czwartek, 23 stycznia 2014

            Do jasnego pokoju przez spore okna wpadały pierwsze promienie słoneczne. Godzina 5.30... Za oknem słychać było ćwierkające ptaki. Po pomieszczeniu rozległo się ciche westchnięcie. Oczy szatyna otworzyły się niechętnie i od razu skierowały się na coś ciepłego, co leżało na jego brzuchu. Była to ręka Lucy... Uśmiechnął się lekko, ale jego usta poszerzyły się jeszcze bardziej, gdy zobaczył rozwaloną na całym łóżku brunetkę. Głowa poza poduszką, leżąca na jej drugiej ręce, nogi ułożone w dziwnej pozie... Nathan zaśmiał się cicho i delikatnie przejechał dłonią po nagich plecach swojej dziewczyny, na co usłyszał cichy pomruk wydobywający się z jej czerwonych usteczek. Zabrał rączkę i złożył pocałunek na jej opalonym ramieniu, po czym ponownie usłyszał cichy dźwięk, jakby małego kotka. Pokręcił głową i leciutko połaskotał szatynkę, żeby ją obudzić. 
- Luss wstawaj... Idziemy biegać. - dziewczyna ani drgnęła. Szatyn ponowił swoje zdanie szepcząc jej to do ucha. Brunetka chwyciła kołdrę i nasunęła ją na swoją twarz. - Skarbie wstawaj... Trzeba aktywnie zacząć dzień. No już ruszaj swoje cztery ponętne litery, ubierz jakiś dres i idziemy biegać. - złapał brązowy materiał i lekko ściągnął go, co nie spodobało się dziewczynie i chwyciła go mocniej ponownie się nim zakrywając. - Oj widzę, że ciężko... - westchnął i zabrał całkowicie kołdrę wyrzucając ją, gdzieś na podłogę. - Tak o wiele lepiej. - uśmiechnął się na widok jej seksownego ciała, które uwielbiał dotykać i pieścić, jednak to nie był czas na takie zabawy. Teraz musiał za wszelką cenę zwlec ją z łóżka.
- Zimno... - mruknęła brunetka i zwinęła się w kłębek, kładąc głowę na puchatej poduszce.
- Nie narzekaj tylko wstawaj. A z resztą jak ci zimno, to znaczy, że musisz wstać i się ubrać. No dawaj, zobacz jakie słoneczko za oknem, będzie się nam dobrze biegać. Zobaczysz jak dobrze będzie ci się myśleć w szkole po takim rannym maratonie.
- Nath czyś ty zwariował...? O piątej rano mam biegać? Nie ma nawet mowy... Idź sam, ja zostaję w łóżku i oddaj mi moją kołdrę.
- O nie nie, kołdry nie dostaniesz, a w łóżku też nie dam ci zostać. Idziesz ze mną.
- Kocie proszę cię... Nie może być inny aktywny poranek niż bieganie? - owinęła raczki wokół jego szyi i przyciągnęła do siebie całując jego usta. - Bieganie nie jest przyjemne, a to co ja ci proponuje tak. Więc co wybierasz? - otworzyła oczka i spojrzała na niego lekko się uśmiechając. Szatyn spojrzał w bok, zastanawiając się co ma odpowiedzieć brunetce.
- Rundkę po mieście, a później seks. - wykrzywił usta w szerokim uśmiechu i ucałował jej usta. Po chwili oderwał się od niej i chwycił ją na ręce stawiając na podłodze na równe nogi. Wziął jej ubranie i podał wprost w jej ręce. Dziewczyna wykrzywiła usta w grymasie i chcąc nie chcąc zaczęła się ubierać. - No i widzisz? Jak chcesz to potrafisz. Grzeczna dziewczynka.
- Bo jesteś upartym osłem... A za to, że z tobą idę... Należy mi się nagroda.
- Dobrze, dostaniesz jak wrócimy. - Mężczyzna ubrał swoje bokserki. - Za pięć minut czekam na dole. - ucałował jej usta i wyszedł z pokoju kierując się do sypialni. Otworzył drewniane drzwi i po cichu tak, żeby nie obudzić Isabeli wszedł do środka. Podszedł do wielkiej szafy i wyjął z niej dres oraz garnitur i koszulę na później. Przewiesił sobie ubranie przez rękę i na palcach wyszedł z sypialni. Zszedł schodami na dół i powiesił czarny materiał na wieszaku w salonie. Poszedł do łazienki, gdzie ubrał spodnie dresowe i luźną zieloną koszulkę. Obmył zaspaną twarz wodą i wytarł białym ręcznikiem. Gotowy poszedł do wyjściem gdzie miała czekać na niego brunetka. Niestety nie było jej na umówionym miejscu. Nathan westchnął cicho i pobiegł na górę do pokoju, gdzie przed kilkunastoma minutami się obudził. Widząc rozłożoną na łóżku dziewczynę zaśmiał się kręcąc głową. Tak to jest z Hale... Zostaw ją na moment, a i tak zrobi to co chcę. - Luss chyba miałaś być już dawno na dole... Czyż nie mam racji?
- Miałam, ale za dobrze mi się tu leżało...
- Oj ty leniu... - Sykes złapał jej dłonie i pociągnął stawiając brunetkę na nogi po raz kolejny tego dnia. - Idziemy. - wyszli z pokoju kierując się na dół do wyjścia. Założyli sportowe buty i po chwili znaleźli się przed domem. - No to biegniemy. - Nath zaśmiał się i ruszył przed siebie. Lucy zrobiła wielkie oczy i ruszyła pędem za mężczyzną. Nawet na nią nie poczekał tylko tak po prostu wypruł. Idiota jeden... Po chwili udało się dziewczynie go dogonić, a nawet i przegonić co zaskoczyło mężczyznę. Jednak domyślał się, że dziewczyna nie wytrzyma w takim tempie, takiego kawałka jakiego on zawsze robił rano. Po prostu... Nie ta kondycja. Kilkanaście minut i tak jak się domyślał... Lucy zupełnie straciła siły, przystanęła i oparła ręce na udach oddychając ciężko. Nathan widząc to zawrócił i podbiegł do niej, kucając przed nią i przyglądając się jej uważnie. - Wszystko w porządku?
- Nie mam już siły... - wyjęczała Luss i odeszła kawałek, siadając na trawie. Rozejrzała się dookoła i po chwili położyła się kładąc ręce na brzuchu. - Nigdy więcej... Nigdy więcej nie dam ci się wyciągnąć na żadne bieganie, nawet nie ma mowy. 
- Ale skarbie... To tylko początek. Od dzisiaj będziesz ze mną biegać codziennie i zobaczysz, że po miesiącu będziesz mieć taką kondycję, że ja za tobą nie będę mógł nadążyć. A teraz wstawaj...
- No chyba sobie żartujesz... Już ci powiedziałam. Nigdy w życiu. Wstać? Myślisz, że mam siłę? - spojrzała na niego kpiącym spojrzeniem. Sykes pokręcił głową i ukucnął przed nią każąc jej objąć rękoma jego szyję, co też zrobiła. Chwycił jej nogi i wstał, biorąc brunetkę na brana i ruszając w stronę domu. No trudno... Dzisiaj trochę mniejszy dystans. Mężczyzna doszedł po kilkunastu minutach do domu, słysząc narzekania brunetki na bolące nogi. Śmiał się z niej pod nosem, bo niby taka twarda, a teraz nie mogła wytrzymać. Weszli do domu, gdzie strącił ją na podłogę. Zdjął buty oraz przepoconą koszulkę.
- Weź prysznic... Dobrze ci zrobi, a przy okazji odświeżysz się trochę przed szkołą. - uśmiechnął się do niej i ucałował w czółko. - Zrobię śniadanie. - rzucił zielony materiał gdzieś w kąt. I tak Isabela to posprząta... W końcu jest pedantką i wszystko musi mieć poukładane w kosteczkę i postawione równo w linijce. Wbiegł na górę i poszedł do łazienki, gdzie wziął szybki prysznic. Po odświeżeniu się, owinął biodra ręcznikiem i zszedł na dół do kuchni. Nastawił wodę na kawę i otworzył lodówkę zabierając z niej produkty potrzebne do zrobienia kanapek. Z szuflady wyjął drewnianą deskę oraz ostry nóż, którym pokroił chleb w kilka kromek. Posmarował je masłem i nałożył na to po listku sałaty, plasterku szynki lub sera, a na to ogórek i pomidor. Postawił talerz z kanapkami na stole i zalazł wodą dwa kubki. Do kuchni weszła Lucy uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Zawieziesz mnie do szkoły? - ucałowała jego usta wieszając się na jego szyi. Szatyn pokiwał głową i musnął jej usta.
- A teraz siadaj i jedz. Zaraz pewnie obudzi się Isabela...
- Tak ta rąbnięta jędza... - wyjęczała siadając na krześle, a do pomieszczenia wszedł nie kto inny jak brunetka, która uwiesiła się na szyi swojego męża i wpiła się w jego usta. Lucy chciała ją zabić, ale niestety nic nie mogła zrobić.
- Mmm jak ty seksownie wyglądasz kochanie... - Isabela uśmiechnęła się i wsunęła rękę pod ręcznik Nathana, chwytając jego męskość w dłoń. - Może odpuścisz sobie śniadanie i wrócisz do sypialni razem ze mną? - Musnęła jego usta.
- Isa... Muszę zawieść Luss do szkoły i jechać do pracy. 
- Nath skarbie... Praca może poczekać, a ta tutaj na pewno sobie poradzi. No chodź... - Szatyn cicho jęknął, przez to co działo się pod ręcznikiem... Lucy nie mogła tego słuchać więc wzięła końcówkę swojej kawy i wstała przechodząc obok małżeństwa. "Niechcący" wylała resztkę czarnej cieczy na Isabele. - Kur*wa!
- Ups... Przepraszam, ja niechcący... - Hale udała skruszoną dziewczynkę.
- Przepraszam? Myślisz, ze coś tym załatwisz?!
- Isabela przestań... - niestety brunetka nie dała mu nic powiedzieć.
- Co przestań? Co przestań?! Ta smarkula nie będzie mi tu się panoszyć po tym domu jak po swoim! - kobieta ewidentnie była wściekła na Hale. Sama jej obecność niesamowicie przeszkadzała kobiecie, a co dopiero czyny i jej zachowanie. Gdyby mogła to wywaliłaby dziewczynę na zbity psyk. Przecież widziała jak próbuje uwieść jej męża, a na to nie mogła pozwolić. Nathan był tylko jej... Ha! Gdyby wiedziała co tak naprawdę łączy Lucy i Natha... Gdyby wiedziała co działo się w nocy, gdy ona spała za ścianą...


            Lekcja wychowania fizycznego, na której dziewczyny miały ćwiczyć piłkę nożną. Niedługo zbliżały się zawody, a skład na tę okoliczność nadal nie był wybrany. Brunetka wraz z blondwłosą zamiast strzelać do bramki lub robić slalom wraz z innymi dziewczynami, siedziały pod ścianą szkoły i trzymając piłki w rękach plotkowały w najlepsze. Co prawda trenera jeszcze nie było, ale wszystkie grupy po dzwonku zabierały piłki ćwicząc do przyjścia nauczyciela. Nagle drzwi otworzyły się i wszedł trener, tyle, że nie sam. Obok niego szedł dumnym krokiem dobrze zbudowany, wysportowany brunet. Blondynka spojrzała w tamta stronę i szturchnęła łokciem swoją kumpelę wskazując brodą na nowego. Lucy od razu spojrzała w kierunku, który pokazała jej Blondi i jej oczy mało nie wyszły z orbit widząc tego przystojnego chłopaka. Rzuciła Kelsey krótkie "wstawaj" i sama zerwała się na równe nogi biegnąc z piłką do trenera. Stanęła naprzeciwko bruneta i się słodko uśmiechnęła, co chłopak odwzajemnił. Gdy zobaczyła jego niebieskie oczy, myślała, że zaraz zemdleje. Na szczęście obok niej stanęła Kell, dzięki czemu Lucy mogła się o nią oprzeć. Przechyliła lekko swoją głowę w bok i przyglądała się nieznajomemu, który raz po raz się jej przyglądał.
- Dziewczyny to jest Marcos Navas. Do samych zawodów, będzie mi pomagał w treningu. Jest najlepszym graczem w naszym klubie sportowym w mieście, więc jeżeli będziecie się słuchać to dobrze na tym wyjdziecie.
- Cześć. Tak jak tu trener mówił nazywam się Marcos Navas i pewnie niektóre dziewczyny mnie kojarzą z klubu. Postaram się, abyście wygrały te rozgrywki w nogę. Mam nadzieję, że dacie z siebie wszystko i że będzie nam się razem dobrze pracowało. - po tych słowach spojrzał na Hale i uśmiechnął się ciepło. Spodobała się mu, był ciekawy czy jest dobra w piłkę.
- Trenerze... Ale to znaczy, że wszystkie jedziemy na zawody? - wtrąciła Blondi.
- Nie, w każdej klasie Marcos będzie prowadził zajęcia. Jutro wybierzemy skład i zaczniemy treningi po lekcjach, a więc.. Zaczynajcie. - mężczyzna poklepał bruneta w ramie i odszedł siadając na ławeczce przy boisku.
- Dobra dziewczyny... Na początek poprowadzę porządną rozgrzewkę, a później zagracie, żeby zobaczył wasze możliwości podczas meczu. No to jedziemy cztery kółeczka wokół boiska. Raz raz. - wszystkie dziewczyny puściły się pędem za przystojniakiem.
- Już jest mój. - Lucy zaśmiała się do Blondi zaczynając bieg.
- Luss! Ty masz Sykesa! Wszystkich mi zawsze zabierasz... - oburzyła się blondwłosa, ciągnąc Hale za koszulkę.
- Oj Blondi bądź cicho... Ja tylko troszkę z nim poflirtuję. Nic więcej... przecież to nie grzech. - Brunetka wyszczerzyła ząbki i pobiegła możliwie jak najbliżej Marcosa, który biegł na czele i krzyczał, żeby dziewczyny się nie obijały, co nie wszystkim się to podobało. W kilka minut przebiegli wyznaczony dystans po czym stanęły naprzeciwko ich "trenera" i powtarzały wszystkie czynności, które on robił. Niektóre z uczennic były już kompletnie zmęczone i nie przejawiały chęci do wykonywania dalszych poleceń bruneta. Pozwolił im odpocząć chwilę na trawie, a reszta musiała robić przysiady i rozciąganie. Po porządnej rozgrzewce podzielił dziewczyny na dwie drużyny i zaczęły grać. Lucy była pewna swoich umiejętności, więc za każdym razem, gdy przeciwna drużyna miała piłkę, przechwytywała ją i biegła szybko do bramki, by strzelić gola lub podać piłkę, którejś z koleżanek aby ta wykończyła akcję. Miała szczęście, gdyż w przeciwnej drużynie było dużo fajtłap, które nawet nie umiały dobrze kopnąć piłki. W końcu do uszu dziewczyn doszedł dźwięk gwizdka, który kończył cały mecz. Luss podbiegła do blondynki i przybiła piątkę. Wygrały z przeciwną drużyną 10:1, czyli sukces!
- Brawo, to naprawdę był dobry mecz, ale niektóre niestety widać, że nie mają kondycji, radziłbym poćwiczyć. Ty... - wskazał na brunetkę stojąca przy blondynce.
- Ja? - spytała Luss unosząc brwi do góry.
- Tak. Bardzo dobre strzały i akcje robione z... - teraz spojrzał na Blondi, chcąc się dowiedzieć o jej imię.
- Kelsey. - dokończyła blondwłosa uśmiechając się do bruneta.
- A więc z Kelsey. - odwzajemnił uśmiech. - Oby więcej takich akcji i myślę, że spokojnie dostaniecie się do składu na zawody. A teraz... Możecie iść się przebierać. Koniec na dzisiaj. - powiedział do wszystkich dziewczyn i poszedł do trenera siedzącego na ławeczce. Lucy chwyciła przyjaciółkę za rękę i popędziły do przebieralni. Wpadły do pomieszczenia i brunetka od razu zaczęła zdejmować z siebie mokra koszulkę i spodenki. Chwyciła swój ręcznik, którym wytarła twarz i plecy, po czym odświeżyła się dezodorantem. Wrzuciła brudny strój do torebki foliowej, a następnie do swojej torby z książkami.
- Widziałaś jak na mnie patrzył? - Uśmiechnęła się blondwłosa piszcząc w stronę Lucy z zachwytu nad nowym trenerem.
- Sorry Kell, ale ja tam ani razu nie widziałam wygłodniałego spojrzenia w twoją stronę. Co innego w moją...
- Dlaczego ty mi zabierasz wszystkich przystojnych facetów? Zostaw tego... Masz swojego Nathana.
- Może i bym ci zostawiła tego, ale nie tym razem. Kara musi być.
- Za co kara? A co a zrobiłam? - Kelsey otworzyła szeroko usta oraz oczy. Nie wiedziała zupełnie o co chodzi jej przyjaciółce. Brunetka ubrała koszulkę i chwyciła torbę, zakładając ją na ramię. Podeszła do blondynki.
- Za to, ze potajemnie spotkałaś się z Tomem. Myślałaś, że się nie dowiem? Błąd. Dobrze wiesz, że go nienawidzę. A teraz wybacz, ale muszę lecieć do Natha. - Uśmiechnęła się sztucznie do przyjaciółki i wyszła z przebieralni, zostawiając Hardwick samą. Blondwłosa usiadła na ławeczce cicho wzdychając. Wiedziała, że byłoby lepiej, gdyby powiedziała kumpeli o tym całym zdarzeniu, wtedy może nie byłaby zła, a tak? Jeszcze tego brakowało, żeby ich przyjaźń się spieprzyła...


            Do metalowej windy wsiadła brunetka i nacisnęła malutki guziczek z numerkiem odpowiadającemu wybranemu przez nią piętru. Stukała pacami o rurkę służąca jako poręcz, aż dojechała na miejsce. Wyszła z klaustrofobicznego pomieszczenia i ruszyła do recepcji, gdzie jak zawsze siedziała sekretarka, której Luss nienawidziła z całego serca. Wzięła głęboki wdech i stanęła przed wysokim biurkiem patrząc na kobietę. Blondyna spojrzała w górę i sztucznie uśmiechnęła się do dziewczyny.
- Czego tu znowu chcesz? - spytała uważnie jej się przyglądając jakby Luss miała coś ukraść.
- To już widzę nawet dzień dobry pani nie umie powiedzieć. Na pewno przekaże to pani szefowi, żeby coś z tym zrobił, bo pracownik powinien być miły dla ludzi, którzy tu przychodzą. Nathan jest u siebie?
- A co mnie obchodzisz dziewczynko? Ty tu nie masz nic do powiedzenia. Tak jest, ale zajęty.
- Jest pani pewna, że nie mam nic do powiedzenia? Chce się pani przekonać? Zajęty? Nie sądzę... Dla mnie zawsze znajdzie czas i zaraz mu powiem o pani zachowaniu. - ruszyła pewnym krokiem w kierunku gabinetu pana Sykesa.
- Radzę pani się zawrócić, bo znowu wezwę ochronę. - Na te słowa Lucy westchnęła i wróciła na swoje miejsce przy recepcji.
- Dobrze... Załatwimy to inaczej. - Brunetka wyjęła z torby telefon i wykręciła numer do swojego chłopaka. Przystawiła aparat do ucha i czekała, aż odbierze. W końcu usłyszała po drugiej stronie jego głos. - Nath wyjdź do recepcji bardzo cię o to proszę. Czekam tu na ciebie. - Po ostatnim zdaniu nacisnęła czerwony guzik i schowała telefon do torby po uprzednim zablokowaniu klawiatury. Blondynka patrzyła na dziewczynę jak na kosmitkę... Myślała, że Lucy kłamie w sprawie Sykesa, jednak po chwili szatyn wyszedł ze swojego gabinetu idąc w ich stronę. Zmarszczyła lekko brwi, nie rozumiejąc co tu jest grane.
- Cześć kochanie. Co się stało? - Nathan objął swoją dziewczynę w talli i ucałował jej słodkie usta na powitanie, co dziewczyna odwzajemniła. Oczy sekretarki mało nie wyszły z orbit na ten widok.
- Hej. Miałeś po mnie przyjechać, a że tego nie zrobiłeś to ja przyjechałam do ciebie.
- Tak wiem, ale wysłałem ci sms'a, że nie zdążę. Doszedł? - Lucy skinęła głową w odpowiedzi na jego pytanie. - A dlaczego nie weszłaś do mnie do gabinetu?
- Bo ta o to pożal się Boże twoja sekretarka nie chciała mnie wpuścić i straszyła ochroną, po raz kolejny jakby nie patrzeć. Z resztą jest nie wychowana, bo nawet dzień dobry nie umie powiedzieć jak ktoś przyjdzie.
- Ale szef... - Blondynka chciała coś powiedzieć, jednak Sykes przerwał jej.
- My sobie pogadamy później. Lucy poczekaj chwilę na mnie, ja zabiorę teczkę i jedziemy do domu. - Uśmiechnął się do swojego skarba i ucałował lekko jej usta. Poszedł do swojego biura, by po chwili wyjść trzymając w ręku czarną, skórzaną teczkę. Drugą ręką chwycił dłoń Lucy i skierował się do windy. - Wszystkie sprawy kieruj do Jay'a! Swoje wypowiedzenie też! - krzyknął do osłupiałej sekretarki, a raczej już byłej sekretarki i wsiadł ze swoją dziewczyną do metalowego pomieszczenia, które miało ich przetransportować na dół. Blondynka została sama i to bez pracy, przez tą cholerną dziewczynę swojego szefa... Byłego szefa.


            Większość wieczoru spędziła w pokoju razem z Kelsey. Blondynka opowiedziała jej całą sytuację z Tomem... Jak przyszedł do niej, pytał o szatynkę, a na końcu spytał czy nie wyjdzie z nim gdzieś. Sama była zaskoczona tym na początku, a później nie wiedziała czemu tak naprawdę się zgodziła. Może dlatego, że chciała gdzieś wyjść, a jej przyjaciółki niestety nie było, bo z Sykesem wyjechali na mini wakacje. Wyjaśniły sobie wszystko, a później cały wieczór plotkowały na różne tematy. Przede wszystkim wszystko kręciło się wokół męskiego Nathana i przystojnego Marcosa. To, że Lucy wybaczyła przyjaciółce nie oznaczało, że odpuściła sobie nowego trenera. Nawet nie miała tego w zamiarach. Była z Nathem, ale chciała poznać Navasa. Wiedziała, że nie może ponieść się tej znajomości, bo ma już swojego ukochanego i nie wyobraża sobie bez niego życia. Pogada trochę z przystojniakiem, pozna jego poglądy na różne rzeczy, dowie się co lubi itd. ale do niczego więcej się nie dopuści. Wtedy będzie mogła oddać go Kell. Było już dosyć późno, ale Blondi nie miała limitu czasowego, w końcu była już dorosła i mogła robić co chce. W pewnym momencie do uszu brunetki doszły jęki z pokoju obok... Dobrze wiedziała co to było... A raczej kto je wydawał... Tylko jedno imię weszło w jej myśli... Isabela. Po jej policzku spłynęła samotna łza. Kelsey słyszała dokładnie to, co jej przyjaciółka, spojrzała na nią i objęła ją swoim ramieniem, tuląc do swojego ciała i całując w czoło.
- Kell... Zabierz mnie stąd. - Z oczu dziewczyny wylewało się już morze łez. Blondi nie mówiąc nic wstała i zabrała jej plecak pakując jej ubrania i inne rzeczy. Po chwili wzięła przyjaciółkę za rękę i wyszła z pokoju. Zeszły po schodach i niezauważone wymknęły się z domu... Lucy była wściekła na Nathana. Wiedziała, że takie rzeczy też są możliwe, bo nadal nie odszedł od żony, ale wolała tego nie widzieć i nie słyszeć, przynajmniej jej serce nie pękałoby z bólu w tej chwili...

4 komentarze:

  1. Rozdział cudny! Ten Navas namąci w życiu Lucy prawda? Co to miala byc za akcja!? Chodzi mi z Sykesem i Isabell! No ouch -.-
    Krótki komentarz bo jestem na telefonie :c Jednak zycze weny i czekam na nexta xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś czuje że tak sekretarka będzie chciała się odegrać
    I tak akcja po bieganiu mnie rozwaliła
    Świetny rozdział
    Do nn

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś nominowana do LA na :
    http://story-about-max.blogspot.com/


    P.S
    Zapraszam na : http://darknesstw.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń