piątek, 27 grudnia 2013


                 - Cholera zaspałam! - Drobna brunetka wyskoczyła z łóżka jak oparzona. Wyjęła z szafy białą bokserkę i fioletowe rurki, a do tego czarną bluzę z kapturem. Pośpiesznie założyła na siebie ubranie, po czym zaczęła pakować do swojej torby książki potrzebne na dane lekcje w tym dniu. Nie miała czasu, żeby sprawdzić czy wszystko zabrała. W locie złapała jeszcze telefon patrząc, która jest godzina i zbiegła na dół schodami. Wbiegła do kuchni, złapała z lodówki malinowy jogurt i czym prędzej wyszła z domu. Na wjeździe czekało srebrne BMW. Odetchnęła z ulgą. Zdążyła... Wsiadła do samochodu i zamknęła drzwi trzaskając nimi. - Cześć.
- Cześć. Miałem już odjeżdżać. Chyba była umowa, że na ciebie nie czekam co nie? - Szatyn spojrzał na Lucy. Ta zapięła pasy i sięgnęła do torby po kosmetyki.
- Sorry, zaspałam.
Nathan pokręcił głową z niezadowoleniem i ruszył. Dziewczyna powiedziała mu gdzie ma jechać i zabrała się za makijaż otwierając małe lusterko od osłonki na oczy. Nie zdążyła zrobić tego w domu, dlatego musiała się tym zająć tu i teraz. Samochód, a do tego w ruchu raczej nie jest wymarzonym miejscem do tego typu rzeczy, ale co zrobić? Trzeba dawać sobie radę nawet w chwilach ekstremalnych. Czarną kredką przejechała w okół oka, dała trochę jasno brązowego cienia na powieki i przejechała mascarą po rzęsach. Na sam koniec umalowała swoje usta bezbarwnym błyszczykiem. Uśmiechnęła się do siebie i spowrotem oparła się o fotel samochodu.
- Pozwalają wam się tak malować do szkoły? - Nath co jakiś czas spoglądał na nią, kiedy ona robiła sobie makijaż.
- Po pierwsze mam już 18 lat i mogę robić co chcę, a po drugie... Nawet jeżeli nie to co? Ja mam to w dupie. Przepisy są po to żeby je łamać, a ja nie zamierzam się podporządkowywać. Mam swoje racje... - Powedziała stanowczym tonem, po czym położyła nogi na desce rozdzielczej samochodu.
- Zabierz te nogi! - Warknął szatyn. Nie lubił kiedy ktoś nie szanował jego auta. A brudne buty dziewczyny na desce? Miał ochotę wyrzucić ją z samochodu.
- Nie chcę. Mi jest wygodnie. - Uśmiechnęła się do niego szeroko. Zachowanie mężczyzny ją bawiło. Był taki zacięty i... Zdenerwowany. Jego twarz była lekko czerwona, a ręce mocno zaciśnięte na kierownicy.
- Zdejmij do cholery te nogi! - Tym razem mężczyzna wrzasnął. Dziewczyna nie bardzo się tym przejęła, jednak zdjęła nogi z deski, żeby mieć spokój. Wzięła swój jogurt, który zdążyła porwać z domu i zaczęła go pić. - Odchudzasz się? - spytał szatyn patrząc jak pochłania swój posiłek.
- Nie, dlaczego?
- Sam jogurt na śniadanie? Nie ma co, pożywne śniadanie... 
- Nie zdążyłam nic innego zjeść. Po za tym nie powinno cię to obchodzić. Zajmij się bezpiecznym odwiezieniem mnie do szkoły. - Skończyła pić i pusty kubełek włożyła do kieszonki w drzwiach.
- Ej, ale śmieci to zabierasz ze sobą i wyrzucasz do kosza. - Powiedział kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa. Stwierdził, że dziewczyna chcę mu zdewastować samochód. Kładzie nogi na deskę, śmieci zamiast wyrzucić do kosza to ta sobie robi miejsce na nie w kieszonce na drzwiach. Co to w ogóle ma być?!
- Czy ty zawsze jesteś taki pedantyczny? - Przekręciła oczami i westchnęła. Miała dosyć tego jego dbania o porządek. To mu nie pasowało, tamto też nie... Aż się bała jakie katorgi musi z nim przeżywać jego żona. Zastanowiła się czy wszystko musi być u niego równo ułożone. Ubranie w koteczkę? Buty w jednej linii? Przecież z takim typem można oszaleć...
- Nie. Po prostu... Kocham swój samochód. - Uśmiechnął się szeroko.
- A myślałam, że to swoją żonę kochasz... - Mruknęła cicho, patrząc na mężczyznę.
- A to już nie można kochać rzeczy? Żonę też kocham i to bardzo, ale drugą moją miłością jest moje auto. Co ja na to poradzę, że jest dla mnie ważne? - Lucy już po jego słowach się nie odezwała. Siedziała cicho patrząc na obrazy przesuwające się za oknem. Czekała spokojnie na to, aż dojadą do szkoły. Kiedy byli już na miejscu rzuciła Nathanowi krótkie "Widzimy się o 15" i wyszła z samochodu. Nawet się nie obejrzała. Weszła do szkoły i udała się na lekcje. Szatyn w tym czasie odjechał do pracy. Nie mógł się na niczym skupić, bo cały czas w jego głowie napływały myśli o młodej dziewczynie, a szczególnie o jej długich opalonych nogach, które rano kładła na desce rozdzielczej jego samochodu. Miał żonę, ale uroda ciągnęła go do Lucy. Taki mały psikus... Facetom trudno jest się oprzeć młodym i pięknym dziewczynom... A jeżeli dodamy do tego ciężki charakterek? Chcę się po prostu go okiełznać. Kiedy spojrzał na zegarek, zobaczył, że jest już 14.45. Wybiegł jak najszybciej z biura i skierował się na parking gdzie stało jego BMW. Wsiadł pośpiesznie, zapiął pasy i z piskiem opon ruszył pod szkołę Lucy. Zdążył... Kiedy podjechał pod budynek akurat zaczęli z niego wychodzić młodzi ludzie. Wypatrywał szatynki w tłumie śmiejącej się młodzieży, nie widział jej. Nagle drzwi samochodu otworzyły się i do samochodu wpadła brunetka.
- Spóźniłeś się. - Położyła torbę pod nogi i zapięła pasy.
- Co? Przecież byłem na czas...
- Powinieneś czekać, a nie przyjeżdżać równo z dzwonkiem.
- Miałem dużo pracy.
- Jasne, już to widzę. Nie gadaj tyle tylko jedź. Dzisiaj się weekend zaczyna, więc mam lepsze rzeczy do roboty niż rozmowa z takim kimś jak ty.
- Uważasz, że nie jestem warty rozmowy? - Spojrzał na nią, po czym ruszył w kierunku jej domu. Lucy przekręciła oczami i westchnęła krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, zrozum to.
Nathan nie odezwał się już do niej ani słowem. Odwiózł ją do domu. Dziewczyna wysiadła rzucając tylko "cześć" i wparowała do domu. Mężczyzna ruszył i po 20 minutach jazdy przez zatłoczone ulice, znalazł się już w swoim domu. Przez całą drogę od miejsca zamieszkania dziewczyny myślał o niej. O jej zachowaniu. Młoda złośnica... Ale za to śliczna. Nawet kiedy się denerwowała, on był pod wrażeniem jej urody, a przede wszystkim jej zielonych oczu. Swoim makijażem umiała podkreślić ich blask i głębie. Wyróżniały się między czarnymi kreskami w okół jej oczu. Był wyraziste i takie... Zielone. Szatyn wszedł do salonu, gdzie Isabela skutecznie wyrwała go z zamyślenia, całując w usta na powitanie.
- Cześć kochanie. - Uśmiechnęła się promiennie i zdjęła z niego marynarkę od garnituru. Przyzwyczaiła się już do tego. Zawsze kiedy wracał z pracy, czekał na niego obiad lub kolacja w zależności, o której wracał. Isabela starała się, aby po ciężkim dniu w pracy jej ukochany mógł się odprężyć i odpocząć.
- Cześć cześć. - Odparł mało radośnie, po czym usiadł na kanapie włączając telewizor.
- Mamy zaproszenie do moich rodziców na dzisiejszy wieczór.
- Dzisiaj? - Szatyn spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Miał inne plany na dzisiejszy wieczór. Zawsze denerwowało go, że Isa ustalała wszystkie spotkanie z ich rodzicami, nie konsultując się wcześniej z nim samym. Podobno powinno się podejmować decyzję wspólnie... Dobrze wiedział że zdanie typu "Mamy zaproszenie..." i tak jest już ustalone i muszą na nie iść. - Przepraszam cię kochanie, ale ja dzisiaj nie mogę. Mam inne plany.
- Ale Nath... Jesteśmy umówieniu już z nimi. Co może być ważniejszego od rodzinnego spotkania?
- Jay. No sorry, ale był pierwszy. Tydzień temu już się umówiliśmy, nie mogę przekładać w nieskończoność. To nie w porządku. - Spojrzał na dziewczynę. Była niezadowolona. Ostatnio miała swoje humorki, jakby była w ciąży. Nie przepraszał jej za swoje zachowanie bo uważał, że najczęściej to ona była nie w porządku w stosunku do niego, a nie odwrotnie. Wolał przeczekać, aż jej przejdzie ta nieuzasadniona złość. Zawsze to ona sama do niego przychodziła w łaskę. Tak to jest jak się kocha drugą osobę... 
- Dobrze, odwołam. Ale pierwszy i ostatni raz. - Isabela sięgnęła do kieszeni po swój telefon. Zawsze go trzymała blisko siebie na wypadek, gdyby zadzwonił Nathan w czasie kiedy jest w biurze. Wykręciła numer do swoich rodziców i przysunęła urządzenie do swojego ucha. Szatyn wciskał mały guziczek na czarnym pilocie od swojego telewizora, skacząc po kanałach. Szukał czegoś ciekawego, jednak gdy ma się dużą ilość programów, to zawsze jest problem z wyborem lub natrafieniem na coś interesującego. Spoglądał czasem na swoją żonę, przysłuchując się jej rozmowie. Domyślił się, że czeka ją długa rozmowa z matką... Wyłączył telewizor i skierował się do kuchni, gdzie czekał na niego obiad. Usiadł na czarnym krześle z metalowymi nóżkami i zajął się wchłanianiem posiłku. Musiał przyznać, że jego żona umiała smacznie gotować. Ba! Nawet jak smacznie... Dlatego on zazwyczaj nie wtrącał się do kuchni. Wiadomo czasem śniadanie zrobił, ale jeżeli chodziło o obiad i posiłki gorące to wolał się nie dotykać do tego. No chyba, że była to pizza. Wtedy wystarczyło, że wyjmował ją z opakowania i wstawiał do piekarnika. Tego raczej nie da się zaliczyć do gotowania. Chciał zjeść i odpocząć przed ważnym dla niego wieczornym wypadem. Będzie musiał się skupić... Najpierw pojedzie do Jay'a. Przyjaciel musi przejrzeć jego BMke. Jego ukochane cacko...


Późny wieczór. Ulice rozświetlone słabym, żółtym światłem latarni. Ryk silników samochodowych. Mężczyźni w skórzanych kurtach. Roznegliżowane dziewczyny. Alkohol, narkotyki, papierosy, bójki i... Rywalizacja. Chęć wygranej połączone z chęcią zemsty. Gniewne spojrzenia i spiski. Pocałunki bez miłości i pożądanie. Młoda dziewczyna ubrana w skąpy strój. Czarny top, ledwo zakrywający jej jędrne piersi i przykrótka spódniczka, z trudem zakrywająca jej pośladki. Ostry makijaż i rozpuszczone, pofalowane włosy swobodnie opadające na jej ramiona. Wielu mężczyzn w tym miejscu miało na nią ochotę. Zawsze kiedy tylko pojawiała się w tym miejscu, miała duże zainteresowanie płci przeciwnej. W końcu kto by nie miał ochoty na takie apetyczne i seksowne ciało? Ale ona nie wzruszona, każdego odpychała. Nie chciała romansu na tydzień czy jedną noc. Dwa sportowe samochody stojące na linii startu. Czarne Audi i białe Porsche. W obu samochodach na miejscach pasażera siedzące, wymalowane dziewczyny. Panowała tu jedna zasada. Wieziesz dziewczynę, jeżeli wygrasz wyścig... Laska jest twoja. Jeżeli nie? Zapominasz o wydymaniu jej. Nie zdarzyło się jeszcze, aby zasady zostały złamane. Oczywiście każdy kierowca miał prawo na wybranie sobie panny, z każdej tutaj przebywającej. Lucy stała na linii mety z dwoma flagami uniesionymi w górze. Dzisiaj to ona została wytypowana do rozpoczynania wyścigów. Zatoczyła koła owymi flagami co oznaczało, że kierowcy mają się przygotować. Rozległ się dźwięk wyjących silników. Brunetka ponownie zatrzymała flagi w górze. Odczekała kilka sekund i je opuściła. Dwa przeciwne sobie auta ruszyły z piskiem opon. Kiedy zniknęły za zakrętem, pokonując go ostrym szarpnięciem kierownicy Lucy już dalsza walka nie obchodziła. Podeszła do swojej przyjaciółki, która trzymała dla niej piwo. 
- Dzięki. - Rzuciła w jej kierunku i upiła łyk piwa, którym zaczęła się krztusić. - Cholera! - Wrzasnęła dusząc się. Blondwłosa zaczęła ją klepać po plecach, co dało pozytywny skutek. Kaszel ustał. Lucy patrzyła przed siebie, nie dowierzając w to co widzi. Jej oczom ukazał się nie kto inny jak młody architekt. Ten sam, który tak nie lubi jak kładzie się nogi na desce rozdzielczej jego samochodu. Ten sam, który przesadnie troszczy się o swoje auto, o jego cacuszko. On na wyścigach? Przecież to chyba... Niemożliwe? Nie chciała, żeby ją tu zauważył. Odwróciła się tyłem i zaczęła rozmawiać z Kelsey. Chwilę jeszcze potrwa, zanim znowu będzie musiała wystartować kolejne samochody.


Srebrne BMW podjechało na plac pełen ludzi. Od strony kierowcy wysiadł szatyn. Z drugich drzwi wysiadł jego przyjaciel Jay.
- O stary... Ile tu lasek... I to jakich... - Wyszczerzył się i oparł o maskę samochodu. Uwielbiał przelotne romansy i laski na jedną noc. Nie rozumiał Nathana i jego... Małżeństwa. Miał 26 lat i już zepsuł sobie życie biorąc ślub z Isabelą. Związany do końca życia. Zero szaleństwa i lasek. No dobra to pierwsze może nie do końca... W końcu dziewczyna nic nie wiedziała o tym, że Nath ściga się w nielegalnych wyścigach w niektóre wieczory w tygodniu. Taka ich mała tajemnica. Szatyn zawsze mówił, że idzie oglądać do Jay'a mecz, albo że po prostu umówili się na piwo.
- Ty zawsze o jednym. - Zaśmiał się Nath. Przyjechał tu dzisiaj w jednym, konkretnym celu. Zniszczyć przeciwnika, który ostatnim razem zmasakrował lekko jego samochód. Co na to poradzić, że Sykes ma obsesje na punkcie swojego samochodu? Tego wieczoru chciał się odwdzięczyć... Zawsze ścigał się w innym miejscu, ale tym razem zawitał tu tylko i wyłącznie dla swojego przeciwnika. Jay przyjechał z nim, żeby mu potowarzyszyć, po za tym gdyby samochód Nathana ucierpiał, przyjaciel się nim zajmie. Tak naprawdę... Szatyn nie wyobrażał sobie tego, żeby nie jechać razem z Jay'em na wyścigi. Zawsze nierozłączni, od kiedy tylko pamięta.
- Ty... Nath! Zobacz na tamtą dupę... - Wskazał na długowłosą brunetkę, w srebrnej krótkiej spódniczce. Sykes przyjrzał się jej dokładnie. Po chwili dotarło do niego, kto to jest... Młoda złośnica... Uśmiechnął się do siebie.
- Ją zostaw. 
- Dlaczego? - Jay zmarszczył brwi. - Ty już masz żonę, po za tym to ja ją pierwszy wyhaczyłem.
- Muszę cię zmartwić, ale ta panna nie jest dla ciebie. Ma 18 lat i... Nie sądzę, żeby chciała się z tobą umówić. Nie zrozum mnie, że nie jesteś przystojny. Jesteś, ale... No znam ją.
- Jak to ja znasz? Ty stary, ty masz takie znajomości? To zapoznaj mnie z jakąś miłą osiemnastolatką. Bardzo chętnie skorzystam. Takie laski mają... Świeżą krew... No i oczywiście dużo siły, a po za tym są nieźle napalone. Przecież dziewczyny w takim wieku myślą tylko o seksie.
- Normalnie, poznaliśmy się wczoraj.
- Co?! I ty mi jeszcze nic nie powiedziałeś?!
- Właśnie ci o tym mówię. - Nath zaśmiał się i spojrzał na Lucy. - A teraz wybacz, ale muszę znaleźć sobie dziewczynę do wyścigu, bo bez niej nie dadzą mi startować. Pilnuj auta! - Spojrzał na Jay'a i ruszył w stronę brunetki, która stała z blondwłosą dziewczyną. Kiedy był już obok nich, objął Lucy w talii i odwrócił w swoją stronę. - Kogo my tu mamy... - Uśmiechnął się do dziewczyny. - Rodzice dali ci tu przyjść? Nie sądzę, żeby to było miejsce dla ciebie. I to jeszcze w takim stroju...
- Idiota? Co ty tu robisz? Taki ułożony mężczyzna, a przychodzi na takie imprezy? Myślisz, że rodzice wiedzą? - Zaśmiała się. - Niech cię nie obchodzi mój strój. Ubieram to, co chcę, a tobie nic do tego. Żona ci pozwala tak obściskiwać inne dziewczyny?
- Jestem bo... Co ci do tego? Każdy ma jakieś pasję. Fakt, jak cię zgwałcą, to przecież nie moja sprawa. Nie robię nic złego tylko cię obejmuję. Po za tym... Nie przedstawisz mnie przyjaciółce?
Lucy odwróciła się w stronę blondynki, jednak nadal była w uścisku bruneta. Stała przy nim bardzo blisko i opierała się o jego tors.
- Kelsey to jest... Idiota... To znaczy Nathan. Nathan to jest Kelsey moja przyjaciółka. - Dziewczyna patrzyła na swoją przyjaciółkę i widziała w jej oczach zdziwienie. Zdziwienie wiekiem mężczyzny i zachowaniem jego, jak i Lucy.
- Miło mi jestem Nath. A teraz... Ty idziesz ze mną. - Mężczyzna przewiesił sobie ją przez ramię, przez co nie trudno było zobaczyć stringi dziewczyny, gdyż były całkowicie odsłonięte. - I zakryj ręką swój tyłek, bo wszyscy na ciebie patrzą. - Dziewczyna posłusznie zakryła ręką swoje pośladki. Nie mogła nic więcej zrobić, bo Nathan był silniejszy od niej. Niósł ją do samochodu. Kiedy byli już przy jego cacku, postawił ją na ziemi i przedstawił Jay'a. Usłyszeli, że zapowiada się kolejny wyścig. Podali markę i rejestrację samochodu. Kiedy szatyn usłyszał wezwanie do wyścigu, kazał wsiąść Lucy do auta, co sam po chwili zrobił. Zablokował drzwi i zapiął pasy. Brunetka poszła w jego ślady.
- Musisz akurat mnie?
- Ty byłaś pod ręką. - Podjechał na linię startu. Spojrzał na samochód obok. Tak poznawał je. To on zepchnął go ostatnim razem na brzeg ulicy, przez co cacko Nathana otarło się o metalowe ogrodzenie. Dobrze, że skończyło się to tylko na otarciu... Lucy chwyciła za rączkę na drzwiach auta. Kiedyś już jechała w wyścigu... Nie wspominała tego najlepiej, dlatego teraz za każdym razem kiedy wsiada do auta, boi się szybkiej jazdy. Pamięta tamten wypadek, kiedy samochód wypadł z trasy. Dlatego się zraziła, może nie do miejsca i samych wyścigów, ale do jazdy z kierowcami, którzy biorą w nich udział. Długonoga blondynka zastąpiła ją w wystartowaniu samochodów. Kiedy Lucy spojrzała w przód, zobaczyła jak dziewczyna obniża flagi. Samochód ruszył z piskiem opon, co spowodowało wciśnięcie jej w siedzenie. Kiedy zobaczyła pierwszy zakręt, zamknęła po prostu oczy, żeby tego nie widzieć. Nie chciała po raz kolejny przypominać sobie wypadku... Postanowiła, że przez resztę wyścigu będzie miała zamknięte oczy, tak czuła się bezpieczniej. Nie widziała z jaką szybkością jadą, ani jakie manewry wykonuję szatyn. Słyszała tylko wycie silnika i pisk opon. Jedną ręką trzymała się kurczowo rączki przy drzwiach a drugą brzegu fotela. Miała nadzieję, że wyścig zaraz się skończy. Nathan zaś, skupiał się na drodze. Myślał tylko o tym, żeby dać wycisk swojemu przeciwnikowi. Chciał aby kierowca białego Audi poniósł klęskę. Chciał widzieć na jego twarzy wściekłość... O tak, o tym marzył teraz najbardziej. Na zakrętach ostro skręcał kierownicą hamując, po nich, momentalnie znowu przyśpieszał. I w końcu pozostały im do pokonania ostatnie metry... Szatyn przycisnął jeszcze mocniej gaz... I jeszcze kilka metrów... Skupienie, oczekiwanie przez tłum wyniku... I... Tak! Udało się! Zwyciężył Nathan. Był lepszy od przeciwnika o ułamki sekundy. Za metą zahamował gwałtownie i uderzył pięścią w kierownice. - Jest! - Spojrzał na Lucy. Miała zamknięte oczy, i widać było, ze się bała. - Ej... Mała... Co jest? Wszystko w porządku? - Brunetka otworzyła oczy i rozluźniła uścisk ręki na rączce. Zobaczyła, że stoją. Cali i zdrowi. Uf... Już po wszystkim... Spojrzała na Nathana.
- Co? A... Tak, wszystko okej... Wygrałeś? Głupio się pytam. Jasne, że wygrałeś. Gratulację. - Uśmiechnęła się lekko. - Więcej z tobą nie jadę w żadnym wyścigu.
- Dzięki. - Wyszczerzył do niej swoje białe zęby. - Ej dowiozłem cię całą i zdrową.
- Co nie znaczy, ze pojadę z tobą drugi raz. Wiesz jakie są zasady tych wyścigów. Wybacz, ale nie zamierzam się z tobą pieprzyć.
- A ja wcale nie proszę o to. Mam żonę.
- Przestań powtarzać, że masz żonę... To jest nudne! Nie masz innych tematów do rozmowy tylko twoja żona?! Nie chcę mi się o niej słuchać! - Wydarła się na niego. Sama nie wiedziała za co. Może przez ten wyścig... Przez to że, po raz kolejny jechała w aucie ścigającym się, przez co jej serce biło ze zdenerwowania i strachu jak szalone.
- Może i mam bo co? Czemu ci to przeszkadza? - Spojrzał na nią.
- Bo dlatego... - Nie opanowała swoich emocji. Przybliżyła się do niego i złożyła krótki pocałunek na jego ustach, po czym wysiadła pośpiesznie z samochodu, zostawiając mężczyznę w szoku... I z natłokiem myśli w głowie...

2 komentarze:

  1. No to dowaliłaś na koniec. Pocałowali się *.*
    Jego żona mnie wkurza
    No nic weny do następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na następny i życzę weny!!! <3

    OdpowiedzUsuń