Stadion FC Barcelony. Duży i robiący niezłe wrażenie, kiedy jest się na trybunach. Fajnie byłoby znaleźć się na nich kiedy odbywa się mecz. No cóż, jak na razie jedyna okazja, żeby tam być to wycieczka. Muzeum mieszczące się w różnych pomieszczeniach, duże i mające w swojej kolekcji wiele pucharów, wystawę koszulek z każdego roku,a na ścianach herby i kolory klubu. Oprócz tego sklepik klubowy z różnymi gadżetami, nie tylko dla ludzi, ale również dla pupili tak jak psów. Posłanka, ubranka, zabawki. Szał na Barce. Lucy ze swoją przyjaciółką chodziły oglądając wszystkie nagrody, które zgarnęła Barca w turniejach piłkarskich. Lubiły Barcelone, jednak Real Mardid był ich ukochanym klubem. Kiedy grupa młodych ludzi już wszystko obejrzała, udała się do autokaru i ruszyła zwiedzać miasto dalej. Najpierw Park Gaudiego, gdzie dostali przewodnika. Oczywiście panna Hale była bardziej zajęta rozmową z Blondi, niż słuchaniem przewodniczki, za co dostała burę od pana Sykesa. Na każdym kroku mężczyzna ją upominał, kiedy tylko zrobiła coś nie tak. Miała tego serdecznie dosyć... Po małej przerwie w parku skierowali się na główny deptak. Kiedy byli już na miejscu dostali dwie godziny czasu wolnego i rozeszli się każdy w swoją stronę. Oczywiście Lucy poszła z blondynką, a za nimi Tom. Brunetka miała go już po dziurki w nosie, ale nie miała wyboru. Musiała wziąć go ze sobą... Chodzili po straganach szukając pamiątek dla swoich bliskich. Multum bransoletek, figurek i innych dupereli. W pewnym momencie Kelsey z Tomem zaczęli się kłócić o to, że Lucy nie chcę, aby on kupował za nią prezenty. Blondwłosa uważała, że nie powinien tego robić, zwłaszcza, że nie są razem. Jeżeli chcę ją przekupić, no to niestety, ale mu się to nie uda. Kiedy 'para" się kłóciła Lucy wykorzystała to i wymknęła się idąc w swoją stronę i zostawiając ich samych. Byli zdziwieni i zaniepokojeni faktem, że zgubili dziewczynę. Pech chciał, że za chwilę miała być zbiórka i powrót do hotelu. Mieli tylko nadzieję, że Lucy miała zegarek i przyjdzie na czas. Dotarli na miejsce, gdzie mieli spotkać się z resztą grupy. Wszyscy już byli... Oprócz brunetki. Od razu zaczęły się pytania gdzie jest Hale, a oni nie umieli odpowiedzieć na nie. Czekali prawie godzinę na to, aż może przyjdzie. W pewnej chwili Nathan dostał smsa. "Czekam na ciebie w kawiarni Rose. Przyjdź i nie mów nikomu, że się do ciebie odzywałam. Luss". Schował telefon do kieszeni, odczekał chwilę i podszedł do dwóch opiekunek.
- Jedźcie do hotelu, nie ma sensu, żebyśmy wszyscy tu siedzieli bezczynnie i czekali. Wy wracajcie, a ja poszukam Hale. - Opiekunki się zgodziły. Pani Sanchez dobrze znała Natha, ufała mu, dlatego też zgodziła się, aby poszukał dziewczyny. Cała grupa zapakowała się do autokaru i odjechała do miejsca, gdzie się zatrzymali. Sykes poszedł do kawiarni, w której miała czekać Lucy. Pytał po drodze ludzi, gdzie owe miejsce się znajduję i rozmyślała, dlaczego dziewczyna to zrobiła. Co chciała tym osiągnąć... Nauczycielki się martwiły, a ta jakby nigdy nic po godzinie czasu, pisze do niego, że czeka w tym i tym miejscu... Jak tylko się zobaczą, to dostanie od niego niezły opieprz. Odechcę jej się następnym razem takich numerów. To było nieodpowiedzialne i lekkomyślne zachowanie. Kawiarnia "Rose". Dotarł na miejsce. Od razu zobaczył brunetkę siedzącą na zewnątrz i popijającą kawę. Podszedł do miejsca, gdzie przebywała i usiadł naprzeciwko niej. - Mogę wiedzieć co ci strzeliło do głowy, że zgubiłaś się swoim przyjaciołom, nie przyszłaś na zbiórkę i po godzinie czasu, kiedy się o ciebie wszyscy martwią piszesz do mnie sms'a, że jesteś tutaj?
- Może jakieś cześć na początek. O co ci chodzi? Zabawiasz się w mojego ojca czy jak? To wiedz, że nim nie jesteś i nie obchodzi mnie to, co o tym myślisz. Po za tym tak trudno zrozumieć, że ściągnęłam cię tutaj bo chciałam spędzić z tobą trochę czasu? Czy to tak wiele?
- Lucy posłuchaj mnie uważnie. Jesteśmy na wyjeździe. Nie razem tylko na wycieczce, klasowej. Ja jestem twoim opiekunem i nie mogę się z tobą spotykać czy co tam sobie myślisz. Wczoraj mieliśmy szczęście, że nas zobaczyła twoja przyjaciółka, a nie ktoś inny. Ja mam cię pilnować tutaj. P I L N O W A Ć. A ty powinnaś się mnie słuchać, tak samo jak i innych opiekunów. A za taki występek powinnaś zostać ukarana.
- Powiesz, że uciekłam specjalnie?
- Nie wiem, może i powiem. Takie są moje obowiązki. A teraz zbieraj się i wracamy. Ale już...
- Ale... Nie słyszałeś co ja powiedziałam? Chcę spędzić z tobą trochę czasu. - Spojrzała na niego stanowczym wzrokiem. On nic sobie z tego nie zrobił. Rzucił tylko krótkie "nie obchodzi mnie to" i wstał od stolika. Rozdrażniło to dziewczynę. Zapłaciła za kawę i ruszyła przed siebie, a on za nią. Pytał się jej czy nie woli jechać taksówką, ale zaprzeczyła. Szła szybkim krokiem w stronę hotelu, do którego był całkiem spory kawałek. Doszli na miejsce. Chciała szybko pójść do swojego pokoju bez słowa, jednak zatrzymała ją dyrektorka z pytaniem gdzie była. Spojrzała na Nathana, na co on odpowiedział, że urządziła sobie małą wycieczkę po okolicy. Od razu ciśnienie w jej krwi się podniosło. Chciała go za to pobić, jednak wolała powstrzymać się od rękoczynów, przynajmniej jak na razie. Spojrzała na niego gniewnie. Gdyby wzrok mógł zabijać... Nath pewnie byłby już martwy. Do jej uszu nadeszło kilkuminutowe kazanie od pani Sanchez, po czym dostała karę w postaci ciszy nocnej już o godzinie 22 i dopiero mogła pójść do pokoju. Wpadła do pomieszczenia cała w nerwach i poszła na balkon. Zignorowała pytania blondynki i założyła duże słuchawki na uszy, puszczając na całą głośność muzykę swojego ulubionego zespołu. Zawsze tak robiła, żeby choć trochę się uspokoić.
Idiota totalny! To ja specjalnie uciekam, żeby trochę z nim pobyć, a ten mnie tak traktuje?! To po jaką się pytam cholere on tutaj w ogóle przyjechał?! Przecież nie po to, żeby pilnować dzieciaków, przynajmniej jak dla niego...! Nie rozumiem w ogóle dlaczego, a raczej jak on tutaj trafił! Co on ma wspólnego z moją szkołą?! Przecież jakoś musiał się wkręcić do grona opiekunów! Ja się tego dowiem... Nie zostawię tego tak! Jego zachowania też! Myśli, że jak jest starszy to może mnie tak traktować? Ooooj żebyś się kochany nie przeliczył... Jeszcze ci pokażę, prawdziwą Lucy Hale!
Godzina pierwsza w nocy. Kelsey już dawno śpi. Brunetka leżała na swoim łóżku, myśląc o dniu, który minął i oNathanie. Nie mogła usnąć, a może raczej nie chciała... Czekała na odpowiedni moment. Spojrzała na zegarek w telefonie, powinni już wszyscy spać. Wygramoliła się z łóżka i po cichu, w samej krótkiej koszuli nocnej wyszła z pokoju, wcześniej upewniając się, że nie ma nikogo na korytarzu. Na paluszkach przeszła pięć pokoi dalej pod numer 416. Chwyciła za klamkę. Otwarte. Uśmiechnęła się do siebie, po czym sprawdziła po raz kolejny czy nikt jej nie widział i weszła do środka. Rozejrzała się dookoła. Nikogo nie było... Na początku pomyślała, że pomyliła pokoje. Jednak zobaczyła rzecz należącą do właściciela pokoju i wiedziała, że jest w dobrym miejscu. Nagle usłyszała jak leje się woda w łazience. Aaaa tam się schował.... O tej godzinie prysznic? Lekko zdziwiona czmychnęła po cichu do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Był pod prysznicem. Gdyby nie para na szybach od kabiny widziałaby go całkiem nago. Na szczęście ciepła woda była czasem przydatna, nie tylko do kąpieli jak się okazuje. Usiadła niedaleko na umywalce, która była obsadzona kafelkami, tworząc przy niej półeczkę. Patrzyła na niego. Miał zamknięte oczy, myjąc włosy. Dziewczyna uśmiechała się do siebie cwaniacko. Po chwili znudziło jej się bezczynne siedzenie, więc zeskoczyła z umywalki, podeszła do kabiny prysznicowej i zapukała w szybę. Mężczyzna momentalnie odwrócił się w jej stronę i nie wiedział co ma zrobić.
- Co ty tu robisz??? - Spytał zdziwiony jej obecnością. Stoi tutaj, chociaż powinna już dawno spać. Po za tym to jego łazienka, a on jest całkiem goły! Patrzył na nią pytającym wzrokiem, a ona tylko śmiała się z niego. Jest bezczelna... Woda lała się z baterii prysznicowej. Wszedł pod strumień wody i spłukał szampon, który znajdował się na jego głowię. Otworzył szklane drzwiczki i nim dziewczyna zdążyła się obejrzeć, stała już pod prysznicem przyparta do ściany. Po chwili była już cała mokra, a jej cienka koszulka nocna prześwitywała, ukazując jej kształtne piersi. Patrzył na nią i widział jak próbuje uciec wzrokiem byle gdzie, aby nie spojrzeć na jego przyrodzenie. Tu już para nie stała na przeszkodzie i wszystko było widoczne... Chociaż próbowała patrzeć we wszystkie strony, co jakiś czas łapała się na tym, że jej wzrok kieruję się na jego "kolegę'. Nathan podszedł do niej bliżej tak, że stykali się ciałami. Serce Lucy zaczęło bić szybciej i mocniej. Był tak blisko... Za blisko. Czuła jego ciepły oddech na swoim policzku. Patrzyła w jego oczy, próbując z nich cokolwiek wyczytać. Na marne, nie potrafiła go rozgryźć... Szatyn napierał na jej drobne ciało. Dotykał już nosem jej noska. - Po co tu przyszłaś? - Zapytał spokojnie, nie odsuwając się od niej na milimetr. Nie odpowiedziała. - No pytam... Z grzeczności powinnaś mi odpowiedzieć.
- Ty się pytasz po co przyszłam? Już ty chyba powinieneś wiedzieć najlepiej idioto jeden! Co ty sobie kur*wa wyobrażasz?! Co?! - wybuchnęła i zaczęła zasypywać go pytaniami, wykrzykując je.
- Dziewczyno przestań krzyczeć bo pobudzisz wszystkich! - Przymknęła się. Patrzyła na niego i powiedziała ciche "wytłumacz mi to". - Co mam ci tłumaczyć? A co miałem zrobić? Jestem twoim opiekunem i wbij to sobie do tej swojej główki do cholery. Przychodzisz tu w środku nocy i czego chcesz? No czego?
- Zemścić się na tobie za to co powiedziałeś babkom! Wycieczkę sobie zrobiłam? Jasne. Byle skłamać, żeby sobie dupę uratować co? Przyjeżdżam tu i dowiaduję się, że jesteś opiekunem, nawet nie wiem jakim cudem się na to stanowisko wkręciłeś. Na pewno nie przyjechałeś po to, żeby się zajmować nami. Miałeś inny cel. No przyznaj się! W klubie jakoś ci to nie przeszkadzało i się ze mną całowałeś, a teraz, dzisiaj wszystko robisz, żeby mnie ośmieszyć! - Nathan wyczuwał, że była zła. Nadal stał blisko niej. Nie zamierzał jej nic tłumaczyć, a przynajmniej nie teraz, bo po co? Miał powiedzieć jej, że przyjechał tu do Barcelony specjalnie, żeby się do niej zbliżyć? Poznać ją lepiej i być przy niej? Jedyny sposób jaki to umożliwiał, było zostanie opiekunem. Dzięki temu mógł chociaż na nią patrzeć i się nie opiekować. Na razie jednak nie zamierzał wyjawiać jej prawdy. Chciał potoczyć tą grę, którą zaczęła. Kiedy był blisko niej wariował, a jej mokre ciało i piersi, te sterczące sutki, które było widać pod mokrą koszulką, podniecały go. Wiedział, że on też na nią działa. Lucy czuła jak jego penis staje się twardy wbijając w jej udo. Zadrżała lekko. Czułą się nieswojo, kiedy stał tak blisko niej, całkiem nagi... Przygryzła lekko usta, co nie umknęło uwadze bruneta.
- Podoba ci się to prawda? - Wyszeptał do jej ucha. Przymknęła lekko oczy, kiedy słyszała jego niski, cichy głos. Nath uśmiechnął się lekko widząc jej minę. Był już pewien, że nie jest jej obojętny. Musnął lekko jej szyję i usłyszał jej ciche pomrukiwanie. Ponownie na jego ustach zagościł uśmiech. Zrobił jej małą malinkę i przeniósł się z pocałunkami na jej dekolt, nadal słysząc ją. Zsunął lekko jedno ramiączko od jej sukienki i ustami zaczął ssać jej nabrzmiałą pierś. Jęknęła z rozkoszy, odchylając swoją głowę lekko do tyłu. Chciała, żeby to się nie skończyło, trwało wiecznie... Mężczyzna spojrzał w górę. Widział, że podoba jej się to, co robi. Chciał posunąć się dalej, jednak wiedział, że nie może teraz tego zrobić. Miał grać tak samo jak ona. Stanął, pocałował ją jeszcze raz w szyję i wyszeptał do jej ucha. - Koniec zabawy. Idź spać bo robisz jutro pobudkę wszystkim o 6, za to, że nie chcesz mnie słuchać. Po za tym z tego co wiem miałaś być w pokoju. Nie omieszkam powiedzieć tego pani dyrektor. - Uśmiechnął się do niej cwaniacko. Kiedy usłyszała jego słowa, stopień agresji wzrósł u niej do maksimum. Założyła z powrotem ramiączko od koszuli i walnęła go w tors.
- Kutas złamany z ciebie! Ja się nie zdziwię jak żona cię zostawi, bo tym czymś na dole, to raczej nie zaspokoisz jej! - Wskazała na jego przyrodzenie i cała mokra wyszła spod prysznica i z łazienki.
- Też cię kocham skarbie! - Krzyknął za nią i szybko owijając się ręcznikiem wyszedł z pomieszczenia i skierował kroki za dziewczyną. Lucy wyszła na korytarz i zobaczyła obok panią Sanchez. Przełknęła ślinę, zastanawiając się jak to wszystko wytłumaczy. Szatyn stanął uśmiechając się i opierając o futrynę drzwi.
- Hale co ty tu robisz? I to w takim stanie? Czemu nie śpisz? - Dyrektorka zasypała dziewczynę pytaniami, patrząc na nią. Luss próbowała wymyślić jakąś sensowną wymówkę, ale co mogła powiedzieć stojąc cała mokra, a do tego jej opiekun stojący w samym ręczniku od którego przed chwilą wyszła z pokoju.
- Bo ja...
- Idź spać. Jutro sobie pogadamy. - Lucy kiwnęła głową na znak zgody po czym szybko pobiegła do swojego pokoju, gdzie przebrała się w suche ubrania i poszła spać. Kiedy zniknęła za drzwiami, pani Sanchez pokiwała tylko głową patrząc na Sykesa. - Oj Nathan, Nathan... Idź spać.
- Dobranoc. - Uśmiechnął się lekko do dyrektorki i wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi. Ubrał się w bokserki i położył na łóżku. Usnął myśląc o młodej Hale. O jej ciele i oczach. O tych ślicznych zielonych oczach, w które uwielbiał patrzeć... Ayy zawróciła mu w głowie...
hahahhaha! Ten blog jest boski! Pisz kolejne błagam!
OdpowiedzUsuńDobijesz do 100 c'nie?! hahha błagam!!
Czekam nn!
Oooo akcja pod prysznicem boska z śmiechu nie mogłam
OdpowiedzUsuńWeny i czekam na Nexta