środa, 1 stycznia 2014


            Godzina 6:30. Budzik w telefonie zaczął głośno grać. Brunetka zakryła się po sam czubek głowy fioletową kołdrą. Chciała dalej spać i śnić... Budzik nadal dzwonił. Wysunęła powoli rękę i zaczęła szukać swojego telefonu, który powinien leżeć na stoliku nocnym. Wymacała małe urządzenie i wyłączyła budzik. Otuliła się ponownie kołdrą i odpłynęła do krainy Morfeusza. Czas powoli mijał... 6:40, 6:50, 7:00...
- Lucy! Wstawaj, przecież idziesz do szkoły! - Pukanie do drzwi. Mama brunetki jak zwykle niezawodna. Tak właściwie powinna być o tej godzinie w pracy... Trochę to dziwne, że jest w domu.
- Która godzina?! - Lucy wrzasnęła, odkrywając się. Najchętniej zostałaby dziś w domu, ale jeżeli matka nie poszła do pracy, niestety nie może zostać. Rozpętałaby się niezła kłótnia... Pani Hale odpowiedziała córce, że jest po siódmej i zeszła na dół. Dziewczyna kiedy tylko usłyszała słowa matki wyskoczyła z łóżka jak oparzona. - Cholera jasna! Jak zwykle przestawiam budzik, a później ledwo się wyrabiam! - Zaklęła na siebie, po czym wyciągnęła z szafy fioletowe rurki, żółtą bokserkę i na to koszulę o tym samym kolorze. Sięgnęła po brązową, skórzaną torbę i wpakowała do niej wszystkie potrzebne książki. Spojrzała do lusterka przeczesując palcami swoje brązowe włosy. Umalowała dwie czarne kreski eyelainerem, a tuszem przejechała po rzęsach, podkręcając je lekko. Na koniec trochę błyszczyku na usta i była gotowa. Chwyciła torbę i w ekspresowym tempie zbiegła ze schodów. Wpadła do kuchni i w biegu złapała kanapkę przygotowaną przez jej matkę. Pożegnała się i czym prędzej wyszła z domu. Ledwo przekroczyła próg jak zobaczyła srebrne BMW należące do pana Sykesa, który siedział w nim, czekając na nią. Zatrzasnęła za sobą drzwi i szybkim krokiem ruszyła wzdłuż chodnika, kierując swoje kroki do szkoły. Kiedy tylko mężczyzna to zobaczył, wyszedł z auta i krzyknął, aby na niego poczekała. Zignorowała jego słowa i przyśpieszyła kroku. Nie zamierzała tracić na niego czasu i słuchać jego wymówek. W ogóle po co on tu się zjawił?! Przecież i tak już ją olał wtedy, kiedy obiecał jej, że przyjedzie po nią po lekcjach. Nathan dorównał jej kroku. Nie zatrzymywała się.
- Luss porozmawiajmy... - Chciał złapać jej rękę, aby ją zatrzymać, jednak dziewczyna skutecznie uniemożliwiała to, wyrywając ją. - Lucy proszę cię porozmawiajmy. Przepraszam, że wczoraj nie przyjechałem... Nie mogłem, ale chciałem. Uwierz mi... Posłuchaj...
- Nie, to ty mnie posłuchaj. - Zaczęła, gwałtownie się zatrzymując i stając naprzeciwko niego. - Nie przepraszaj mnie, bo już nie masz za co. Śpieszę się do szkoły, bo i tak już jest późno, a nie chcę mieć kolejnego przypału. Więc łaskawie zabieraj swoją dupę i spieprzaj do swojej żony! - Wykrzyczała i ponownie ruszyła.
- Lucy... - Mężczyzna chciał jej wszystko wytłumaczyć. Nie zatrzymała się. Pokazała mu środkowy palec i poszła dalej. Nie chciała słuchać jego bezsensownych wyjaśnień. Bo po co? Wszystko już wie... Nathan zaklął pod nosem i wrócił do swojego samochodu. Zajął miejsce na przodzie i oparł głowę o kierownicę. Westchnął. Nie dała mu nic wytłumaczyć.... Wiedział, że jest wkurzona za to, że nie przyjechał wtedy, chociaż obiecał jej to, ale nie mógł inaczej postąpić. Gdyby się nie zgodził Isabela nadal drążyłaby... Do upadłego. Zawsze dostaje to co chcę. Po za tym mogłaby zacząć snuć domysły. Dlaczego wszystko jest takie skomplikowane? Musi to wytłumaczyć brunetce.


            Późny wieczór. Loly przed chwilą usnęła. Oczywiście chciała, żeby Lucy przeczytała jej bajkę na dobranoc, a dobra siostra zrobi dla niej wszystko. Dziewczyna po cichu wyszła z dziecięcego pokoju, po czym skierowała się do łazienki, wstępując wcześniej po koszulkę nocną do pokoju. Kiedy była już w małym pomieszczeniu, obłożonym brązowymi i kremowymi kafelkami, rozebrała się i weszła pod prysznic. Chłodny prysznic na koniec dnia... O tak. To coś co było jej trzeba. Wszystkie kłopoty i myśli uleciały wraz z wodą, która spływała po jej opalonym ciele. Nalała żel na gąbkę i staranie umyła je. Spłukała pianę wodą, po czym wytarła się ręcznikiem i ubrała czarną koszulkę nocną i stringi. Powiesiła ręcznik na wieszaku i poszła do swojego pokoju. Zamknęła drzwi na klucz i usiadła na łóżku, przeczesując palcami swoje długie, mokre włosy. Srebrne BMW stanęło przed bramą. Wysiadł z niego szatyn. Przeskoczył przez zamkniętą furtkę i zaczął krążyć wokół  domu. Patrzył na każde okno, szukając tego jedynego. Na parterze żadne nie przypominało, aby było do pokoju dziewczyny. Czyli pokój ma na górze... Teraz tylko trafić w odpowiednie. Obszedł jeszcze raz dom. W jednym oknie na piętrze było widać firanki w misie. Nie to nie jej, widocznie ma siostrę lub brata. W oknie obok zobaczył czerwone ściany... Chyba to ten. Obok była kratka, na której rosły winogrona. Zaśmiał się do siebie, to mu ułatwi wejście na piętro. Sprawdził czy jest w miarę stabilna i zaczął się wspinać. Brunetka wzięła do ręki balsam i zaczęła smarować nim nogi. Nagle usłyszała pukanie do szyby. Podniosła wzrok w tamtą stronę i ujrzała Nathana. Zdziwiona jego obecnością po drugiej stronie, wstała i uchyliła okno.
- Co ty tu robisz? - Patrzyła na niego. Głupek jeden, żeby wchodzić na piętro poprzez kratkę do winogron.
- Stoję i czekam, aż mnie wpuścisz do środka, bo musimy porozmawiać.
- Ale nie mamy o czym... - Westchnęła teatralnie, przekręcając oczami. Miała dosyć tego ciągłego nachodzenia i proszenia o chwilę rozmowy... - Nie udało ci się zaciągnąć mnie do łóżka to mnie olałeś, bo po co się męczyć nie? Lepiej zrobić nadzieję, a później zostawić...
- Lucy proszę wpuść mnie... Chociaż na chwilę. Daj mi pięć minut na wyjaśnienie, a później zrobisz co będziesz chciała. Proszę tylko o pięć minut... Luss, proszę...
- Dobra właź, ale masz tylko pięć minut i ani chwili więcej. - Otworzyła szeroko okno, dzięki czemu mężczyzna wszedł do środka. Rozejrzał się dokładnie po pokoju. Przytulnie... Chociaż pokoje dziewczyn zazwyczaj są zadbane. Tfu... Raczej uporządkowane. Tutaj panował... 'Lekki' bałagan. Widać, że nie zwraca większej uwagi na poskładane ubrania. Woli mieć je porozrzucane po całym pokoju. Przejechał oczami kilka razy od prawej do lewej i odwrotnie, po czym zlustrował nimi dziewczynę. Skąpa koszulka... Seksowna... Uśmiechnął się sam do siebie. - No i czego się cieszysz jak głupi do sera? Dostałeś pięć minut. Czas ci leci... Obecnie zostały ci trzy minuty. - Oparła ręce na biodrach i tupnęła nogą, czekając aż łaskawie wreszcie coś powie. W myślach odliczała czas jaki mu został. Skończy się to pan Sykes będzie miał problem i wyleci z hukiem przez okno. Szatyn westchnął i zaczął:
- Okej, wiem że powoli czas mi się kończy, ale chce żebyś mnie uważnie wysłuchała, a nie żeby jednym uchem wleciało, a drugim wyleciało... I proszę nie przerywaj mi dopóki nie skończę. Wiem, że obiecałem że po ciebie przyjadę... Uwierz mi, że chciałem, ale nie mogłem. To znaczy... Ech... Wtedy Isabela... Po prostu wróciłem, a ona jak zwykle chciała, żebym spędził z nią trochę czasu. Wiedziałem, że łatwo nie odpuści... Chciałem zdążyć po ciebie, jednak się nie udało, bo mnie zatrzymała. Można by powiedzieć, że siłą... Musiałem zostać, żeby nie zaczęła snuć domysłów... Po za tym w Barcelonie, mówiłem szczerze. Z serca... I nie chciałem, żebyś poczuła się jakoś wykorzystana czy coś w tym stylu. Lucy zależy mi na tobie... - Szatyn w końcu przerwał swój monolog. Co prawda przekroczył swój czas, ale jakoś dziewczyna nie przeszkadzała mu, dała mu skończyć. Właściwie powiedział co miał powiedzieć, ale mógł mówić dalej. Jednak widząc jej minę przymknął się. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem, mając nadzieję, że dziewczyna nie wywali go po tym wszystkim z domu na zbity pysk. Sekundy dłużyły się mu niemiłosiernie. Minęła dosłownie chwila, a jemu wydawało się, że stoi tak już całą wieczność. Nadal jego oczy były skupione na jej pięknej buźce i próbowały coś wyczytać z jej wyrazu twarzy, który nic dobrego nie wróżył. Lekko przymrużone oczy, które gdyby mogłyby to by go pewnie zabiły i wykrzywione usta. Stał i nerwowo tupał nogą, czekając na wyrok jak jakiś przestępca.
- Musisz tak tupać? - Syknęła cicho brunetka, nie zmieniając wyrazu twarzy. Chciała potrzymać go trochę w niepewności. Widziała, że stresuje się tym wszystkim, a ona chciała go trochę podręczyć.
- Denerwuje się... - Wyszeptał i stanął prosto, uniemożliwiając ruch nogą. Westchnął cicho. Jeszcze chwila, a zwariuje z nerwów i niepewności. Może będzie lepiej jak po prostu teraz wyjdzie? Skoro i tak ma mu nie wybaczyć to lepiej nie słuchać kazania... Nie tak nie można. Trzeba być twardym. Westchnął jeszcze raz co widać było, że nie spodobało się brunetce. Pociągnęła go za koszulkę i pchnęła na łóżko, siadając na nim okrakiem.
- Czym tak się denerwujesz? Może tym, że twoja żona cię przyłapie?  W ogóle ona wie, że tu jesteś? - Zaśmiała się z jego zdezorientowanej miny. Patrzył na nią jakby urwała się z choinki. Podpuszcza go czy jak? To kolejna gierka z jej strony? - Ayy skarbie no nie patrz na mnie takim wzrokiem, przecież nic ci nie zrobię. Ja sobie tylko grzecznie na tobie siedzę. No chyba, że może speszyłam cię swoim strojem? - Uśmiechnęła się cwaniacko do niego. Nadal nie rozumiał do czego dziewczyna zmierza. - No skarbie co ty taki drętwy jesteś? Przed chwilą gadałeś jak najęty, a teraz nagle zamilkłeś?
- Bo nie wiem o co ci chodzi... Nadal nie potrafię cię czasem rozgryźć i tego twojego zachowania... Nie boję się jej... Powiedziałem jej, że jestem u kolegi.
- Ayy Nath... Boisz się mnie? - Nie odpowiedział na jej pytanie. Przechyliła lekko główkę w prawą stronę i nadal na niego patrzyła. - Chcesz, żebym ci wybaczyła tak? - Mężczyzna w odpowiedzi pokiwał głową. - Hmm... Nie wiem czy to jest możliwe... To za to, że nie przyjechałeś... - Złapała w paluszki jego prawe ucho i lekko przekręciła, aż Nathan cicho zawył. - Boli?
- Proszę przestań... - Jęknął błagalnym tonem próbując oddalić jej rękę od ucha. Na marne, za mocno je trzymała.
- Mnie też bolało, jak nie przyjechałeś, choć obiecałeś że to zrobisz. I bądź ciszej bo moja siostra obok śpi, a rodzice też po drugiej stronie ściany tylko że po prawej twojej stronie. To za to, że przez ciebie dostałam dzisiaj opieprz za spóźnienie do szkoły... - Wykręciła mu drugie ucho. Znowu jęknął. - Już ci mówiłam żebyś był ciszej. A to... Że mnie przeprosiłeś i jednak coś do mnie czujesz... - Zabrała ręce z jego uszu, po czym oparła je o łóżko i pocałowała bruneta w usta. Zaskoczyła go... Najpierw się mści, a teraz całuje? Jednak to drugie bardziej mu się podobało. Ułożył dłonie na jej biodrach i oddał pocałunek, lekko wpychając swój język do buzi dziewczyny i penetrując nim jej wnętrze. Z każdą chwilą ich języki toczyły coraz to bardziej zaciętą walkę. Zachłanny, pełen namiętności pocałunek... - Zostaniesz na noc? - Lucy spytała pomiędzy pocałunkami, po czym zrobiła mu malinkę na szyi. Wyprostowała się i uśmiechnęła do niego czarująco.
- Zostanę... - Odwzajemnił gest, po czym ponownie zatopił się w jej słodkich, malinowych ustach. Udało się... Odzyskał ją i jej zaufanie. Miał tylko nadzieję, że nie będzie miał już problemów z powodu Isabeli, chociaż pewnie to nieuniknione... Ale na razie nie ma się czym martwić. Są oni i nic więcej. Oni i ich pocałunek... Oni i ich rosnące coraz bardziej, z każdym dniem uczucie.

3 komentarze:

  1. Jak dobrze że mu wybaczyła
    Ale serio przez drzewo no to mamy tu kaskadera....xD
    Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuper,, Jak wrócę ze szkoły to mam nadzieję że będzie kolejny...:D
    Czekam nn i weny!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyczny rozdział:)
    dobrze że mu wybaczyła a ta jego żonka jakaś nienormalna chyba z nim tylko jest dla kasy;d
    weny i czekam na next;)

    OdpowiedzUsuń