Kreska po kresce... Na białej kartce pojawiały się szare ślady ołówka. Gdzie nie gdzie półkola i podpisy, szyfry i skróty. Kilka skrawków papieru leżało już na podłodze, zmiętolone w niechlujne kule. Zostało niewiele czasu do zdania projektu domu przez szatyna, a pomysłów nadal brak. Na zegarku, wskazówki pokazywały godzinę dziewiątą rano. Sykes nie spał już od dwóch godzin, myśląc nad projektem. Coraz mniej dni, godzin i sekund na wymyślenie czegoś genialnego i przydatnego. Jak do tej pory, każdy jego projekt lądował na dnie kosza. Westchnął cicho i kolejny nieudany rysunek zwinął w kulkę i wyrzucił na podłogę. Siedział na rogu łóżka, czasami spoglądał na brunetkę, która śpiąc wyglądała jak aniołek. W pewnym sensie nim była, choć czasem pokazywała pazurki. Jej klatka piersiowa na zmianę spokojnie podnosiła się i opadała. W ręku trzymała kawałek poduszki, a między kolanami leżał swobodnie czerwony materiał. Dotknął opuszkami palców jej nagich pleców, na co dziewczyna cicho zamruczała, poprawiając kołdrę. Uśmiechnął się do siebie i wrócił do projektu. Przejechał po kartce ołówkiem, zostawiając tym samym ślad, a później kolejny i kolejny. Nagle poczuł jak delikatne i ciepłe ciało przylega do jego pleców, a ramię muskają lekko wilgotne usta. Uśmiechnął się do siebie, po czym odwrócił głowę patrząc na rozpromienione, zielone oczy Lucy. Skradł jej delikatnego całusa.
- Cześć kotku. - Dziewczyna w odpowiedzi wykrzywiła usta w uśmiech i oparła brodę na jego ramieniu, patrząc na kartkę, którą trzymał na swoich kolanach. Wiedziała, że jest architektem, ale nigdy nie widziała go pracującego.
- Co robisz? - Spytała z ciekawością w głosie.
- Próbuje zaprojektować dom, ale coś kiepsko mi idzie. Jak widzisz pełno zgniecionych kartek...
- Ejj... Jesteśmy na wyjeździe, powinieneś odpoczywać, a nie zajmować się pracą. Nie wystarcza ci to, że całymi dniami siedzisz w biurze? Oderwij się od tego na chwilę... Jesteś tu ze mną. Został nam ten dzień i jeszcze teoretycznie jutrzejszy. To niewiele... A ja chcę z tobą gdzieś wyjść, bo nie zamierzam tu siedzieć cały czas.
- Spałaś to się za to zabrałem... Po prostu mam małe kłopoty z tym projektem, a on wiele teraz dla mnie znaczy. Od niego dużo zależy, cała moja przyszłość... - Westchnął cicho i odłożył na podłogę zaczęty projekt.
- Masz problemy? - Wyszeptała mu do ucha i mocniej go objęła. Skinął głową. - Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Bo nie chciałem cię martwić, a po za tym i tak muszę się z tym sam uporać. Nikt mi w tym nie pomoże.
- Nawet ja? - Spytała, po czym wstała i usiadła do niego przodem, obejmując jego biodra swoimi nogami.
- Nawet ty... - Ułożył ręce na jej biodrach i spojrzał w jej oczy. Luss chciała, żeby mu opowiedział co go gnębi. Wtedy może poczułby się lepiej. Nie tłumił emocji w sobie. Chwila rozmowy i udało się jej go namówić, aby jej wszystko opowiedział. Wyjaśnił jej co nastąpiło pomiędzy nim, a Maxem Georg'em. Dlaczego się znienawidzili i o co tak naprawdę walczą. Brunetce było wstyd, że niczego nie zauważyła, choć tak naprawdę nie było po Nathanie nic widać, a on sam i tak jakoś się nie przechwalał swoimi problemami. Powoli wszystko się wyjaśniło, a dziewczyna postanowiła pomyśleć nad projektem i przekazać mu swoje pomysły w najbliższym czasie, żeby szatyn mógł to przenieść na papier. Właściwie wystarczy przecież wyobrazić sobie swój dom marzeń, żeby mieć przed oczami obraz jaki chciałby zobaczyć milioner. No chyba, że ten ma zbyt wysokie wymagania i marzy o rzeczach, których prosty człowiek nie jest w stanie sobie wyobrazić. W każdym bądź razie obiecała go zmobilizować, aby projekt był gotowy na wyznaczony termin. Przecież jego firma, była czymś bardzo ważnym w jego życiu i nie mógł jej stracić od tak sobie. Każdy człowiek ma gorszy okres, ale to nie oznacza, że musi tracić wszystko na czym mu zależy. Był jej wdzięczny, że wysłuchała i podtrzymała go na duchu. Dużo to dla niego znaczyło... Wiedział, że może na nią liczyć pod każdym względem. Tak jak obiecał, dał sobie spokój z projektem na czas ich wspólnego wyjazdu. Mieli się cieszyć sobą i miło spędzać czas. Szatyn widząc ją nago, jak tak siedziała sobie swobodnie na nim, nie mógł się powstrzymać, pożądanie wzięło górę i oczywiście wylądowali w łóżku, kochając się, tak na dobry początek dnia.
Blondwłosa siedziała na swoim łóżku, czytając książkę. Dobry kryminał, zagadki i wspaniali detektywi, czyli coś co lubiła najbardziej. Czasem też natknęła się na jakąś książkę o wampirach albo romansidło, ale tak naprawdę tylko jeden temat był bliski jej sercu. Najchętniej w przyszłości pracowałaby w policji albo w biurze detektywistycznym. Ściganie przestępców wydawało jej się bardzo fascynujące i to, że było niebezpieczne, wcale jej nie przeszkadzało. Ale jak to się mówi, chcieć nie znaczy móc. Zawsze trzeba mieć plan B, na wypadek gdyby ten z literką A nie wypalił. Blondi odłożyła książkę na szafkę nocną stojącą przy jej łóżku i chwyciła telefon, patrząc na wyświetlacz czy aby przypadkiem nikt nie dzwonił lub czy chociaż jakiś krótki sms nie przyszedł. Czekała na wiadomości od przyjaciółki, ale jak widać brunetka dobrze się bawiła ze swoim ukochanym i nie zamierzała, poinformować o tym blondynki. No w sumie co się dziwić... Sam na sam z takim przystojniakiem... Kelsey przymknęła oczy i wyobraziła sobie siebie samą z boskim Nathem. Nie! Stop! To facet Lucy! No, ale co poradzić jak on taki seksowny... Cholercia dlaczego to ona wcześniej go nie spotkała? Jedna zasada, nie zabierać chłopaka przyjaciółce. Druga zasada, choćby nie wiem co, trzymać się od niego z daleka. Trzecia zasada... Pomarzyć zawsze można. Uśmiechnęła się do siebie i zaczęła wyobrażać ręce szatynaa sunące po jej ciele oraz pocałunki na nim składane z czułością i pożądaniem. Cholera! Pukanie do drzwi... No w takim momencie? Komu odbija?!
- Proszę! - Wrzasnęła wściekła i usiadła prostując się. Drzwi do jej pokoju otworzyły się, a w nich pojawiła się pani Hardwick mówiąc, że córka ma gościa. Blondwłosa uniosła lekko jedną brew do góry zastanawiając się, kto przeszkadza w jej marzeniach. Niechętnie wstała z łóżka i udała się na dół, gdzie w salonie miał czekać jej gość. Weszła do jasnego salonu i zobaczyła siedzącego tyłem chłopaka. No nie... On tutaj?! Czego chcę... I w ogóle kto go wpuścił?! Mamo!!! Obeszła kanapę i usiadła na fotelu naprzeciw chłopaka. Brunet poderwał się z miejsca.
- Cześć Kelsey. - Uśmiechnął się lekko i ponownie usiadł na czarnej, skórzanej kanapie. Blondi przekręciła oczami.
- Tom czego ty znowu chcesz? - Westchnęła i oparła się, zakładając nogę na nogę. Spojrzał na jej gołe udo, ale po chwili skierował wzrok w jej oczy. Uśmiechnął się ponownie.
- Wiesz może, gdzie jest Lucy? - Patrzył na nią uważnie, jakby chciał za chwilę wyczytać ze słów dziewczyny, czy aby przypadkiem nie kłamie. W końcu brunetka mogła powiedzieć swojej koleżance, aby ta w razie pytań opowiedziała jakąś bajeczkę, w którą rzekomo miałby uwierzyć...
- Lucy? Jeśli o nią pytasz to wybacz mi, ale nie mam pojęcia. To znaczy wiem, że wyjechała, ale z kim i gdzie to nie kieruj tych pytań do mnie, tylko jeżeli już tak bardzo chcesz, zadzwoń do niej. Chociaż znając ją, to nie jestem przekonana o tym, że zechcę z tobą rozmawiać. Dlaczego nie zostawisz jej w spokoju?
- Bo jest moją dziewczyną...
- Stop, raczej byłą dziewczyną. Nadal nie rozumiesz, że ona do ciebie nie wróci? - Weszła mu w słowo, mówiąc wolno i wyraźnie, aby może tym razem zrozumiał jasno jej przekaz.
- W takim razie ty umów się ze mną. - Parker uśmiechnął się szeroko do swojej koleżanki z klasy. Jej mina ukazywała niezwykłe zdziwienie na jego wypowiedziane słowa. Dosłownie wbił ją tym w fotel. Z początku myślała, że źle usłyszała, ale kiedy zapytał ponownie czy się z nią umówi, była już pewna, że jednak słuch ma dobry...
Wycieczka do Madrytu na cały dzień. Trzymanie się za ręce, oglądanie wszystkiego co popadnie i przede wszystkim zdjęcia. Duuuużo zdjęć! Cały czas było słychać: "Uśmiechnij się.", "Daj buziaka", "No popatrz tu", a Lucy czuła się jak ryba w wodzie. Uwielbiała zdjęcia i zawsze wiedziała jak się ładnie uśmiechnąć i ustawić. Czasem szatyna denerwowało, jak kierowała nim. "Stań tu. Trochę w prawo...". Ale bądź co bądź była słodka, kiedy się denerwowała, gdy on nie chciał czegoś zrobić. Słodki zbuntowany aniołek. A kiedy pojechali na Santiago Bernabeu... Ciężko opisać jej radość, gdy oglądała miejsce, gdzie jej ulubiona drużyna rozgrywała mecze. Cieszyła się jak małe dziecko, piski, krzyki i podskakiwanie. Oczywiście szatyn musiał uwiecznić te chwile, aby miała co oglądać w przyszłości i pochwalić się, że tam była. Dziewczyna, a taka fanka danego klubu... Widać, nie tylko mężczyźni uwielbiają piłkę nożną. Wśród kobiet, są też wierne kibicki. Weszli na murawę, a szatynka od razu podbiegła do bramki.
- O tak! Tu mój przystojny Casillas broni, aby nikt nie strzelił im gola! - I stanęła rozkładając ręce i udając swojego największego idola. Nathan cykał jej fotki i co chwila śmiał się z tego co dziewczyna wyrabiała. W pewnym momencie położyła się na trawie i zawołała swojego ukochanego. Podszedł do niej i ukucnął, na co ona pociągnęła go za rękę tak, że wylądował na niej. Wpiła się w jego usta. - Zróbmy to tutaj...! - Pisnęła i ponownie zatopiła się w ustach szatyna. Oderwał się od niej, śmiejąc głośno.
- Luss tu są kamery... - Nie mógł powstrzymać śmiechu. Wiedział, że dziewczyna jest szalona, ale żeby aż tak...
- Wiem, ale co tam kamery. - Zaśmiała się i znowu musnęła jego usta. Pokręcił przecząco głową.
- Wariatka, dosłownie wariatka. Przepraszam cię kochanie, ale nie tutaj. Jak nas przyłapią, to wiesz miło nie będzie. - Brunetka jeszcze chwilę pojęczała, ale w końcu Sykes przekonał ją, że to nie jest najlepszy pomysł, aby robić takie rzeczy na obładowanym kamerami stadionie. Usiedli na trawie, a Hale rozglądała się dookoła zachwycając tym miejscem i chcąc zapamiętać ten widok na jak najdłużej. Jeszcze kilka zdjęć, po czym skierowali się do sklepu klubowego by zakupić koszulki swojego ulubionego piłkarza. Ku zaskoczeniu Luss, Nathan wybrał koszulkę z takim samym napisem na plecach jak ona. Przymrużyła lekko oczy.
- Jesteś fanem Casillasa? - Uśmiechnęła się i zabrała swój nowy nabytek, nakładając go na swoją białą koszulkę na ramiączka, wcześniej zrywając metkę z tej nowej.
- Widzisz, jeszcze wiele o mnie nie wiesz skarbie. - Odwzajemnił uśmiech i skradł jej buziaka. Wyszli przed stadion, gdzie szatyn nałożył na siebie swoją koszulkę. - A teraz proszę pani ostatnie pamiątkowe zdjęcie w tym miejscu. - Przyciągnął Lucy do siebie i wpił się w jej słodkie usta, robiąc im zdjęcie na tle stadionu Realu Madrid.
Ciekawa czy jego żona się o tych zdjęciach dowie ??
OdpowiedzUsuńJezu ile seksu na tym wyjeździe po prostu nie wyżyci
Czekam na NN
No , a tak w ogóle fajny rozdział ^^ i gratki za to że każdy jest taki długi , hyhy ;D
OdpowiedzUsuńRany, jak przeczytałam pierwsze słowa, od razu pomyślałam, że cholera zaszła w ciążę!
OdpowiedzUsuńAle coś mi się wydaje, że to właśnie ta kwestia sprawi, iż Isabela się o tym wszystkim dowie, a Nathan być może wtedy zostawi żonę.
A co do projektu... ja wierzę, że to Nathan wygra dzięki Lucy. Co jak co, ale to kobiety znają się na tym lepiej. W końcu faceci - Ah, dobra tu kreska, tam się pieprznie jakąś kanapę o i telewizor i proszę mamy salon. A kobiety: tu kwiatuszka, tu zasłonki, a jeszcze jakieś dekoracje i wiele innych rzeczy.
Tom chce się umówić z Kelsey....No no no! :)
OdpowiedzUsuńLiczę, że Isabela dowie się o zdjęciach. :D
Czekam na next! <3
Możesz też wbić na moje opowiadanie :) http://lie-to-me-thewanted.blogspot.com/
świetny rozdział :D .. ale by było fajnie jak by sie okazało że lucy z nathem zaprojektują najlepszy dom dla tego typka :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :D
KOCHAM KOCHAM KOCHAM TWÓJ BLOG
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTak jak Kami PL na poczatku pomyslalam ze jest w ciazy.
OdpowiedzUsuńOhh co to by bylo haha *_*
Ale po czesci tez na to licze. Rozdzial zajebisty Mmmm
Masz Talent Nie Powiem Tylko Pozazdroscic <3
Ps. Przepraszam za ortografie ale niemiecka klawiatura :D
Kiedy kolejny rozdzial
OdpowiedzUsuń