sobota, 4 stycznia 2014


            Lotnisko w Londynie. Na taśmie przesuwały się kolejno różne walizki i torby. Ciemnowłosa kobieta szukała swojej w kolorze czerwonym. Czarna, zielona, znowu czarna... Jest czerwona! Wyciągnęła rękę i chwyciła walizkę za uchwyt, tym samym unosząc ją i stawiając po chwili na podłodze. Wysunęła rączkę do góry i zaczęła iść w stronę wyjścia, gdzie miał czekać na nią mąż. Przeszła przez automatyczne drzwi na zewnątrz i rozejrzała się, szukając wzrokiem szatyna i srebrnego BMW. Nigdzie go nie było... Może się chwilę spóźni. Stanęła gdzieś z boku, aby nie torować przejścia i rozglądała się. Dziesięć minut, piętnaście, dwadzieścia, pół godziny. Nadal go nie było. Westchnęła cicho niezadowolona i poszła w stronę taksówki. Kierowca otworzył bagażnik i wpakował do niego walizkę kobiety. Podziękowała mu uśmiechając się i wsiadła do samochodu na tylne siedzenie. Podała kierowcy adres pod który ma się skierować i patrzyła za okno na szybko przesuwające się obrazy. Wreszcie trzy dni służbowego wyjazdu minęły. Wróciła do Londynu i do męża... Oby jak najmniej takich wyjazdów w przyszłości. To ją nudziło. Jedno albo żadnego spotkania dziennie. Tylko podpisywanie umów czy załatwianie ważnych kontraktów, a tak to? Siedzenie w hotelu lub poznawanie okolicy. Ale co to za frajda robienie tego samemu?


            Pod wielki budynek podjechała taksówka. Wysiadła z niej długonoga kobieta, płacąc przed tym kierowcy za kurs. Mężczyzna wysiadł z samochodu i otworzył bagażnik wyjmując walizkę. Ciemnowłosa podziękowała mu i skierowała się do wejścia do budynku. Przywitała się z dobrze znanymi jej ochroniarzami i podeszła do windy, przyciskając mały guzik, który po chwili zapalił się na czerwono, a na wyświetlaczu było widać jak kolejne numerki spadają w dół. Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden i... Drzwi się otworzyły. Z małego kwadratowego pomieszczenia wyszło troje ludzi, a do środka weszła Isabela. Nacisnęła guzik z odpowiednim numerkiem. Drzwi się zamknęły, a ona ruszyła w górę. Kobieta stała modląc się by winda nie stanęła. Kilka chwil i usłyszała cichy, pojedynczy dźwięk. Srebrne drzwi otworzyły się, a czarnulka wyszła z niej, ciągnąc za sobą czerwoną walizkę na kółkach. Przeszła kawałek korytarza stukając obcasami o podłogę i widząc sekretarkę uśmiechnęła się.
- Szef u siebie? - Nie musiała długo czekać na odpowiedź. Kobieta skinęła głową, a Isabela udała się w dobrze znanym kierunku. Zapukała i w odpowiedzi usłyszała męski głos zapraszający ją do środka. Otworzyła drzwi i z bagażem wtargnęła do środka. Odstawiła walizkę na bok i uwiesiła się mężczyźnie na szyi. - Skarbie! Jak ja się za tobą stęskniłam! - Pokazała rządek białych zębów i wpiła się łapczywie w usta zaskoczonego szatyna. 
- Isa? A co ty tutaj robisz? - Spytał mężczyzna odrywając się od kobiety. Był zaskoczony jej obecnością.
- No jak to co? Przyjechałam prosto z lotniska do ciebie. Nie cieszysz się? - Przymrużyła lekko oczy, spoglądając na zdziwioną twarz swojego 'księcia z bajki'. Splotła ręce pod klatką piersiową oczekując odpowiedzi.
- Nie no kochanie... Bardzo się cieszę. - Szatyn uśmiechnął się szeroko i przygarnął do siebie całując jej słodkie usta. - Tęskniłem za tobą i to bardzo bardzo. - Wyszeptał cicho do jej uszka.
- Mmm... A ja za tobą. No i oczywiście za twoim wspaniałym przyjacielem. - Isabela ponownie uśmiechnęła się szeroko i wsunęła swoją rączkę do spodni mężczyzny. Najchętniej zrobiłaby to tu i teraz.
- Eee... Isa nie teraz... Przepraszam, ale ja mam ważne spotkanie zaraz.
- Jak zawsze... Wszystko ważniejsze ode mnie. - Zabrała rękę i podeszła do walizki chwytając za uchwyt. - Zasrani biznesmeni... - Wyszeptała to bardziej do siebie niż do niego. Nie chciała, żeby on to usłyszał.
- Ej kochanie... Nie obrażaj się. - Podszedł do niej i objął od tyłu. - Nadrobimy to później. Skończę spotkanie i wracam do domu. Oczywiście mam nadzieję, że cię w nim zastanę. To tylko 2 godziny. Wytrzymałaś trzy dni to i wytrzymasz dwie godziny. No, nie gniewaj się. Nadrobimy to w domu. - Ostatnie zdanie wypowiedział ciszej muskając ustami jej opaloną i gładką szyję. Wiedział, że ma dar przekonywania i kobieta się zgodzi na to.
- No dobrze... To się widzimy później. - Ciemnowłosa ucałowała go i otworzyła drzwi. - Do zobaczenia. - Już miała wyjść, ale chciała upewnić się, że mężczyzna dotrzyma słowa. - Ale Max... Obiecujesz, że to nadrobimy?
- Obiecuję. - George uśmiechnął się i jej pomachał. Kobieta odwzajemniła gest i wyszła z gabinetu zamykając za sobą drzwi. Poszła do windy żegnając się z sekretarką. Zjechała na parter i wyszła z budynku zatrzymując ręką nadjeżdżającą taksówkę. To teraz do domu do Nathana. Do męża, który nie przyjechał po nią na lotnisko...


            Sykes siedział na białej, skórzanej kanapie w salonie i trzymał na kolanach laptopa próbując coś zaprojektować. Wszystko co do tej pory zrobił, nie nadawało się do niczego. Przynajmniej z jego punktu widzenia. Każdy projekt trafiał do kosza komputera lub całkowicie został wymazywany. Siedział już tak z cztery godziny próbując coś wymyślić... Pustka w głowie. Zero nowatorskich pomysłów, od których można by oszaleć. Szło jak po grudzie. Miał wsparcie od strony Lucy, jednak ona dużo tu nie pomoże. Przecież nie zaprojektuje za niego domu. Spojrzał na swój komputerowy rysunek, który przed chwilą skończył i lekko się skrzywił. Kolejne do wywalenia. Po chwili plik został już włożony do kosza, a następnie całkowicie usunięty z pamięci komputera. Czas na kilka minut przerwy i jakiś posiłek. Odłożył urządzenie na stolik w pobliżu kanapy i powędrował do kuchni patrząc do szafki co ma do dyspozycji na obiad. Makaron jest, składniki na sos są. No to będzie spaghetti. Nalał wody do garnka i wstawił na ogień, który przed tym rozpalił. Posolił wodę i wziął się za krojenie pomidorów. To co już zrobił wkładał na rozgrzaną patelnię. W między czasie wsypał makaron do wrzącej wody. Po chwili sos był gotowy, a makaron ugotowany i odcedzony. Wymieszał wszystko ze sobą i włożył na głęboki talerz posypując startym serem żółtym, który pod wpływem ciepła rozpuścił się. Postawił posiłek na stole i nalał do szklanki soku pomarańczowego. Otworzył szufladę i wyciągnął widelec. Usiadł przy stole i wziął się za jedzenie. Przypomniał sobie o tym, że dzisiaj miała wrócić Isabela. A tak dobrze było przez te kilka dni, kiedy była na tym służbowym wyjeździe. Nikt nie gderał nad jego uchem, nie musiał odpędzać jej od siebie i wymyślać kolejnych wymówek, żeby tylko nie uprawiać z nią seksu. Znowu wszystko się zacznie. Chyba będzie musiał wymyśleć dla siebie jakiś wyjazd i wziąć ze sobą Lucy. Tylko ile tych wyjazdów musiałoby być, żeby jak najmniej przebywać z Isabelą. Może zacznie po prostu jej mówić, że teraz mają więcej pracy i musi dłużej siedzieć w firmie, a tak naprawdę będzie przesiadywał u Luss... Wziął do buzi ostatnią porcję spaghetti i popił sokiem. Wstał i włożył brudne naczynia do zmywarki, która już całkowicie się zapełniła. Włączył ją i powrócił do salonu do pracy. Brakowało mu już natchnienia... Usłyszał pojedynczy dźwięk wydobywający się z jego telefonu. Wyciągnął go z kieszeni i odczytał sms'a od Lucy. Uśmiechnął się lekko i odpisał szybko, że zobaczą się za dwie godziny. Odłożył małe urządzenie i wziął się za ponowne projektowanie. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo usłyszał jak otwierają się drzwi wejściowe, a zaraz zamykają.
- Kto tam? - Krzyknął dosyć głośno i siedział oczekując odpowiedzi. Nikt się nie odezwał, więc odłożył laptopa i wstał kierując się do drzwi wejściowych. Po chwili podbiegła do niego czarnulka i uwiesiła na szyi całując go namiętnie w usta. Po chwili oderwała się od niego i spojrzała z wyrzutem.
- Miałeś po mnie przyjechać na lotnisko. - Potupała lekko nogą o podłogę i skrzyżowała ręce pod klatką piersiową.
- Aaa tak... Przepraszam... Mam dużo pracy i zapomniałem... Od rana siedzę nad ważnym projektem.
- No tak jak zawsze praca ważniejsza ode mnie... - Westchnęła cicho i weszła do salonu.
- Nie skarbie, przecież wiesz, że tak nie jest. Po prostu mamy ważne zlecenie, od którego wszystko zależy.
- Dobra nie tłumacz się. - Westchnęła po raz kolejny i usiadła na kanapie. - Musze odpocząć... Jadę później jeszcze do pracy, muszę oddać umowę szefowi. Chyba, że oderwiesz się na chwilę od tego swojego projektu i pobędziesz chwilę ze mną. W końcu chyba należy mi się trochę czasu z mężem po tych trzech dniach nieobecności?
- Niech będzie i tak na razie nie szykuję się nic co mógłbym wymyślić. - Usiadł obok niej, a ona wtuliła się w niego. Zaczęli rozmawiać. Isabela opowiadała mu jak było na wyjeździe, co załatwiała, czy się udało i wszystkie takie bzdety dotyczące jej firmy. Oczywiście nie obyło się bez tego, że tęskniła... Pocałunki, czułe słówka...


            Głośny dźwięk trzaskania drzwiami rozległ się po całym domu. Po raz kolejny w tym tygodniu pokłóciła się z rodzicami. Tym razem przesadzili. Szlaban na wychodzenie przez miesiąc?! Jasne, bo na pewno się dostosuje... Niedoczekanie! Po części to wina Nathana, bo miał usprawiedliwić jej nieobecności, a nic takiego nie zrobił! I teraz ma przechlapane u starych, bo znowu zrobiła sobie wagary i to nie przez siebie samą! Przekręciła klucz w drzwiach, aby nikt nie mógł się dostać do jej pokoju i chwyciła plecak rozsuwając zamek od największej kieszeni. Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej parę ubrań, chowając je zaraz do plecaka. Nie zamierza tu gnić przez cały miesiąc! Do szkoły i z powrotem, do szkoły i z powrotem...? A jak niby ma się spotykać z Blondi i Nathem? Przez telefon ma gadać? Już bo na pewno leci... Nawet Blondi do domu nie wpuszczą! Szlag by to trafił! W końcu jest dorosła i odpowiada sama za siebie to czego się czepiają?! Niech się zajmą Loly, a nie pilnują osoby dorosłej! Okej jest ich dzieckiem, ale co z tego? Nie trzeba jej pilnować przez 24 godziny na dobę! Koniec z tym! Skończyła pakować najważniejsze rzeczy, schowała telefon do kieszeni i otworzyła okno. Spojrzała w dół. Jej najczęstsza droga ucieczki... Westchnęła cicho i zrzuciła plecak na trawę, a sama powoli zaczęła schodzić po kratce od winogron. Jak dobrze, że rodzice je tam zasadzili... Z ostatnich kilku szczebli zeskoczyła. Otrzepała ręce i zarzuciła plecak na ramiona. Spojrzała w górę, po czym poszła do bramy, którą zwinnie przeskoczyła i udała się na piechotę do domu Sykesa. Było już ciemno, ale nie bała się. Umiała się bronić w razie czego. Była ciekawa czemu Nathan do niej nie przyjechał. Może zajął się projektem i dlatego... Po około 30 minutach była już na dróżce prowadzącej do domu Sykesa. Pech chciał, że po drodze zaczęło lać. Dziewczyna cała już morka zaklęła pod nosem i pędem udała się do do domu swojego mężczyzny. Nie chciała pukać, bo domyślała się, że jego żona wróciła już z wyjazdu. Sięgnęła po telefon i wysłała do Nathana krótkiego sms'a żeby wyszedł na dwór. Nie musiała długo czekać, bo po chwili pojawił się w drzwiach. Spojrzała na niego i lekko się uśmiechnęła. Powiedziała ciche cześć trzęsąc się z zimna. Była cała przemoczona. Od stóp do głów. Nathan zamknął za sobą drzwi i podszedł do niej.
- Lucy co ty tu robisz? - Zmarszczył lekko czoło, mierząc ją wzrokiem.
- Stoję i czekam tu na ciebie... Pokłóciłam się z rodzicami... Mogę u Ciebie przenocować dzisiejszą noc? Obiecuję będę się dobrze zachowywać w stosunku do twojej żony.
- Jak to przenocować?
- Oj no Nath jedną noc... Zwiałam z domu... Wpuść mnie... Zimno jest. - Wyjęczała błagalnym tonem.
- Nie Luss, ja nie trzymam kochanek w domu. Wracaj do siebie. - Po tych słowach dziewczyna znieruchomiała. Stała z szeroko otwartymi oczami wlepionymi w mężczyznę. Nie wierzyła w to, co usłyszała. Kochanka... Jedno słowo wypowiedziane przez niego tak dobitnie huczało jej w głowie, jakby stała przy wielkim dzwonie.
- Co? - Wyszeptała cicho. W jej gardle robiła się wielka gula, przez co jej głos się łamał. Chciała się upewnić czy dobrze zrozumiała, czy słuch jej nie zawiódł. - Nathan co ty mówisz...?
- To co słyszałaś. To był tylko seks. Nic dla mnie nie znaczyłaś. - Szatyn powiedział stanowczym tonem. W tym momencie świat dziewczyny się zawalił. Dała mu się nabrać... Była taka naiwna wierząc w to, że on coś do niej czuje! Była głupia myśląc, że coś może z tego wyjść. Z jej oczu zaczęły wypływać gorzkie łzy, które mieszały się z kroplami deszczu. Mężczyzna miał ochotę wziąć ją w swoje ramiona i mocno przytulić, aby nie widzieć jej łez. Zranił ją... Dobrze wiedział, że bardzo ją zranił tymi słowami, ale nie mógł inaczej postąpić. Przemyślał to wszystko i wiedział, że to jedyne dobre rozwiązanie. Sam siebie zranił jeszcze bardziej... A słone krople, spływające po jej czerwonych od zimna policzkach sprawiały mu jeszcze większy ból. Po raz kolejny analizowała w myślach jego słowa. Krew w jej żyłach zaczęła buzować. Nabierała siły, żeby za chwilę wybuchnąć.
- Pierdol się z tą swoją żoneczką! Nienawidzę cię! Ch*uj pier*dolony! - Wyzywała go bijąc po torsie, a ona dawał się jej tak po prostu. Chciał, żeby rozładowała wszystkie złe emocje. Ból fizyczny był niczym w stosunku do bólu psychicznego, który rozrywał jego serce. Słuchał tych wszystkich wyzwisk i słów, które opisywały jaki to jest zły. Dobrze wiedział, że taki jest, ale inaczej nie potrafił. Dziewczyna skończyła go bić i spojrzała na niego zapłakanymi oczami. Najchętniej zabiłaby go. - Nie chcę cię znać! - Powiedziała cicho, nie mając siły już krzyczeć. Miała już wystarczająco zdarte gardło. Spojrzała na niego wrogo i pobiegła w stronę ulicy. Patrzył na nią jak się oddala. Upadł na kolana i schował twarz w dłonie. Z jego oczu popłynęły łzy. Stracił ją na własne życzenie... Jednak wolał ją zostawić teraz, niż żeby miała cierpieć jeszcze bardziej w przyszłości...


            Szła ulicami cała zziębnięta i przemoczona. Łzy nie chciały przestać lecieć po jej policzkach. Była rozgoryczona i zła na mężczyznę, że zabawił się nią i zostawił. Mówił, ze mu na niej zależy, a okazał się wielkim kawałem drania. Zawiodła się na kolejnym ważnym mężczyźnie w jej życiu. Zaufała mu, a on to wykorzystał dla własnych potrzeb. Dlaczego wszyscy faceci to popaprane fiuty?! Mózgi mają wielkości orzeszka?! Z uczuciami innych się nie liczą... Najpierw robią później myślą! Usiadła na zielonej ławce w pobliżu parku. Nie miała gdzie się podziać... Do domu jak na razie nie wróci, Sykes okazał się być popieprzoną świnią, a do Kelsey nie chciała iść... Nie chciała tłumaczyć się jej, przynajmniej jak na razie... Może jutro, kiedy wszystkie emocje z niej odpłyną... Patrzyła na ludzi, którzy wysiadali z taksówek lub autobusów biegnąc pod najbliższy dach, aby tylko nie zmoknąć. Omijali kałuże i pędzące samochody jak największym łukiem. Podkuliła nogi, opierając brodę na kolanach. Nikt się nią nie przejmował, każdy był zbyt zajęty sobą. Było jej zimno. Przez całe jej ciało przechodziły dreszcze. Siedziała tak z parę dobrych minut, myśląc co dalej robić. Postanowiła poszukać jakiegoś schronienia na tą jedną noc. Musiała gdzieś się schronić i przespać. Podniosła się z ławki i zakręciło się jej w głowie. Upadła na mokry chodnik tracąc przytomność...

10 komentarzy:

  1. To dowaliłaś :D Czekamy na następny :D / ŻANETA

    OdpowiedzUsuń
  2. To dowaliłaś ! xD
    Teraz będziesz szykanowana bo czekamy na 14 :D
    Sykes drań !
    Czekam na Następny i mam prośbę, jeżeli mogłabyś wejść do mnie, przeczytać i ocenić, nic więcej :) demons-in-my-headd.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. o kur*a ale rozdział ... zdziwił mnie przebieg akcji nie spodziewałam sie tego ale i tak rozdział zajebisty .. czekam na kolejny . weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. super rozdzial:)
    wiedzialam ze ona ma romans z Maxem a to suka:)
    za przeproszeniem co on odpierdala? tak ja skrzywdzic? z nim jest cos nie tak niech on leci ja przepraszac a nie placze jak male dziecko;p
    no niech oni sie pogodza i beda razem:D
    weny zycze i czekam na next;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No dałaś
    Ale czemu w takim momencie skoczyłaś ???
    Na pewno te słowa ją zabolały
    Czekam na NN

    OdpowiedzUsuń
  6. O ja pierdziu :o Ale się zadziało :o Moja mina jak Isabell powiedziała Max ' :O '. Nie no rozdział super! Ale Sykes ją potraktował :o Ja myślałam że on tak na poważnie :o
    Weź dodaj szybko nexta bo umieram z ciekawości :O

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezu biedna Luss. Nathan i tak wróci do niej bo nie wytrzyma z Isabelą zobaczyćie. Ale serio chuj z niego.
    A Iss taka suka dla Natha taka milusia a ma romans z Maxem.
    Rozdział przecudowny. Szybko nexta:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Teraz to dowaliłaś :o Wiedziałam, że ona coś kręci z Maxem! Wiedziałam... Podła jędza ;_; xD A Sykes? Jak on tak mógł?! Przecież mówił, że mu na niej zależy. Co za *pip*. Niech no ja go tylko spotkam, to zasadzę takiego kopnika w tyłek, że nie usiądzie na nim przed miesiąc xD
    Czekam na następny, weny x

    OdpowiedzUsuń
  9. Genialne jest to opowiadanie!
    Seryjnie... tak się w niego wciągnęłam.
    Czekam na kolejny rozdział, bo wiem, że warto na niego czekać :)
    Pozdrawiam :)
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń