Za oknem migały obrazy miasta. Wieżowce, centra handlowe i wiele samochodów różnych marek. Srebrne BMW wraz z kierowcą w środku jechało jak najszybciej na lotnisko, aby tylko nie spóźnić się na samolot. Czarnulka siedziała obok męża i trzymała rękę na jego udzie. Cztery dni bez męża... Jak ona to wytrzyma? Nie lubi jak on czy ona sama wyjeżdżają w sprawach służbowych. Tęskni wtedy za nim. Wjechali na parking. Szatyn zajął wolne miejsce, po czym wysiadł i wyjął z bagażnika walizkę swojej żony. Kiedy kobieta wysiadła, zamknął samochód przyciskiem przy kluczykach i ruszyli w stronę budynku na odprawę. Poszli w wyznaczone miejsce, gdzie Nathan oddał jej walizkę. Oczywiście nie obyło się bez czułego pożegnania, ale tylko jednostronnego, bo pan Sykes nie miał zbytnio ochoty okazywać jej swoich uczuć, których właściwie miał coraz mniej. Isabela pocałowała go namiętnie i poszła na odprawę, machając mu. Kiedy tylko zniknęła z oczu szatyna, wypuścił powietrze z płuc jakby pozbył się ogromnego ciężaru. Hmm... Właściwie można by jego żonę do tego porównać. Mężczyzna rozejrzał się dookoła i ruszył do swojego samochodu. Po chwili był na miejscu. Wsiadł do swojego cacuszka i ruszył do domu. Dzisiaj Lucy miała się spotkać z Kelsey, więc nie było mowy nawet o tym, żeby mogli się spotkać. Ach te baby... Tylko plotki im w głowach. Zaśmiał się pod nosem i ruszył z piskiem opon. Wstąpił po drodze do sklepu kupić piwo i jakieś przekąski. W końcu wieczorem spotyka się z Jay'em, a nie będą przecież oglądać meczu o suchym pysku. Wpakował zakupy do bagażnika i pojechał do domu. Zajechał na podwórko, wyciągnął zakupy i powędrował do domu, gdzie w kuchni odłożył je i wziął się za pracę. Usiadł przy stole, chwycił ołówek do ręki i zaczął szkicować. Kolejny projekt do zrobienia, a genialnych pomysłów brak. No tak nie ma co się dziwić, że ostatnio konkurencja zabiera klientów, skoro ich projekty są bardziej pomysłowe... Spojrzał na to co już zrobił i się lekko skrzywił. Nie był zadowolony. - Beznadziejne... - Mruknął pod nosem i zgniótł kartkę wrzucając do metalowego kosza, stojącego nieopodal. Ponowił próbuję naszkicowania czegoś, co będzie warte uwagi. Starannie kreślił linie, czasem wprowadzając małe poprawki. Ostatnie pociągnięcie i po raz kolejny spojrzał na swój projekt. - To może być... Później to przeniosę na komputer, a to... Do dupy. - Westchnął cicho i zjechał lekko na krześle. Ostatnio robota mu nie szła. Ba... Nawet bardzo. Zero jakichkolwiek pomysłów na coś dobrego, pomysłowego i niepowtarzalnego. A przecież klientom o to chodzi... Proste, tanie i funkcjonalne rozwiązania, ale też takie, aby przyciągały uwagę wyglądem. Czy to takie trudne, żeby coś takiego wymyślić? Poszedł do kuchni, sięgnął po piwo i otworzył je. Wrócił na swoje poprzednie miejsce i popijał złocisty napój, patrząc co może jeszcze zmienić. Podrapał się lekko po głowie, a do jego uszu doszedł dźwięk dzwonka do drzwi. Spojrzał na zegarek, była 19... Jay miał być na 20. Niechętnie wstał z krzesła i poszedł do wejścia. Otworzył drzwi i zobaczył w nich swojego przyjaciela trzymającego w ręku zgrzewkę piwa. - Aaa to ty... Ale przecież byliśmy umówieni dopiero za godzinę. - Szatyn otworzył szerzej drzwi, aby McGuiness mógł wejść do środka, co zaraz zrobił, szczerząc się od ucha do ucha.
- Wiem, ale pomyślałem, że może pogadamy przy piwku? - Wepchnął w ręce szatyna zgrzewkę złocistego napoju.
- O czym? - Sykes lekko zmarszczył brwi, spoglądając na niego. - Jeżeli chcesz gadać o pracy to wybacz, ale raczej nie skorzystam. Od paru godzin siedzę nad projektem i gówno z tego wychodzi... - Westchnął zrezygnowany mężczyzna, zamykając przy tym drzwi wejściowe i kierując swoje kroki do salonu. Jay poszedł za nim i od razu rozsiadł się wygodnie na białej, skórzanej kanapie, patrząc na swojego przyjaciela.
- Uuu... Coś ostatnio ci nie idzie, ale stary może to tylko chwilowe?
- Mam taką nadzieję, bo inaczej firma chyba splajtuje... - Sięgnął po otwieracz i odkneblował piwo dla Jay'a, podając mu je i biorąc swoje wcześniej już napoczęte. Usiadł po drugiej stronie i upił łyk.
- Nie no nie gadaj głupot. W razie co przecież masz innych pracowników i dobrze o tym wiesz, że nie musisz sam wszystkiego robić. Jak nie ty, to zawsze jestem ja. Po za tym... Za dużo na siebie bierzesz, jak zawsze...
- Dobra okej, lepiej skończmy ten temat.
- Okej. Słuchaj... Bo nie mieliśmy okazji pogadać o tym wyjeździe do Barcelony i tej dziewczynie. Opowiadaj...
- Jay proszę cię... - Nathan zaczął się śmiać z przyjaciela. Jak zwykle był ciekawy wszystkiego, a w szczególności ostatnio cały czas wypytuję o Lucy. Pokręcił głową i napił się piwa. Spojrzał na błagalną minę przyjaciela i ponownie wybuchnął śmiechem. - No dobra... Ale jeżeli piśniesz choć słówko Isabeli to cię zamorduje.
- Nath... Ja mam jej mówić? No chyba żartujesz. Dobrze wiesz, że jej nie lubię... - Do uszu Jay'a ponownie doszedł odgłos śmiechu szatyna. Kiedy mężczyzna się uspokoił, wziął głęboki oddech i opowiedział mu co działo się w Hiszpanii. Nie mówił aż tak bardzo szczegółowo, ale jakąś tam część opowiedział bardzo dokładnie, żeby McGuiness go już nie męczył. Oprócz tego przyznał się przyjacielowi, że mu na niej zależy i nie wie czy to miłość, ale... Czuję, że chcę przy niej być cały czas. Chcę ją przytulać, całować, opiekować się nią. Po prostu chcę być blisko niej...
- Oj stary... Wpadłeś po uszy. Ale to bardzo dobrze. Może wreszcie przejrzysz na oczy i zostawisz Ise... Przecież wy do siebie zupełnie nie pasujecie. Ja nadal nie mogę zrozumieć dlaczego ty się z nią ochajtałeś.
- Bo ją kochałem... Dobra stary zejdźmy z tego tematu bo nie chce o niej rozmawiać. Wyjechała i bardzo dobrze. Mi to jest na rękę. Przynajmniej nikt mi nie truje dupy... A teraz otwieraj piwo, bo mi się skończyło, a ja włączę tv. Zaraz zaczyna się mecz. - Rzucił otwieracz do Jay'owi i wstał sięgając po pilota. Ponownie usiadł na kanapie i włączył urządzenie, szukając kanału sportowego na którym mieli rozgrywać mecz. Szatyn poszedł jeszcze do kuchni i przełożył w miski różne przekąski. Chipsy, ciastka, prażynki. Po czym wrócił do salonu. Mecz się zaczął. Najpierw odśpiewanie hymnów, a później pierwszy gwizdek sędziego i i zaczęli. Po całym domu można było słyszeć krzyki dwóch panów, którzy albo denerwowali się kiedy bramkarz nie obronił lub ich drużyna nie strzeliła bramki albo wariowali z radości kiedy ich ulubieńcy strzelili bramkę. Istne szaleństwo...
Wyszła z
domu kierując się do swojej blondwłosej przyjaciółki. Było już późno, ale ona
jak zwykle się nie bała. Umiała się skutecznie bronić. Po dwudziestu minutach spaceru
była pod domem dziewczyny. Otworzyła furtkę i przeszła przez niewielki ogródek
do drewnianych drzwi. Nacisnęła mały czarny guziczek i usłyszała po drugiej
stronie dzwonek. Po chwili drzwi otworzyły się i oczom dziewczyny ukazała się
kobieta o brązowych włosach. Mama Kelsey. Bardzo lubiła tą kobietę. Od małego
się znają z Kell, a pani Hardwick traktowała ją jak drugą córkę. Przywitała się
z kobietą i weszła do środka. Nie zdążyła z matką Kell chwili porozmawiać, bo
już po chwili ze schodów zbiegła blondynka, łapiąc ją za rękę i ciągnąc na górę
do swojego pokoju. Kiedy były już na miejscu ten wulkan energii zamknął drzwi,
popchnął brunetkę na łóżko i usiadł na niej okrakiem.
- Blondi
wariatko! Złaź ze mnie! - Lucy zaczęła się śmiać próbując zepchnąć swoją
przyjaciółkę. Na marne, bo ta nie zamierzała jej ustąpić. - Dobra... Co chcesz
wiedzieć? - Westchnęła brunetka patrząc na Kelsey. Dobrze wiedziała, że
koleżanka chcę od niej wyciągnąć informacje na temat Nathana. Blondi
uśmiechnęła się cwanie.
- Właściwie
to... Wszystko. - jasnowłosa pokazała rządek białych zębów. - No wiesz... Czy
coś między wami... Uprawialiście seks? - Wypaliła patrząc na brunetkę z poważną
miną.
- Że co?!
- Lucy zakrztusiła się własną śliną. Chwila musiała minąć, aż dziewczyna się uspokoiła.
- Blondu głupku! Nie! - Zrzuciła ją z siebie i automatycznie stanęła na równe
nogi. - Za karę nic więcej już ci nie powiem.
- Luss!
No proszę cię, proszę... - Jęknęła błagalnie blondwłosa i pociągnęła koleżankę
za rękę, co spowodowało, ze usiadła obok niej na łóżku. Lucy pokręciła
przecząco głową. - No Luss proszę... Proszę, proszę, proszę...
- Dobra
już dobra... Powiem. - Dziewczyna się zaśmiała kładąc na łóżku przyjaciółki.
Blondynka położyła się obok niej i wlepiła w nią swoje gałki oczne, czekając na
jej relacje. - No więc...- Już zaczynała mówić, ale oczywiście jak zwykle
Blondi musiała jej przerwać. Nigdy nie może zaczekać...
- No
mów... Szybko bo ja tu jak na bombie siedzę! - Brunetka pokręciła głową śmiejąc
się i zaczęła opowiadać od samego początku jak to było z Nathanem. Podczas
zdawania raportu tej podstępnej jędzy na samą myśl uśmiech wstępował na twarz
dziewczyny. Nie
chciała jej jak na razie zdradzać wszystkich szczegółów, żeby nie zapeszyć, ale
mniej więcej opowiedziała o prysznicu w Barcelonie i plaży w ostatnią noc
wyjazdu. Oprócz tego Blondi mogła się dowiedzieć o przeprosinach Sykesa jak
przyjechał do brunetki późnym wieczorem. Kelsey kiedy słyszała coraz to kolejne
zdania wypowiedziane przez przyjaciółkę, jej oczy coraz bardziej wychodziły z
orbit. Kiedy Lucy skończyła swoją relacje, jasnowłosa usiadła i spojrzała na
nią gniewnym wzrokiem. - Ja cię zamorduję... Jak słowo daję zamorduję się! Ty
mi dopiero teraz mówisz co się między wami dzieje?!
- Nie
pytałaś to nie mówiłam i nie morduj, bo nie będziesz mieć już przyjaciółki i ci
nic więcej nie opowiem!
- Ja nie
muszę pytać! Ty sama powinnaś mi tu paplać od początku do końca...
- Ayy
Blondi daj spokój! - Brunetka zaśmiała się i ucałowała blondwłosą w policzek. I
jak zwykle dziewczyna udawała obrażoną, ale po chwili całkowicie jej przeszło i
zaczęły dalej plotkować.
- Matko
Kelsey... Ja się chyba zakochałam. - Pisnęła Lucy, ale za chwilę posmutniała,
co nie uszło uwadze jej przyjaciółki i po chwili usłyszała pytanie co się
dzieję. - Nie wiem czy to wypali... On ma żonę przecież... Boje się, że on mnie
traktuje tak... No wiesz, że jestem odskocznią od niej. Zabawi się i mnie
zostawi... - Westchnęła brunetka biorąc do ręki brązowego misia leżącego obok
poduszki i wlepiając w niego zielone oczy.
- Luss
przestań... - Blondi przytuliła koleżankę i oparła brodę na jej ramieniu. - Z
tego co mówisz to... Ja wnioskuje, że podobasz mu się i jesteś dla niego ważna.
Po za tym... Nie myśl o przyszłości tylko ciesz się tym, co jest tu i teraz.
Bierz ile wlezie i nie martw się o nic. Sama mi to często mówisz. To jest tak
jak z twoimi starymi. Dają ci karę, a ty i tak masz to głęboko i tego się
trzymaj. - Uśmiechnęła się do Lucy, która po chwili odwzajemniła go.
- Masz
rację. - Zawsze starała się myśleć pozytywnie i mieć wszystkich głęboko w
poważaniu, ale czasem nachodziły ją czarne myśli jak każdego człowieka. Jeszcze
jakiś czas porozmawiały o Nathanie, a później przerzuciły się na temat szkoły,
matury i wszystkim co z tym związane. Egzamin dojrzałości tuż tuż... Plotki
trwałyby dłużej gdyby nie to, że następnego dnia musiały iść na lekcje. I tak
było już późno bo przed pierwszą w nocy, a o siódmej trzeba było wstać. Blondi
zaproponowała Lucy, że ją odwiezie. Zebrały się i pojechały do domu brunetki.
Jak dobrze, że Blondi miała już prawo jazdy i swój samochód... Zajechały pod
bramę, pożegnały się i blondwłosa wróciła do siebie, a Lucy wzięła szybki
prysznic i poszła spać, nastawiając wcześniej budzik na siódmą rano.
Spod
prysznica wyszedł mężczyzna owijając się ręcznikiem wokół bioder. Stanął przed
lustrem i przejechał palcami po włosach, patrząc na swoje odbicie. Umył
starannie zęby, po czym wytarł twarz drugim ręcznikiem i wyszedł z łazienki
kierując się w stronę kuchni. Przeszedł przez salon i pokręcił głową na widok
bałaganu jaki zostawili z Jay'em wczoraj wieczorem po meczu. Postanowił
posprzątać to później. Otworzył lodówkę. No wreszcie coś normalnego do
jedzenia, a nie niskokaloryczne produkty, których nie da się jeść. Poprzedniego
dnia zrobił sobie zakupy na najbliższe kilka dni. Sięgnął po szynkę i ser żółty
w plasterkach, które po chwili położył na blacie i wrócił do lodówki po
ketchup. Wyciągnął talerz i trzy kromki chleba, które po chwili posmarował
masłem i położył na nie po plasterku mięsa i sera, a całość polał czerwonym
sosem. Zrobił sobie kawę jak codziennie rano i cały posiłek postawił na stole,
siadając i pochłaniając owe kanapki i ciemną ciecz. Skończył jeść i pozmywał po
sobie, po czym skierował się do sypialni ubrać się. Zrzucił z siebie ręcznik,
założył bokserki i spodnie od garnituru. Spojrzał do szafy i szukał jakiejś
fajnej koszuli do założenia wśród wielu innych. Jego wzrok spoczął na
niebieskim materiale. Wyciągnął koszulę, nałożył ją na swoje nagie plecy i
zapiął guziki jeden za drugim. Do tego zawiązał na szyi krawat i założył na to
jeszcze marynarkę. Był gotowy. Chwycił teczkę oraz kluczki od swojego BMW i
wyszedł z domu. Otworzył garaż i po chwili wyjechał ze swojej posiadłości kierując
się w stronę domu państwa Hale. Sprawnie przejechał przez miasto i zajechał pod
dom. Brama była otwarta, a samochodu rodziców Lucy brak, czyli byli w pracy.
Nathan uśmiechnął się do siebie i wjechał na podwórko. Sięgnął po telefon i
wykręcił numer do dziewczyny, przystawiając aparat do ucha. Do uszu dziewczyny
dobiegł dźwięk dzwoniącego telefonu. Cicho zamruczała i przekręciła się na
drugi bok, zakrywając się kołdrą po sam czubek głowy. Poszła spać po drugiej w
nocy, a ktoś przerywa jej spokojny sen. Walić szkołę... Raz można nie iść.
Chciała dalej spać, ale ktoś nie dawał za wygraną i dalej próbował się do niej
dodzwonić. Odkryła się ciężko wzdychając i sięgnęła po swój telefon. Nacisnęła
zieloną słuchawkę i przystawiła do ucha mamrocząc "słucham".
- Cześć
księżniczko. Wstawaj już siódma, a ja czekam na ciebie pod domem.
-
Nathan... Musiałeś mi przerywać tak piękny sen? - Wyjęczała do telefonu.
- Skarbie
idziesz do szkoły.
- Dobra
dobra... Już wstaję, zaraz będę na dole, daj mi 15 minut. - Rozłączyła się i
wzdychając zwlekła się z łóżka. Pobiegła na bosaka do łazienki i spojrzała w
lustro. Nie wyspała się... Ochlapała zaspaną twarz wodą, po czym umyła zęby i
wytarła twarz ręcznikiem. Odwiesiła go na miejsce i wróciła do swojego pokoju.
Wyjęła z szafy jeansowe szorty i szeroką, czarną koszulkę z białym napisem.
Ubrała się, spakowała i usiadła przy lusterku robiąc lekki makijaż. Trochę
jasnobrązowego cienia do powiek, eyeliner, tusz do rzęs i gotowe. Zerwała się z
miejsca i wyszła z pokoju, chwytając w przelocie telefon. Zbiegła na dół i
założyła trampki. Nie jadła śniadania, twierdząc, że kupi sobie coś w szkole.
Wyszła z domu, zamykając za sobą drzwi i wsiadła do auta po stronie pasażera,
witając się z Nathem buziakiem w usta. Mężczyzna w odpowiedzi uśmiechnął się i
ruszył w stronę jej szkoły. Lucy rozsiadła się wygodnie i położyła nogi na
desce rozdzielczej. W samochodzie rodziców i Kelsey zawsze tak robiła. Po
prostu tak było jej najwygodniej. Szatyn spojrzał na jej nogi.
- Luss
zdejmij stamtąd nogi... - Powiedział spokojnie, wracając wzrokiem przed siebie.
- Nathan
no proszę cię... Mi jest tak wygodnie. - Jęknęła cicho, uśmiechając się do
niego jak najsłodziej potrafiła.
- Nie ma
mowy, zdejmuj. - Pokręcił głową. Dziewczyna westchnęła cicho i usiadła prosto,
kładąc nogi na podłodze. Mężczyzna uśmiechnął się i dalej jechał w wyznaczony
cel. Nagle sobie o czymś przypomniał. - O kurcze Lucy... Ja muszę wrócić do
domu. Zostawiłem ważne dokumenty... - Spojrzał na nią. - Bardzo źle będzie
jeżeli spóźnisz się na pierwszą godzinę? Masz jakiś sprawdzian albo ważną
kartkówkę? Mogę to usprawiedliwić jak coś...
- Nie no
spoko... Mam na pierwszej historie. Nudna jak nie wiem co, więc dla mnie to
lepiej. - Zaśmiała się i kiwnęła na znak, że może jechać do niego skoro to
ważne. Szatyn się uśmiechnął i na najbliższym możliwym miejscu zawrócił.
Dziesięć minut i znaleźli się pod jego domem. Lucy spojrzała przez szybę i była
pod wrażeniem. Kupa kasy w to poszła... - Bardzo ładny dom...
- Dzięki.
- Uśmiechnął się i odpiął pasy wysiadając. - Jak chcesz to możesz ze mną wejść
do środka. - Na te słowa dziewczyna szybko wysiadła z samochodu. Nathan złapał
ją za rękę i poprowadził do środka budynku. Weszli, a dziewczyna zaczęła się
rozglądać. Naprawdę była pod wielkim wrażeniem nie tylko wyglądu z zewnątrz,
ale i od wewnątrz. Dom był przestronny, nowoczesny, ale miał swój urok. Szatyn
widząc minę dziewczyny uśmiechnął się lekko. - Sam urządzałem. Aaa...
Przepraszam za ten bałagan. Wczoraj z Jay'em oglądaliśmy mecz i dosyć późno skończyliśmy...
Nie zdążyłem posprzątać przed pojechaniem do ciebie.
-
Spokojnie mi to nie przeszkadza. Sam dobrze wiesz jak wygląda mój pokój. -
Zaśmiała się cicho idąc za szatynem. - Ale... Twoja żona jest?
- Nie
Isabela wczoraj wyjechała na kilka dni w sprawach służbowych. - Ponownie ukazał
rządek białych zębów. - Zaraz wracam, zostawiłem dokumenty na górze. - Ucałował
Lucy w usta i pobiegł na górę w poszukiwaniu papierków. Przeszukał wszystko na
wierzchu. Nie ma. Do szuflad raczej nie wkładał, ale na wszelki wypadek każdą
po kolei sprawdził. Tam tez ich nie było. Stanął na środku pokoju i westchnął
myśląc gdzie mógł je wsadzić. Podrapał się lekko po głowie i położył na
podłodze patrząc pod łóżko. Są! Sięgnął po nie i wstał uśmiechając się
tryumfalnie. Obrócił się w stronę drzwi i zobaczył uśmiechniętą brunetkę, która
opierała się o framugę. - Coś nie tak? - Spojrzał na nią badawczo. Dziewczyna
weszła do pokoju i usiadła na łóżku.
-
Przytulnie... Mam nadzieję, że się nie obraziłeś, że tu przywędrowałam bez twojej
zgody?
- Lucy no
coś ty... - Zaśmiał się cicho i usiadł obok niej. - Aaa no i dzięki. Fajnie, że
ci się podoba. - Odłożył dokumenty na stolik obok łóżka i spojrzał na Lucy.
Uśmiechnął się lekko i wpił w jej usta. Bez zastanowienia odwzajemniła gest, wpychając
lekko swój język do jego buzi i drażniąc nim jego podniebienie. Po chwili i
jego język zaczął współpracować zatracając się we wspólnym ich tańcu. Pocałunek
stawał się coraz to bardziej namiętny, pełen pożądania... Jego ręka powędrowała
pod jej bluzkę. Nie protestowała, pozwoliła mu się dotykać. - Musisz iść
dzisiaj do szkoły? - Szatyn wyszeptał jej do ucha i zjechał z pocałunkami na
jej szyję, podgryzając ją lekko w nią.
- Nie,
jeżeli mi to jakoś usprawiedliwisz. - Zaśmiała się cicho, zsuwając z niego
marynarkę i odwiązując krawat.
- Zrobi
się. - Wyszczerzył się i zdjął z niej koszulkę. Podciągnęła się na rękach
wędrując głębiej na łóżko, a ona za nią. Przyciągnęła go do siebie chwytając za
koszulę i ponownie pocałowała namiętnie w usta. Odwzajemnił pocałunek wędrując
rękoma po jej ciele, aż dotarł do jej stanika. W tym czasie jej zwinne paluszki
rozpięły guziki w jego błękitnej koszuli, która po chwili znalazła się gdzieś
na podłodze. Uśmiechnął się do niej i rozpiął jej stanik. Jego oczom ukazały się
jędrne piersi. Dziewczyna przygryzła dolną wargę lekko się rumieniąc. Złapał
jej jędrną pierś w dłoń i pomału zaczął ją masować. Za to drugą zabawiał
językiem, okrążając językiem jej sutek, który robił się coraz bardziej czerwony
i nabrzmiały. Do jego uszu docierał cichy pomruk Lucy. Podobało jej się to, a
on miał satysfakcję z tego co robi. Po chwili język pieścił jej drugą pierś.
Ręce Lucy wędrowały po jego umięśnionych plecach i torsie. Jego mięśnie, pod
wpływem jej dotyku napinały się lekko. Czuła jak jego męskość wbija się w jej
udo. Przejechała opuszkami palców po jego klatce piersiowej i brzuchu, aż
dojechała do zapięcia jego spodni. Rozsunęła rozporek i zsunęła lekko jego
spodnie. Mężczyzna oderwał się od niej na chwilę i do końca je zdjął, rzucając
je na podłogę. Odpiął guzik od jej szortów i chwycił je, aby zdjąć. Brunetka
uniosła się lekko, aby pomóc mu w tym. Została w samych koronkowych stringach,
które skrywały pod sobą jej dolinę rozkoszy. Pocałował malinowe usta
dziewczyny, po czym schodził z pocałunkami coraz niżej, smakując jej
delikatnego ciała, nie zostawiając ani jednego centymetra. Muskał wargami jej
dolinę pomiędzy dwoma wzgórzami, kierując się cały czas w dół do brzucha i
dalej. Natrafił w końcu na przeszkodę w postaci cienkich majteczek. Zdjął je
powoli i całował jej wzgórek. Lucy mruczała cicho z zamkniętymi powiekami.
Oddawała się jego pieszczotom. Mężczyzna podniósł się i zdjął z siebie ostatnią
część garderoby w postaci bokserek. Oczom dziewczyny ukazał się jego nabrzmiały
penis. Był gotowy... Nathan położył się na niej. - Na pewno tego chcesz? -
Wyszeptał cicho do ucha brunetki i spojrzał w jej zielone, lekko przestraszone
oczy. Skinęła głową na znak potwierdzenia i zatopiła się w jego ustach. Wszedł
w jej ciasną i mokrą cipkę powolnym, ale stanowczym ruchem. Jęknęła... Poczuła
leki ból w okolicach podbrzusza. Mężczyzna zaczął się w niej powoli poruszać, a
ona z każdym jego kolejnym ruchem odczuwała przyjemność, która zastąpiła ból.
Po chwili odnaleźli wspólny rytm i dziewczyna poruszała swoimi biodrami razem z
jego. Im dłużej się kochali, tym do uszu szatyna dobiegały głośniejsze jęki
Lucy. Przez ciało dziewczyny przechodziły fale gorąca i zimna. Wygięła się w
charakterystyczny łuk i przez jej ciało wstrząsnęła ogromna rozkosz. Kilka
głębszych pchnięć i mężczyzna wystrzelił białą mazią wprost do dziurki
dziewczyny. Opadł na jej ciało i pocałował jej usta. Położył obok niej i
przykrył ich kołdrą. Lucy uspokoiła oddech i wtuliła się w niego.
- Nath...
- Wyszeptała cicho i spojrzała na niego. - Muszę ci coś powiedzieć... - Bała
się jego reakcji na to co powie. Jeżeli to się mu nie spodoba? Patrzyła na
niego i nie wiedziała czy dobrze zrobiła poruszając temat...
- Tak? -
Spojrzał w jej zielone tęczówki, ucałował w czoło i uśmiechnął się promiennie.
- Bo
ja... Byłam dziewicą...
Jeny kocham twojego bloga <3 juz nie mogę się doczekać kolejnego rozdzialu .pozdtawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuńNo i znow! No i znow konczysz w takim momencie! Jak tak mozesz? Ale wiesz? Zaskoczylas mnie takim jakby obrotem spraw. Tylko jak na to Nathan zareaguje :o Ciekawe... Czekam na nastepny, weny xx
OdpowiedzUsuńSerio dziewica :O
OdpowiedzUsuńNo to nieźle
Czekam na NN
fantastyczny rozdzial:)
OdpowiedzUsuńKelsey jaka ciekawa co miedzy nimi jest z reszta Jay to samo;p
w koncu spali ze soba ale fajnie:D
mysle ze Nathan sie nie zdenerwuje tym ze byla dziewica znaczy ja tak mysle:D
tylko zeby przypadkiem jakims cudem Isabel sie tam nie znalazla:p
weny duzo zycze i czekam na next;)