przemyślał i wpadł na pewien pomysł. Po drodze podjechał w pewne miejsce i pojechał po Lucy. Czekał przed szkołą, oparty o swój samochód. Usłyszał dzwonek... Szukał jej wzorkiem. Jest! Idzie rozmawiając z blondwłosą. Szatyn uśmiechnął się do siebie i schował mały prezent dla dziewczyny za swoimi plecami i uśmiechnął się. Lucy podeszła do srebrnego BMW. - Hej. Co ty taki uśmiechnięty? Nie widziałam cię takiego...
- Cześć. Po prostu się ciszę.
- Aaa tak dzisiaj się już mnie pozbywasz. Wsiadamy? - Chwyciła za klamkę, ale samochód był zamknięty. - Otworzysz? - Spojrzała na mężczyznę pytającym wzrokiem. Zamknął samochód, chociaż stoi przy nim? Przymrużyła oczy.
- Nie otworzę. - Nathan ponownie się uśmiechnął i do niej podszedł. Spojrzał w jej zielony oczy i wyciągnął zza pleców różę. - To dla ciebie. - Dziewczyna chwyciła kwiatek, nie rozumiejąc czemu ją dostała. 
- Dziękuje, ale... Nie rozumiem... Z jakiej to okazji? Nie powinieneś jej dać swojej żonie?
- Nie. Z jakiej? Nie ma okazji.Dałem ci ją bo... Tak po prostu. Podoba się? - Lucy pokiwała głową uśmiechając się. - Jeszcze to... - Szatyn przybliżył się do niej jeszcze bardziej, obejmując ją w pasie i pocałował. Dziewczyna była zszokowana. Kwiatek, pocałunek? Przecież od ostatniego pocałunku, mało co z nią rozmawiał... A może to jego gra? Rozkocha w sobie, a później porzuci jak niepotrzebne zwierze?! Nie ważne… Liczy się to co jest teraz… Brunetka oddała się pocałunkowi mężczyzny. Po chwili Nath oderwał się od niej i ponownie pokazał rządek białych zębów.
- Co… Co to miało być? – Spytała Lucy zdziwiona tym wszystkim, jego zachowaniem…
- Pocałunek… Ale jeżeli ci się nie podobało… Już nie będę. – Przycisnął mały guziczek przy kluczach od samochodu i otworzył dziewczynie drzwi, czekając aż wsiądzie.
- Podobało, tylko… Dziwi mnie twoje zachowanie. – Usiadła na miejscu pasażera i zapięła pasy. Nathan obszedł samochód dookoła i zasiadł za kierownicą, odpalając samochód.
- Byłem przygotowany na twoje słowa. Fakt inaczej się zachowuje niż wcześniej, ale to ostatni dzień kiedy cię widzę, a więcej… Nie będę ci tłumaczył. Z resztą… Może jeszcze się spotkamy. – Uśmiechnął się cwaniacko i ruszył do domu dziewczyny. Ona zaś patrzyła na niego próbując coś zrozumieć z jego słów i domyśleć się jakie ma zamiary. W końcu to raczej nie jest normalne, aby żonaty facet całował inną kobietę i był z tego zadowolony. Nie chciała go już o nic pytać, więc usadowiła się wygodnie na fotelu samochodowym i położyła swoje nogi na desce rozdzielczej. – Nogi młoda panno…
- Ale mi jest wygodnie… Czy ty musisz pokazywać swoją wyższość nade mną poprzez różnicę wieku?
- Nogi. – Warknął szatyn. Dobrze wiedziała, że to go bardzo denerwuje. Uśmiechnęła się tylko i nie zamierzała ich zdjąć. – Lucy nogi do cholery! – I swoją ręką strącił je na podłogę.
- Dobra już dobra… - Usiadła wygodnie z nogami na podłodze i do końca drogi do jej domu siedziała patrząc w okno. Dojechali na miejsce. – No to… Cześć. Powodzenia we wspólnym życiu ze swoją żoną. – Wyszła z samochodu i skierowała się do domu. Była przekonana, że więcej już go nie zobaczy. Czas pokaże czy miała rację…
- Oj Lucy Lucy… Jeszcze się spotkamy i to nawet nie wiesz jak szybko… - Nathan uśmiechnął się do siebie, patrząc jak zgrabna sylwetka dziewczyny znika za drzwiami dużego domu.


         - Spakowana już? - W słuchawce rozległ się głos blondwłosej, która właśnie zadzwoniła do Lucy. Kelsey była już dawno spakowana i mogła odliczać godziny do wyjazdu.
- Tak tak... Siedzę przed pustą walizką i zastanawiam się co zabrać... - Westchnęła do telefonu niezadowolona brunetka.
- Jasne jasne. Przecież wiem, że żartujesz.
- Nie żartuje... Blooondi pomóż! Tysiąc ciuchów i żadnej rzeczy, która by się nadawała. To znaczy nadają się, ale jestem pewna, że jeżeli zabiorę to co chcę, to ty mnie na miejscu zamordujesz.
- Dobra, za 15 minut jestem u Ciebie. - Zakomunikowała blondwłosa i się rozłączyła. Lucy stała przed szafą i wyrzucała z niej wszystkie ubrania po kolei. To nie, to nie, to za ciemne, to za grube... Tak, zawsze miała ten sam problem przed każdym wyjazdem. Nigdy nie wiedziała co ma zabrać, a Blondi była jedyną osobą, która ratowała ją z opresji. Długo czekały na tą wycieczkę... Hiszpania, Barcelona, plaża, słońce, morze i... Ayy, tak... Przystojni, opaleni Hiszpanie... Czego chcieć więcej? No dobra jest jeden mały, ale to malutki problem... To wycieczka szkolna... Dyrektorka jako opiekun, babka od geografii i... No właśnie jeszcze jeden opiekun, ale kto to? Jeszcze im nie powiedzieli. No trudno, dowiedzą się rano, kiedy będą wyruszać z lotniska. No tak jest jeszcze jeden problem... Tom. Na samą myśl o nim, Lucy westchnęła krzywiąc się lekko. Była pewna, że on będzie robił wszystko, aby zepsuć jej ten wyjazd... Co tam... Nie da się mu. Role się odwrócą... To ona zacznie mu uprzykrzać życie. Tak... Dla zabawy. Z rozmyślań wyciągnęło ją pukanie do drzwi.
- Proszę! - Krzyknęła brunetka, a do pokoju wpadła Kelsey. Jak ona to robi? Zawsze jest szybciej niż mówi, ale nie ma co narzekać, czasami się to przydaję. - Jesteś.Blondu błagam pomóż mi z tym... - Lucy jęknęła błagalnym tonem i wskazała na górę ubrań na łóżku oraz otwartą, pustą walizkę na środku pokoju.
- No to ci powiem Luss, że... Jesteś w czarnej dupie. -Blondwłosa zaśmiała się widząc bezradną minę swojej przyjaciółki. - Ty wiesz, że o 6 rano mamy być na lotnisku? Jest 23, a ja chciałabym pospać jeszcze trochę przed kilkoma dniami ciągłych imprez.
- Oj Kelsey... Nie narzekaj. Przecież wiem, że mnie kochasz i zrobisz dla mnie wszystko. - Brunetka ucałowała koleżankę w policzek, śmiejąc się.
- Okej, ale jest jeden warunek... - Spojrzała na Lucy, która wlepiała w nią swoje zielone oczy, próbując zgadnąć co ma na myśli blondwłosa. - Masz mi opowiedzieć co jest z tym... No... O tak, Nathan. Widziałam dzisiaj po szkole. Kwiatek, pocałunek... Lucy czy ja o czymś nie wiem?
- Blondi, proszę cię... Nic z nim nie jest i nie będzie. Dzisiaj był ostatni dzień kiedy się wiedzieliśmy. Pocałunek też mnie bardzo zdziwił.... No, ale nieważne. Już go więcej nie zobaczę. Lepiej pomóż mi z ubraniami...
- Szkoda... Bo ciacho z niego było całkiem niezłe. Znaleźć się z takim w łóżku... -Kelsey oberwała poduszką w głowę. - Ej! No co jest?!
- Ciacho niezłe, ale żonate. I przestań z tymi swoimi fantazjami erotycznymi. - Lucy się zaśmiała i ponownie spojrzała do swojej szafy. - Zostaw je dla Hiszpanów i pomóż mi się pakować no nigdzie nie polecę.
- No dobra już dobra. Ayy Luss, czy ty to czaisz? Barcelona i napaleni latynosi... - Kelsey rozmarzyła się patrząc na trzymaną w rękach krótka spódniczkę Lucy, za co oberwała ponownie od jej właścicielki.
- Latynosów masz pod prawie samym nosem, ale fakt faktem, też nie mogę się doczekać. I zacznij wertować moje rzeczy, bo nic mi nie pomagasz. - Tym razem brunetka rzuciła w nią swoją bluzką. Blondi westchnęła i zaczęła wybierać ubrania dla przyjaciółki na wyjazd. Minęło półtorej godziny i walizka była już pełna. Zostało tylko ją zasunąć... No i tu nastał problem. Bagaż był przepełniony. Lucy usiadła wraz z Kelsey na walizce i próbowały ją zasunąć. - No... Jeszcze trochę... Jest, gotowe! - Zadowolona brunetka klasnęła w dłonie. Nie ma to jak pomoc kumpeli. Od razu szybciej poszło. Pierwsza w nocy. Za 5 godzin mają być na lotnisku. No cóż... Wyspać to już się nie wyśpią... Blondwłosa pożegnała się z dziewczyną i pojechała do domu chociaż troszkę się zdrzemnąć. W tym czasie Lucy wzięła jeszcze szybką kąpiel i wskoczyła do łóżka. Zasnęła myśląc o wyjeździe i co ją czeka na miejscu... W Barcelonie.


            Barcelona. Miasto przepełnione turystami. Miasto tętniące życiem... Na ulicach samochody, autokary z wycieczkami i skutery z młodymi ludźmi. Na głównym deptaku budki z pamiątkami i ludzie próbujący wytargować niższą cenę. Mimy przyciągające pomysłami na swój strój czy też zachowanie, aby choć trochę zarobić. Malarze uwieczniający chwile zamieszania oraz tacy, którzy malują karykatury, ukazując w śmieszny sposób wady innych. Wielkie statki wyruszające w rejs albo dobijające do portu małe stateczki pasażerskie, rybackie... Na plażach opalający się ludzie. Wszyscy skąpo ubrani, niektórzy opalający się toples... Zakochane pary śmiejące się i chlapiące w wodzie czy też goniące na rozgrzanym promieniami słonecznymi piasku. Dzieci uciekające przed falami i robiące zamki lub fosy z piasku. Młode dziewczyny chodzące w bikini i uśmiechające się uwodzicielsko do przystojnych Hiszpanów. Chłopcy próbujący poderwać ślicznotki na swoje umięśnione ciało. Samolot angielskich linii lotniczych wylądował na barcelońskiej płycie lotniska. Wysiadła z niego grupka młodych ludzi. Odebrali bagaże i ruszyli do hotelu. Po drodze mieli podzielić się na pokoje dwu i trzy osobowe. Dwie przyjaciółki oczywiście chciały mieć pokój tylko ze sobą, nie chciały mieć dodatkowej osoby na karku. W końcu przyjechały się zabawić i czuć się swobodnie. Już dawno temu czytały o hotelu i okolicy. Kluby ze znajomymi DJami, multum knajp z drinkami, hotel z basenem, sauną, jacuzzi i zjeżdżalniami. Oprócz smażenia się na plaży i taplania w wodzie były przewidziane wycieczki. Park wodny, slynna Sagrada Familia, Camp nou, gdzie FC Barcelona gra mecze... Wiele atrakcji i imprez zaplanowanych przez kilka dni. Odpoczynek i zabawa!
- W hotelu czeka już na was trzeci opiekun. Poznacie się z nim i udacie się do przydzielonych pokoi. Będziecie mieć godzinę czasu dla siebie, a później posiłek i spotykamy się omówić wszystkie sprawy organizacyjne.
- Trzeci opiekun... Ciekawe kogo wzięli i dlaczego nie poleciał z nami, tylko czeka już w hotelu... Może zatrudnili jakiegoś przystojnego Hiszpana do tej roboty. - Kelsey całą drogę trajkotała Lucy o latynosach z zachodniej Europy. Jednak sama brunetka była ciekawa kto będzie się nimi opiekował na wyjeździe. W drodze, każdy podziwiał okolicę i komentował jak jest pięknie i gdzie warto się udać. Większość dziewczyn w autokarze wypatrywała kątem oka opalonych Hiszpanów, a chłopcy Hiszpanek. W końcu dojechali do hotelu. Z autokaru wysypała się grupa zadowolonych, młodych ludzi. Na ramionach plecaki, torby... Brunetka miała właśnie zabrać swoją walizkę, kiedy ktoś ją wyprzedził, łapiąc za uchwyt wyjął ją z autokaru.Lucy spojrzała w górę... Tom.
- Bawisz się w gentlemana? Daruj sobie. - Syknęła i chciała odebrać swój bagaż, jednak chłopak nie chciał go puścić. Spojrzała na niego z wyrzutem. Tom uśmiechnął się do niej i wskazał na usta chcąc dostać od niej buziaka za przysługę. - Chyba śnisz! - Warknęła i wyrwała z jego rąk swoją walizkę.
- To chociaż w policzek... - Poprosił błagalnym tonem na co Lucy odwróciła się i idąc do Kelsey, która czekała już ze swoim bagażem przy wejściu do hotelu, pomachała mu.
- Znowu ten idiota się ciebie uczepił? - Spytała blondwłosa do zmierzającej w jej stronę Luss.
- Zauważ, że on w ogóle się nie chcę odczepić więc nie takie znowu... Ale spokojnie, ja już mam plan jak go zniszczyć. - Brunetka uśmiechnęła się tajemniczo do Kelsey.
- Luss co ty kombinujesz? - Kell zmarszczyła swoje czoło, próbując zgadnąć w myślach co zamierza jej przyjaciółka. Znała Lucy bardzo dobrze i wiedziała, że jeżeli coś postanowi to zrobi wszystko, aby dojść do upragnionego celu.
- Oj Blondi zobaczysz. Opowiem ci w pokoju. - Zaśmiała się. Wszyscy zaczęli wchodzić do hotelu, ulokowując się w wyznaczonym miejscu. Lucy z Kelsey jak zwykle były zajęte rozmową, nie zważając na to, co dzieje się dookoła nich. Dyrektorka ich szkoły, która uczy języka angielskiego zniknęła na chwilę w recepcji, gdzie czekał trzeci opiekun z kluczami do pokoi młodych turystów. Po chwili pani Sanchez doszła do sporej grupy. Dziewczyny wymieniały się poglądami na temat opiekuna, który stał uśmiechając się do nich. Jednak brunetka z blondynką zapomniały o nim.
- Przedstawiam wam trzeciego opiekuna... - Głos dyrektorki doszedł do uszu Lucy. Momentalnie spojrzała na panią oraz na stojącego obok niej szatyna. Ich spojrzenia się skrzyżowały... Doznała szoku. Miał to być spokojny wyjazd, a teraz wiedziała, że już tak nie będzie. Mężczyzna przedstawił się grupie młodzieży oraz rozdał klucze do ich pokoi. Wszyscy ruszyli do wind, aby dostać się na dane piętro, gdzie czekał na nich pokój. Lucy poczekała, aż wszyscy zejdą z jej pola widzenia i podeszła do szatyna.
- Co ty tu robisz...? - Zmarszczyła brwi. - Po jaką cholerę idioto tu przyjechałeś? - Warknęła cicho, tak żeby zajęta rozmową z innym opiekunem dyrektorka nie usłyszała.
- Będę waszym opiekunem. Miło mi... Mów mi... Pan Sykes lub pan Nathan... - Uśmiechnął się do niej cwaniacko, a ją po raz kolejny zamurowało. Pan Sykes i multum nasuwających się pytań w myślach dziewczyny. - No idź się rozpakuj... Mam nadzieję, że miło spędzisz ten wyjazd... - I ruszył przed siebie...

2 komentarze:

  1. Kwiat pocałunek.....wychowawca
    No nieźle ;)
    Czekam na Nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo tego to się nie spodziewałam...
    No chyba ze tego opiekuna ale to szczegół..
    Zajebiaszczy blog... Wkręciłam się...
    Czekam z niecierpliwością nn
    I.. zapraszam do sb...:http://heartbreak-storry.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń